Święta, święta i po świętach – chciałoby się powiedzieć. To maksyma, której strasznie nie znosi moja żona, która uwielbia święta i zawsze przypomina fakt, że w polskiej tradycji świętowanie Bożego Narodzenia jest przedłużone aż do 2 lutego, do święta Ofiarowania Pańskiego. Mam czasami takie wrażenie, że my zawsze musimy robić po swojemu. W Kościele powszechnym okres bożonarodzeniowy kończy się wraz ze świętem Trzech Króli – Epifanią – 6 stycznia.

Lubimy sobie przedłużyć świętowanie, dlatego że jesteśmy narodem, który dobrze czuje się, biesiadując i przebywając razem. Nawet jeśli bywa to czas sporów, to nie potrafimy sobie tego odmówić. Inne narody mają inne tradycje związane ze świętami. Niemcy na przykład zaczynają świętowanie nawet ponad miesiąc przed Bożym Narodzeniem. Budują w miastach okazałe Weihnachtsmartkty, podczas których można kupić świąteczne specjały, zabawki, ubrania i wszystko to, co choćby w najbardziej odległy sposób kojarzy się ze świętami. Ale tuż po świętach wszystko sprzątają i przechodzą nad życiem do porządku dziennego. Odwrotnie niż u nas.

Bo każda kultura, tradycja ma swoje własne rozwiązania, które innym mogą się wydawać dziwne. I fascynujące jest to, że jesteśmy tak blisko siebie, wywodzimy się z tego samego pnia cywilizacyjnego, a nasze historie potoczyły się tak odmiennie. Tak bardzo się zantagonizowaliśmy i te nasze tysiąc lat wspólnej historii to w zasadzie historia wojen i rywalizacji.

Ale nie chcę tu dziś pisać o historii stosunków polsko-niemieckich, ale o tym, że można wyjść z jednego domu, z podobnego modelu wychowania, a pójść dwiema odmiennymi ścieżkami. Narody, jako masy oczywiście, nie mają swoich temperamentów i charakterów, ale jakoś tak się dzieje, że aż się prosi o takie paralele. Polacy, żywi, energiczni, kłótliwi i z genem anarchii różnią się kompletnie od ułożonych, szanujących władzę, praktycznych i układnych Niemców. To wszystko oczywiście stereotypy, ale skoro można je utworzyć w odniesieniu do takich mas ludzi, jakimi są narody, to co dopiero z jednostkami.

Te różnice są głęboko zakorzenione w ludzkiej naturze i sprawiają, że świat idzie naprzód. Bo gdybyśmy byli wszyscy tacy sami, to z całą pewnością albo byśmy się pozabijali, albo spoczęlibyśmy na laurach. Człowiek – prawdziwie skomplikowana istota. Nasz temperament (wrodzony) i charakter (nabyty) otwierają przed nami nieskończenie wiele możliwych interakcji z innymi ludźmi. To się nazywa prawdziwa wolność i wolna wola. Ale w tym wszystkim powinniśmy pamiętać o naszych własnych ułomnościach i ograniczeniach, szczególnie wtedy, kiedy spotykamy się z innym ich zestawem u człowieka, z którym wchodzimy w relację. Fascynujące jest to, jak często zapominamy, że my też mamy wady.

Ten czas, w którym teraz jesteśmy, czas nadziei, czas rozpoczynania na nowo, w końcu czas refleksji nad życiem i być może u niektórych nad wiecznością, to moment, w którym warto przemyśleć swoje relacje. Warto zastanowić się nad tym, czy nie wykorzystywaliśmy czyichś słabości dla swojej korzyści. A może to inni wykorzystali nas? Święta to dobry czas na takie myśli.

W człowieku równie fascynująca, co jego skomplikowanie jest jednocześnie jego refleksyjność. Fascynują mnie historie wielkich nawróceń, wielkich przemian, kiedy to z największego łotra ktoś staje się łagodnym jak baranek dobroczyńcą. Jest to dla mnie kluczowy dowód na to, że nie jesteśmy bezwolnymi marionetkami poruszanymi przez bezdusznego demiurga, jakim jest los, ale rzeczywiście mamy siłę kształtować swoje życie, swoje otoczenie i mieć wpływ na swoją przyszłość.

Może jeśli więcej ludzi sobie to uświadomi, to wszelkie narodowe stereotypy przestaną być aktualne. Czasami warto wierzyć w utopię.