Zazwyczaj rutynę określamy pejoratywnie. Wielki słownik języka polskiego definiuje ją jako „uczucie nudy i monotonii związane z ciągłym wykonywaniem tych samych czynności opartych na ustalonych schematach i brakiem zmian”. Tak rozumiana rutyna odbiera nam życiową radość i energię, na co także wskazują połączenia leksykalne – „wkrada się” w naszą codzienność, „zabija” nasz związek, sami „popadamy” w rutynę, a kiedy tak się stanie, to marzymy, aby stać się „wolnymi od” rutyny. Tak pojmowana rutyna staje się wrogiem, zagrożeniem, czymś negatywnym, monotonią, powtarzalnością, automatyzacją. Nic dziwnego, że zyskała złą sławę. Czy na pewno to jedyne jej oblicze?

Gdyby określić ją synonimicznym „nawykiem”, zakres skojarzeń zdecydowanie by się poprawił. Bo nawyk to „to, co człowiek robi często i regularnie, dlatego że robiąc to wcześniej wiele razy, uważa robienie tego za normalne i naturalne i nie wyobraża sobie, że mógłby tego nie robić lub robić w inny sposób”. Nawyk może być dobry lub zły, nabyty lub ukształtowany, można go zmienić lub wykorzenić. Zostawia nam pewną wolność w jego kształtowaniu.

Czy rutyna, przyjaźniej nazywana nawykiem, ma więc jakąś wartość? Zdecydowanie tak. Nawet jeśli na pierwszy rzut oka niewidoczną, bo obejmuje czasami bardzo drobne, pozornie nieznaczące gesty, zachowania. Ale z tych małych gestów, nawyków, zachowań składa się nasza przyszłość. To, co robimy każdego dnia, ma ogromny wpływ na nas i nasze życie. To pozornie mało znaczące tu i teraz, kiedy staje się sumą wszystkich naszych tu i teraz, ma już konkretne przełożenie na kształt naszego życia. Ważne, by umieć spoglądać na nawykowe czynności z szerszej perspektywy, by umieć ocenić, czy docelowo doprowadzą nas do dobra, zdrowia, szczęścia, czy może stopniowo będą nas od naszych celów odwodziły. 

To, kim jestem albo kim będę w przyszłości lub każdego następnego dnia, zależy od małych gestów, nawyków właśnie, bo to one, sumując się, nadają mi kształt. Co więcej, te małe wybory wpływają na wybory kolejne. Nawyk więc nie jest czymś nieistotnym, czymś mało znaczącym, czymś przypadkowym. A przynajmniej nie powinien być. Świadomie wybrany i świadomie kształtowany może stać się podstawowym warunkiem realizacji dalekosiężnych planów i wielkich celów. Kluczowa jest refleksja nad rutyną i nawykami, bo to one są cegiełkami, z których buduje się większą konstrukcję. Od nas zależy, jaką konstrukcję zbudujemy. Chodzi więc o to, aby to nie rutyna nas kształtowała, ale byśmy to my poprzez nią kształtowali siebie. Mamy więc być podmiotem, a nie przedmiotem czy obiektem rutyny.

Rutyna ma jeszcze tę zaletę, że zwalnia od myślenia i konieczności podejmowania codziennych wyborów. Owszem, ten trud refleksji trzeba podjąć na początku, kiedy określamy swoje cele, kierunek swojego rozwoju i wybieramy taki zestaw małych czynności, które będą realizacji tych celów służyły. Jeśli w drodze do celu jesteśmy zmuszeni każdorazowo dokonywać wyborów, często nasza wola słabnie i zdarza się, że zamiast na działanie przekierowujemy całą swoją energię na podejmowanie decyzji. Wypracowanie dobrego nawyku sprawia, że działamy automatycznie, bez konieczności każdorazowego podejmowania decyzji, co bardzo namacalnie oszczędza naszą energię. Automatyzmy są w takim ujęciu czymś bardzo pozytywnym i twórczym dla człowieka, choć zazwyczaj działanie automatyczne, czyli bezrefleksyjne, kojarzymy negatywnie.

Dobra, przemyślana rutyna może skutecznie pomagać nam w realizacji dalekosiężnych celów. Jak wiemy, te wymagają zazwyczaj olbrzymiej motywacji, ciężkiej pracy, ale kiedy rozłożymy wielki cel na mikrodziałania i wpiszemy je w codzienną, dobrą i celowo rozwijaną rutynę, nawet się nie obejrzymy, kiedy upragniony cel osiągniemy.