Uległość w rozwiązywaniu konfliktów tylko pozornie wydaje się być dobrym rozwiązaniem. Zgadzanie się na rozwiązania przedstawione przez drugą stronę bez refleksji i podążanie za narzuconym prowadzeniem może doprowadzić do utraty własnej niezależności – do stania się przedmiotem, a nie podmiotem.

Jest zasadniczo wiele strategii rozwiązywania konfliktów. Omówiliśmy w zeszłym tygodniu kompromis jako rozwiązanie z jednej strony dobre, a z drugiej nierozwiązujące problemów do końca. Na tym polega jego paradoks. Uległość jest natomiast z gruntu złą metodą rozwiązywania problemów i ustawienia się w konflikcie. I jeżeli jeszcze w relacjach przyjacielskich czy rodzinnych ona się czasem pojawia jako zgoda na wybór konkretnego filmu w kinie, restauracji, miejsca na wypoczynek, to jest to w porządku, o ile ulegają obie strony z taką samą częstotliwością. Jeśli jedna strona narzuca coś regularnie, trzeba przemyśleć swoją pozycję w tej relacji.

Można powiedzieć, że są zasadniczo dwa rodzaje ludzi – tacy, którzy będą dążyć do zaznaczenia swojej obecności, do przewodzenia, można powiedzieć, że są to naturalni liderzy, oraz tacy, którzy dla tak zwanego świętego spokoju będą pozwalać prowadzić się przez tych pierwszych. Jest to w zasadzie porządek naturalny, który – o ile mamy do czynienia z normalnym liderem – jest siłą napędową świata. Natomiast jeśli trafi się nam psychopata albo ktoś, dla kogo władza będzie wszystkim, wtedy pojawia się problem.

Dlatego tak ważne jest, żeby wiedzieć, czym jest uległość w rozwiązywaniu konfliktów i że zgadzanie się na narzucone rozwiązania – jeśli budzą one jakikolwiek sprzeciw – jest powolną rezygnacją z własnego ja na rzecz tożsamości zbiorowej bądź takiej, którą narzuca lider – ten łamacz sumień i myśli.

Nie zawsze oczywiście przybiera to formy zorganizowanych totalitaryzmów na dużą skalę. Ale nawet w rodzinie czy w grupie przyjaciół, czy w pracy może doprowadzić do uprzedmiotowienia części osób, a to jest najgorsze, co może człowieka spotkać. Człowiek wpędzony w poczucie winy, zmuszony do działań wbrew sobie i postawiony w sytuacji, w której nie chciał się znaleźć, jest odzierany ze swojej godności.

Jak sobie więc z tym radzić? Jak nie być uległym wbrew sobie? Bo czym innym jest uległość przemyślana i chciana – przecież często tak jest – od tej, którą opisałem wcześniej. Z całą pewnością warto dbać o swoją świadomość i o wyznaczenie własnych granic, na których sforsowanie się nie zgodzimy i bronić ich jak niepodległości. Wiadomo, że w dzisiejszym świecie jest to trudne. Szczególnie kiedy znajdujemy się w środowisku, w którym wiele zależy od relacji – na przykład rozwój kariery czy poziom zarobków. W takich sytuacjach tym bardziej trzeba zadbać o swoje granice i o swoje zdrowie psychiczne. Łamanie sumień i wymuszanie zgód na cokolwiek jest mobbingiem i zawsze będzie złe.

Dlatego tak ważne jest, żebyśmy byli asertywni. Asertywność to nie tylko umiejętność mówienia „nie”, kiedy rzeczywiście tego chcemy, ale coś dużo szerszego. To pewien zestaw zachowań, a przede wszystkim dyspozycji wewnętrznych, które pozwalają nam zachować swoje granice. Można by nawet powiedzieć, że są to takie nasze służby graniczne, które chronią nas przed agresją z zewnątrz. Asertywność to przede wszystkim świadomość siebie i wiedza na swój temat.

Warto zaglądać w głąb siebie. Warto odpowiadać sobie na pytania, czego chcę, dokąd zmierzam, o czym marzę – są to pytania, które bardzo mocno pomagają w wytyczaniu granic, a jednocześnie pokazują nam kierunki naszego rozwoju. Na tych drogach (bo to nigdy nie jest samotna ścieżka) będą pojawiać się ludzie, którzy będą chcieli nas albo zawrócić, albo porwać na swoje ścieżki. Asertywność i świadomość siebie pozwolą nam takim wpływom nie ulegać.

Wiele osób często boi się powiedzieć „nie”. Boimy się często odmówić ze strachu przed tym, że taka czy inna okazja już się nie powtórzą, albo przed tym, że ktoś przestanie nas lubić czy szanować. W takiej sytuacji należy sobie zadać pytanie o wartość takiej relacji i zastanowić się, co by było, gdyby to ta druga strona odmówiła nam. Czy już byśmy jej nie szanowali i nie lubili?

Warto eksperymentować ze słowem „nie” – oczywiście tak, aby nikogo nie krzywdzić – i zobaczyć, co się stanie. Ludzie żyjący asertywnie, nieulegający modom czy przede wszystkim innym ludziom panują nad swoim życiem i nie dają się ponieść rwącej rzece „bo tak wypada” i innych tego typu wymówek.

Wymuszona uległość jest więc trucizną, która powoli wyłącza naszą niezależność, naszą samodzielność i ostatecznie naszą podmiotowość. A nikt przecież nie chce być pionkiem na szachownicy rozgrywanej przez innych.