Wydaje się, że człowiek zmaga się z dwoma skrajnymi pytaniami – czego wymaga od niego świat oraz czego on wymaga od świata albo raczej (bo jeśli chodzi o punkt widzenia jednostki, to owo „wymaga” przybiera ładniejszą postać terminologiczną) czego on potrzebuje, pragnie, o czym marzy.
A więc czego? Poczucia wpływu na swoje życie, kontroli, sprawstwa, skuteczności, wydajności, wykorzystywania talentów, dojrzałości, rozpoznania powołania, odkrycia celu i sensu życia, podjęcia misji – to odpowiedzi z tej górnej, ambitnej półki. Ale często też na co dzień dopada nas przyziemność i pragniemy wygody, bezpieczeństwa, stabilizacji finansowej, zastanawiamy się, jak wskazuje papież Franciszek, „gdzie można by było więcej zarobić lub zdobyć więcej sławy i prestiżu społecznego, jakie zadania przyniosłyby więcej przyjemności”.
Przy większym poczuciu własnej wartości, godności i świadomości pytamy też o siebie, o swoją tożsamość, o to, kim jesteśmy, jacy jesteśmy, kim chcemy być, aby być pełnowartościowymi, dojrzałymi, dobrymi ludźmi. Zadajemy sobie wtedy trud rozpoznawania swojego wnętrza, tego, co smuci i raduje, co jest moją mocną, a co słabą stroną, co mogę z tym zrobić, jak to zmienić, poprawić, rozwinąć, aby pełniej żyć, osiągnąć szczęście, móc wypełnić swoje powołanie.
Gdyby chcieć taką postawę zwizualizować, narysować do niej grafikę, to mógłby nią być okrąg (symbolizujący nas) i dochodzące do niego (nie od niego) promienie. Te promienie to to wszystko, co daje nam, a przynajmniej powinien dawać świat, co my sami musimy zrobić, by się wypełnić, dopełnić tym, co naszym zdaniem jest realizacją człowieczeństwa albo po prostu naszymi życiowym powołaniem, zadaniem. Ale okrąg (my) to duże pole i potrzeba wielu promieni, żeby to pole wypełnić, żeby nie pozostawić pustych miejsc, luk, białego tła. A i tak okazałoby się, że ciągle pozostają punkty niewypełnione, ciągle pozostają braki. I ten proces wypełniania i dopełniania może rozciągnąć się na całe nasze życie, stać się naszą ideą, pochłonąć naszą energię. I ciągle pozostanie niepełność.
Gdyby jednak pytanie odwrócić… Nie pytać: co świat musi mi dać, co ja muszę dać sobie, by...? Gdyby tak odwrócić kierunek promieni od okręgu (siebie) na zewnątrz (od siebie) i zacząć pytać, nie kim jestem, ale dla kogo jestem, co mogę zaoferować innym? Tę odkrywczą i uwalniającą myśl tak przedstawia papież Franciszek:
Możesz zadawać sobie pytanie, kim jesteś, i spędzić całe życie, szukając tego, kim jesteś. Ale zadaj sobie pytanie: „Dla kogo jestem?”. Jesteś niewątpliwie dla Boga. Ale On chciał, abyś był także dla innych, i wyposażył cię w wiele cech, skłonności, darów i charyzmatów, które nie są dla ciebie, ale dla innych.
A wtedy wystarczy jeden promień ode mnie do drugiego, tu i teraz w konkretnej sytuacji, z konkretnymi możliwościami. I ten promień będzie wystarczającą pełnią i wystarczającą realizacją życia i siebie. I z takich licznych promieni skierowanych od okręgu (mnie) do świata (drugiego) powstanie nasza tożsamość, nasze zadanie, misja. I każdy z nich będzie niezależną całością, zniknie potrzeba dopełniania, szukania, uzupełniania. Bycie dla innych może się okazać wystarczającym byciem. I choć z pewnością ciągle będzie wiele spraw, rzeczy, osiągnięć, które są poza moim zasięgiem, to ważniejsze okażą się te, które mogę zrobić, do których mam wystarczająco dużo pożytecznych cech.
Ale kluczowe jest odwrócenie pytania – nie: kim jestem?, ale: dla kogo jestem i co mogę dla kogoś zrobić? Żeby można było te pytania sobie stawiać, potrzebna jest jeszcze jedna umiejętność – zwolnienie. Aby zamiast tych gorączkowych, energicznych poszukiwań, szukać ciszy, „gotowości do słuchania: Pana Boga, innych osób, samej rzeczywistości, która za każdym razem na nowe sposoby stawia przed nami wyzwania. Tylko ten, kto jest gotów słuchać, posiada wolność wyrzeczenia się swojego niepełnego i niewystarczającego punktu widzenia”, jak poucza papież. Trzeba nauczyć się iść przez życie z delikatnością, skromnością i spokojem. I szukać okazji do dobra.