Istnieje jedna zależność w rodzicielstwie. Rodzice, choć się zmieniają, nabywają życiowej mądrości, zawsze pozostają rodzicami. Dzieci, choć dorastają, również pozostają dla swoich rodziców dziećmi, ale dziećmi, tak rozwojowo, w końcu przestają być. I na tym polu mogą pojawić się problemy. A wszystko dlatego, że nasze relacje z hierarchicznych, nierównorzędnych muszą zmienić się na bardziej partnerskie, równorzędne. Problem w tym, że obie strony: dorosłe dzieci i rodzice dorosłych dzieci, do nowej rzeczywistości muszą się dostosować, zmienić nieco patrzenie na drugą osobę, zaakceptować i przyjąć fakt, że jesteśmy dla siebie równymi rozmówcami.
Często, zanim to zrobimy, każda z wymienionych stron musi przejść pewną drogę, by zrozumieć siebie nawzajem, bez obwiniania, bez wywyższania. Jeżeli to nie nastąpi, trudno nam będzie przejść do porządku dziennego, bo albo będziemy czuć się wykorzystywani, zmuszani do relacji, bo tak trzeba, bo po to rodzice nas wychowywali, by mieli w nas oparcie na starość. Z drugiej strony, to rodzice będą wymagać albo ulegać swoim dzieciom bezrefleksyjnie. Z pewnością nie będzie to szczere. Brak chęci zrozumienia obydwu położeń ostatecznie może doprowadzić do zerwania więzi, relacji lub tylko utrzymywania jej okazjonalnie. Uzmysłowić sobie trzeba, że jak każda relacja, tak nowa, bądź co bądź, relacja dorosłe dzieci – rodzice, jest procesem. Obie strony mogą w niej dobrowolnie wziąć udział, ale bez wspólnego działania nie uda się tego dokonać w sposób prawidłowy.
Z jednej strony, szczególnie w momencie, kiedy dzieci założą własne rodziny, nasze perspektywy świata zbliżają się, zauważamy pewne podobieństwa, te same trudności życiowe. Zaczynamy nawet się rozumieć, rozmawiać, otwierać się przed sobą. Choć już w trakcie rozmowy czar może prysnąć, bo może się okazać, że nie rozmawiają ze sobą dwie dorosłe osoby. A właśnie dziecko przepytywane jest przez rodzica bądź dziecko tłumaczy się rodzicowi ze swoich poczynań. Ważne w tym procesie są nasze intencje, z jakimi wychodzimy do drugiej strony. Czy chcemy rozmawiać jako dorośli, czy tylko jako dzieci i rodzice.
Ta ostatnia zależność nigdy nie zginie, to zupełnie naturalne. Dorosłe dzieci zawsze będą wracać do swoich rodziców, zawsze ich będą wspominać. Niestety, kiedy dzieci stają się już dorosłe, mają – okazuje się – inną wizję swojego świata. I trudno rodzicom na to przystać. Dlaczego tak się dzieje? Dlaczego tak trudno czasem nam się dogadać, nawet w tych najprostszych sprawach?
Przede wszystkim rodzice i dorosłe dzieci tkwią ciągle w swoich rolach. Mówi się, że dorosłe dzieci w stosunku do swoich rodziców nadal występują emocjonalnie w roli dziecka. A dzieje się tak, że dalej nie uporali się ze swoimi zranieniami z dzieciństwa, wówczas reagują najczęściej złością, obwinianiem rodziców, ogólną niechęcią. Ponadto nadal czują obawy wobec rodziców, lęk przed ich opinią na przeróżne tematy związane z życiem czy rodzinnym, czy zawodowym. Dlatego tak często nie mówią im prawdy albo celowo ją ukrywają. Nieraz też nadmiernie biorą za nich odpowiedzialność, bo czują się winne, by oddać im to, co sami od nich otrzymali. Wówczas zdarza się, że zgadzają się na coś, na co wcale nie mają ochoty. A robią to, bo czują, że muszą, że tak wypada. Nie jest to prawdziwa troska. Do tego stopnia, że czasem zamieniają się rolami. Dzieci matkują rodzicom, a rodzice nie potrafią zaznaczyć swoich granic.
Podobnie wygląda to wśród rodziców. Im też zdarza się nie wyjść z roli emocjonalnego rodzica niedojrzałego dziecka. Co to znaczy? Nic innego jak to, że nie zaakceptowali tego, że ich dzieci są już dorosłe. Wówczas dają sobie przyzwolenie na krytykę, dyktowanie swoich oczekiwań względem życia dorosłego dziecka, nie ufają mu. Zapominają, że co mogli, to już im dali. Każdy rodzic jest dla swoich dzieci wystarczający. W danej chwili umieli być tacy, jak umieli. Nie da się dać więcej, niż samemu się posiada. Nawet jeżeli po drodze były błędy, jeżeli czują brak zaufania do swoich już dorosłych dzieci, to zapewne czują brak zaufania do samych siebie. Może czują, że zawiedli, że można było zrobić coś inaczej. Dlatego też nadmiernie próbują chronić dzieci, nadal nie pozwalają im doświadczać życia, chcą w skrajnych przypadkach je kontrolować. Albo sytuacja ma się zupełnie odwrotnie i zamieniają się rolami ze swoimi dziećmi, i dają się im wykorzystywać.
Aby relacje dorosłych dzieci i ich rodziców ulepszyć czy właśnie odbudować, przede wszystkim ważne jest, by chcieć widzieć siebie jako kogoś sobie równorzędnego, ani z pozycji dziecka, ani z pozycji rodzica, ale jako człowiek dorosły z człowiekiem dorosłym. Dlatego dzieci powinny uporać się ze swoimi emocjonalnymi zaszłościami. Najlepiej postarać się zaakceptować to, co było, wyciągnąć z tego wnioski dla siebie i swoich najbliższych. Nazwanie tego, co gdzieś w nas mocno tkwiło i od środka rozdzierało, jest bardzo uzdrawiające. Dzięki temu możemy poczuć prawdziwą wdzięczność do rodziców, lepiej ich zrozumieć i przebaczyć to, co tego wymaga. Rodzice z kolei również powinni zaakceptować to, co było, a przede wszystkim to, że ich dzieci są dorosłe. Że mają prawo do samostanowienia, że mają swoje potrzeby, wartości, granice i sposoby na budowanie relacji i organizację życia. To ważne, by nową relację między nimi nie określały żadne trudne emocje związane z przeszłością. Aby raczej czerpali z niej mądrość. A można tego dokonać, gdy zacznie się ze sobą szczerze rozmawiać, bez obaw, bez krytyki.
Dorośli ludzie budują zaufanie wyłącznie poprzez szczerość i szacunek do drugiego człowieka. Dorosłe dzieci i rodzice mogą na bazie miłości zakorzenionej we wspólnej przeszłości zbudować piękne i trwałe relacje, które będą kwiatem ich relacji z przeszłości. A to na pewno wyda owoce.