Patrzymy na świat, który jeszcze przed miesiącem wydawał się być scenariuszem filmu. Ba, patrzymy na rzeczywistość przez pryzmat filmów, książek, komiksów i seriali – oczyma popkultury. Jest bardzo duże ryzyko, że realne działania też będziemy filtrowali przez model zachowań i reakcji znanych z kina.

Istnieje ogromne ryzyko romantyzacji wojny. Chodzi o takie postępowanie, które ukazywałoby wojnę jako coś czarno-białego, jako sytuację, w której jest tylko światło lub tylko cień, w której ci walczący o dobro zawsze są dobrzy, szlachetni i bezinteresowni i będą własną piersią chronić słabszych, natomiast ci z drugiej strony będą tylko wyglądem zewnętrznym różnić się od dzikich bestii. Podobne ryzyko istnieje w podejściu do uchodźców. Popkultura wskazuje nam, że uchodźca to ten, który pokonuje trudności i przeszkody na swojej drodze, żeby żyć długo i szczęśliwie w bezpiecznej przystani. Istnieje ryzyko, że będziemy na tych straumatyzowanych, pełnych lęku ludzi patrzeć trochę jak na bohaterów filmów i seriali, którzy bohatersko wezmą się w garść, będą nam dozgonnie wdzięczni, nie będą się na nic skarżyć, będą maksymalnie pokorni. Może w końcu istnieć ryzyko, że sami siebie będziemy traktować jak superbohaterów niosących bezinteresowną pomoc, których nie dotknie ani zmęczenie, ani zniechęcenie, ani w końcu zniecierpliwienie.

Rzeczywistość tak nie wygląda. Jesteśmy ludźmi (tylko lub aż – kwestia przyjętej optyki), mamy wady i zalety, mamy nasze jasne i ciemne sprawki. Nie ma nikogo, kto nie miałby ciemnej strony – to jasne. I chodzi tutaj tak o nas – którzy pomocy udzielają, jak i o nich – tych, którzy szukają u nas pomocy. Nie mamy prawa oczekiwać od siebie heroizmu i stawiać sobie nadludzkich oczekiwań. Bo jeśli cokolwiek pójdzie nie po naszej myśli, to skończyć to się może obniżeniem samooceny, wyrzutami sumienia, a nawet depresją. Mierzmy siły na zamiary i pamiętajmy, że każdy z nas ma ograniczone możliwości. Wspaniałe jest to, jak bardzo bohaterski, wielkoduszny i wspaniałomyślny okazuje się nasz naród jako suma ludzi, którzy niosą pomoc. To działa dopingująco i wzmacniająco, dodaje sił i dodatkowo motywuje, tak że czasami można myśleć, że możemy wszystko. Trudności przyjdą na dłuższym dystansie i już teraz trzeba pamiętać o higienie psychicznej i o zadbaniu o swoje zasoby, tak żeby nie zabrakło ich dla nas samych. Nie można dać więcej, niż samemu się ma.

Nie traktujmy również uchodźców jako ludzi, którzy zawsze będą wdzięczni, mili i wpatrzeni w nas jako tych, którzy ratują ich przed wojną. Nie mamy żadnego prawa tego oczekiwać. Spektrum zachowań, reakcji, uprzedzeń w relacjach i wewnętrznych trosk, traum i problemów będzie warunkować ich podejście do nowej sytuacji. Oczywiście w większości sytuacji będziemy mieli do czynienia z pozytywnymi reakcjami, ale nie możemy tego zakładać. Pomagamy przecież nie dla własnego samopoczucia, ale dlatego, że drugiemu człowiekowi dzieje się krzywda – nigdy o tym nie zapominajmy.

Kryzys wojny i uchodźstwa zostanie z nami na dłużej, a pierwsze emocje opadną i zostaniemy w nowej sytuacji, w której będziemy musieli nauczyć się żyć. Pojawią się pewnie nieporozumienia i niezrozumienia. Ważne jest to, żebyśmy patrzyli na siebie nawzajem z łagodnością i nie doszukiwali się podtekstów, ukrytych znaczeń czy złej woli. Jesteśmy w tej sytuacji nie z własnej woli, a już tym bardziej nie są w niej Ukraińcy, którzy uciekają przed dramatem nikomu niepotrzebnej, wywołanej bezrozumnie wojny.

Zadbajmy o siebie, a wtedy będziemy dobrze dbać o innych i bądźmy łagodni.