Za nami święta, przed nami nowy rok, a co ważniejsze nowi my, nowe szanse, okazje, początki, wyzwania, krótko mówiąc – postanowienia. Za każdym razem z entuzjazmem do nich podchodzimy, z tą samą nadzieją zaczynamy, wierzymy, że tym razem się uda. Bo przecież kiedyś musi. Tym bardziej że wiemy już co nieco o celach i o tym, jakie powinny być. Że konkretne, że mierzalne, że ambitne, że realne i osadzone w czasie. Jeśli utworzymy z tych cech według ich angielskich nazw jedno słowo, wyjdzie nam SMART. A więc postanowienia noworoczne powinny być mądre. Co jeszcze decyduje o ich mądrości? Znajomość ludzkiej natury.

Jest pewna właściwość ludzkiej psychiki, która może nam wiele wyjaśniać. Otóż człowiek nie lubi niezgodności między postępowaniem, wyborami, działaniami a poglądami, opiniami, wyobrażeniami. Niezgodność tę nazywamy dysonansem poznawczym. Pojawia się on, kiedy stykają się dwa elementy poznawcze, które pozostają ze sobą w pewnej sprzeczności. Na przykład palenie papierosów pozostaje w sprzeczności z raportami naukowymi potwierdzającymi ich szkodliwość. Człowiek nie lubi takiego bałaganu w sobie, potrzebuje spójności. Więc zazwyczaj dąży do redukcji dysonansu poznawczego. Może to uczynić na różne sposoby. Albo rzucając palenie i zachowując wiarę w prawdziwość badań, albo nie rzucając palenia, ale wtedy zmuszony jest podważać lub ignorować badania. Są jeszcze metody pośrednie, typu: mnie to nie dotyczy, palę tyle, co nic itp. Wszystkie mają na celu usprawiedliwienie swojego postępowania lub zminimalizowanie grożącego niebezpieczeństwa. Ale chodzi tak naprawdę o to, aby te elementy poznawcze stały się ze sobą zgodne.

Aby tę spójność zachować, człowiek ma skłonność do uzasadniania swojego postępowania. To by się zgadzało. Nie da się działać, myśląc źle o tym, co się robi. Oczywiste jest, że często nie działamy obiektywnie racjonalnie i spójnie z powszechnie przyjętymi normami. Ale aby zniwelować ten dysonans poznawczy (a to naczelny kierunek działania, bo stopień dyskomfortu z niego wynikający jest porównywalny do odczuwania głodu), nie potrzeba mieć słuszności. Wystarczy głębokie przekonanie, po prostu wiara, że się ową słuszność ma. (Pewnie dlatego tak trudno nam czasami przekonać innych do swoich racji). Mamy więc szereg narzędzi, by radzić sobie z napięciem wynikającym z dysonansu poznawczego.

Dysonanse poznawcze dotykają także naszych postanowień noworocznych, dzięki którym coś chcemy zmienić, zrealizować jakieś ogólnie przyjęte wyobrażenie o słuszności, jakieś idee. Np. pragniemy idealnej wagi, rzucenia palenia, może nauczenia się języka, może zmiany pracy. Wybór może być dowolny. I tu dochodzimy do komplikacji. Stosunkowo często bowiem porzucamy nasze postanowienia, i to jeszcze szybciej, niż je podjęliśmy, bo zazwyczaj już po pierwszych odstępstwach. A porzucenie postanowienia to poważny dysonans poznawczy. I jakoś trzeba go wyjaśnić, zracjonalizować. Bo poniesienie porażki przy postanowieniach, które były dla nas ważne, w które włożyliśmy wysiłek, z którymi wiązaliśmy duże nadzieje, podważa nasze myślenie o sobie jako o osobach skutecznych, panujący nad swoim życiem, mających siłę sprawczą. A tego nie lubimy. Powoduje to w nas duży dyskomfort, dlatego też zawsze dążymy do jakiegoś wyjaśnienia, dlaczego nam nie wyszło. Podświadomie redukujemy dysonans poznawczy poprzez uznanie jednej z dwóch możliwości. Początkowo zaczynamy źle myśleć o sobie – że się nie nadajemy, że nic nam nie wychodzi, że nie damy rady, że z czym do ludzi. Ale ponieważ nie jest naturalne dla człowieka względnie zdrowego złe myślenie o sobie, więc szybko przechodzimy do wersji bardziej dla nas przyjaznej i zabieramy się za „oskarżanie” celów. Że nasze postanowienie było bez znaczenia, że źle przemyślane, że mało ważne, że mało potrzebne. Lekceważymy je. Odzyskujemy w ten sprytny sposób szacunek do siebie. W przyszłości jednak mamy dużo mniejsze szanse na ponowne podjęcie postanowienia i jego realizację. Nie ryzykujmy.

Takie radykalne podchodzenie do celów nie jest więc skuteczne i to kolejna mądrość, którą powinniśmy dodać do naszego SMART. Możemy bowiem obniżyć oczekiwania dotyczące sukcesu. A więc przy podjętej diecie cieszyć się każdym dniem jej utrzymania (a nawet połową dnia), a nie jedynie zrzuceniem dziesięciu kilogramów. Przy rzucaniu palenia cieszyć się z ograniczenia ilości wypalanych papierosów, a nie tylko radykalnym ich rzuceniem. I tak dalej, i tak dalej. Każdy pozytywny, nawet mały wynik naszych działań może być postrzegany jako sukces częściowy. Taka postawa zdecydowanie ułatwiłaby realizację noworocznych postanowień, zdjęłaby z nas ciężar perfekcjonizmu, a przy jego braku – samooskarżeń. Warto więc zmienić swoje patrzenie na cele i w odstępstwach nie widzieć od razu porażki, ale (mniejszy niż może zakładaliśmy, ale jednak) krok ku zmianie.

Znów więc wszystko sprowadza się do lubienia­ siebie, do wiary w siebie, do cierpliwości do siebie, wyrozumiałości.  Dopiero z tak życzliwym nastawieniem do tego, co nam wyjdzie lub nie wyjdzie, możemy przystępować do noworocznych postanowień, które z tą zmianą perspektywy powinny nam wyjść zawsze, bardziej lub mniej.