Czy poczucie winy jest nam do szczęścia potrzebne? Paradoksalnie tak. I to bardzo. Jest czerwoną lampką sygnalizującą, że coś poszło nie tak, że zaszliśmy za daleko. Pojawia się w sytuacji postępowania niezgodnego z akceptowanym przez nas systemem wartości, jest strażnikiem naszej moralności i wrażliwości. Ale ma też ważny aspekt społeczny. Pomaga nam przestrzegać norm, dostrzegać i nie naruszać granic innych. A więc jest narzędziem kształtowania siebie oraz budowania i rozwijania relacji z drugim człowiekiem. Poczucie winy, chociaż nieprzyjemne, pełni zatem rolę konstruktywną. Jest niezbędne, aby żyć mądrze i dobrze. Ta czerwona lampka pozwala zawrócić z niebezpiecznej drogi.

Ale zdarza się, i to całkiem często, że pełni jednak funkcję destrukcyjną. Dzieje się tak w przypadku kilku mechanizmów. Pierwszy to nadmierne poczucie winy – przesadne, irracjonalne, długo noszone, często nieadekwatne do sytuacji. Nie staje się etapem uzdrawiania, naprawiania relacji czy pracy nad sobą, ale celem samym w sobie, stałym towarzyszem niszczącym nas samych i nasze otoczenie. Ciągle rozpamiętujemy to, co się stało, przepraszamy, bijemy się w piersi. Nic więcej z tego nie wynika – poza poczuciem bycia przegranym.

Czasami też poczucia winy do siebie nie dopuszczamy. Wypieramy je. Tłumimy. Nieświadomie przerzucamy winę na innych albo zamrażamy się emocjonalnie. To także niszczący mechanizm, uniemożliwiający wzięcie odpowiedzialności za swoje czyny, generujący postawy zimne, egoistyczne i nieempatyczne.

Czasami jest jeszcze inaczej. Jesteśmy gotowi uznać swoją winę, ale nazbyt szybko chcemy przejść do porządku dziennego nad konsekwencjami swoich czynów. Najszybciej, jak to możliwe, próbujemy pozbyć się wyrzutów sumienia, bagatelizujemy sprawę słowami: „przecież nic się nie stało”, „zostawmy to”, „daj już spokój”. Tymczasem osoby skrzywdzone, naruszone relacje wymagają czasu. Próba oszukania go jest równie zwodnicza, jak wypieranie wyrzutów sumienia. Może być tylko chęcią ucieczki przed nimi, a nie rzeczywistym naprawieniem kawałka naszego świata.

Takie obchodzenie się z wyrzutami sumienia czy poczuciem winy nie jest ani zdrowe, ani pomocne, nic więc dziwnego, że uznaje się te emocje za niepotrzebne i szkodliwe, zwłaszcza w dobie obecnych zmian społecznych i światopoglądowych, kiedy tak duży akcent kładzie się na osobisty dobrostan.

Tymczasem zdrowy mechanizm wyrzutów sumienia ma pomagać w rozwoju i w budowaniu. Ma ułatwiać dostrzeżenie swojego błędu, zadośćuczynienie i naprawienie krzywd. Droga ta biegnie od dostrzeżenia przekroczonej granicy, przez działania naprawcze, przebaczenie (także sobie), do uczucia ulgi i odbudowania lub pogłębienia relacji. Wszystko wyważone, w odpowiednich proporcjach i we właściwym czasie, czyli zdrowe, racjonalne i adekwatne.

Wyrzuty sumienia to może niewygodne, może niemodne, ale jednak mądre narzędzie do optymalnego i satysfakcjonującego życia. Zdrowo przeżyte poczucie winy ma zaskakująco wielką moc – otwiera na drugiego człowieka, świat, przyszłość, pozwala iść do przodu, rozwijać się i doskonalić. Jest więc zadaniem i wyzwaniem – nie tylko wychowawczym w relacji rodzice–dzieci. Także my, dorośli, ciągle musimy uczyć się brania winy na siebie, zamiast przerzucania jej na innych, i skutecznego oraz adekwatnego działania, aby to poczucie winy niwelować.