Jesteśmy w sytuacji, w której wiele osób spontanicznie rzuciło się w wir pomagania osobom najbardziej potrzebującym. W pierwszych dniach apelowano na forach, by przyjść do pomocy, nie siedzieć w fotelach, przynieść do magazynów to, co jest niezbędne itd. Po burzliwym i pełnym zrywów serca weekendzie w pierwszych dniach wojny przyszedł trudny tydzień. Wiele osób musiało iść do pracy, zadbać o swoją rodzinę, dzieci, często też o osoby, które stały się gośćmi w ich własnych domach lub w miejscach, do których zawieźli uchodźców, a teraz musieli o nich zadbać. Po tygodniu przyszło zmęczenie. Duże zmęczenie fizyczne. Wiele osób zaczęło odczuwać bóle głowy, sztywność karku, zmęczenie nie do przezwyciężenia. Wiele osób rozchorowało się po tych intensywnych dniach. Poczuli się wyczerpani nie tylko fizycznie, ale i mentalnie. Mierzą się bowiem nie tylko ze swoim życiem, które przecież też samo w sobie dla wielu jest wielkim wyzwaniem, i ogrom cierpienia spowodowanego przez wojnę nie zmienił ani nie zminimalizował go, ale mierzą się też z ogromem cierpienia i potrzeb osób w największej życiowej traumie – traumie wojny.

Zatem nasuwa się pytanie: Czy są granice pomagania? Czy one istnieją? Czy musimy czuć wyrzuty sumienia, gdy mówmy sobie „stop”? Wracam do domu. Muszę odpocząć. Zająć się swoimi dziećmi, domem. Zająć się sobą… Jednak z tyłu głowy i w sercu budzi się wciąż dręcząca nas myśl: Przecież oni nie mają domu, wojna rozbiła im rodziny, przyjechali czasami bez adresu, pod którym mogą się zatrzymać, czasami śpią na dworcu, nic nie mają…, a ja będę się zajmować dostatkiem mojej rodziny? Otóż tak. Musimy się zająć przede wszystkim swoimi obowiązkami. Nie możemy zaniedbać naszych dzieci tak, by czuły się także porzucone i dotknięte wojną. I tu nie chodzi o porównywanie tragedii dzieci, które wraz ze swoimi mamami uciekły z terenów objętych wojną, bo bezmiar zła i cierpienia, jakie im wyrządziła wojna, jest nieporównywalny do niczego. Nie możemy wziąć na siebie pomocy wszystkim tym ludziom. Nie zmienimy kanapkami, kawą, ubraniami i oddanymi wózkami, kocami, śpiworami ogromu cierpienia tych ludzi, ale możemy kilku, kilkunastu osobom pomóc bardzo realnie. Jednak musimy pamiętać, że skuteczna pomoc opiera się na naszej sile, zdrowiu, naszym dobrostanie, o który musimy dbać, by pomoc dotarła do potrzeb konkretnych osób. Pomoc nie może nas niszczyć. Ani psychicznie, ani fizycznie. I nie chodzi tu o to, że w pomaganiu nie przekraczamy naszej wygody, komfortu czy zmęczenia. Zawsze w pomaganiu je przekraczamy, ale jeśli dochodzimy do granicy wyczerpania…, musimy się zatrzymać. Odpocząć. Zająć się domem. Dziećmi. Zabawą z nimi – bez wyrzutów sumienia. Wtedy nabierzemy sił na dalszą pomoc. Czasami wystarczy zmienić na chwilę formę pomocy. Może warto odwiedzić osoby, które ulokowaliśmy w naszych mieszkaniach, hostelach, miejscach pobytu. Pójść z nimi na spacer. Dać swoją obecność. Pomaganie na pierwszej linii jest najbardziej wyczerpujące, bo zderzamy się od razu z ogromem potrzeb i bólu. Bierzemy na siebie wielki ładunek emocjonalny. Nie każdy ma takie zasoby i siły.

W Krakowie, jednym z najliczniej wybieranych przez uchodźców miast, gdzie liczba mieszkańców jest określana na około 700 000 osób, mamy obecnie prawdopodobnie już około 100 000 rozlokowanych osób uciekających z wojny. Większość pomocy jest organizowana przez samych wolontariuszy. Brak centrum kryzysowego, zarządzania ze strony władz są nieustannie krytykowane. Z naszego poziomu musimy też pomyśleć o tym, by mądrze pomagać. Nie bać się prosić o pomoc innych – sąsiadów, znajomych. Samemu też trzeba zarządzać naszym małym w skali pomaganiem.

Pomaganie ponad siły określane jest mianem syndromu Atlasa. Termin ten zaczerpnięto z mitologii greckiej, gdzie Atlas ukarany przez Zeusa nosił na swych barkach sklepienie niebieskie. Ten obraz doskonale ukazuje nam, że pomaganie ponad swoje siły może stać się nie tylko zadaniem, ale i karą za własne przekonania. Osoba pomagająca ponad własne możliwości, naruszająca własne zasoby bezpieczeństwa sama naraża się ostatecznie na cierpienie, frustrację – walcząc o dobro innych, może paradoksalnie niszczyć własne dobro. Czasami nieodwracalnie. Staje się wtedy ofiarą własnych idei i zasad. A prawdziwe pomaganie, mądre wspieranie innych nawet w tak głębokim kryzysie MUSI być zorganizowane tak, by zabezpieczać dobro także pomagających.

Warto pamiętać o kilku zasadach mądrego pomagania, które nas nie wyczerpie.

Ocena potrzeb osób wymagających naszego wsparcia

Często nie umiemy sami ocenić potrzeb, jakie mają osoby w kryzysie. Warto poddać pod rozmowę z innymi to, co jest najbardziej potrzebne na początek. Pomoc może być rozciągnięta w czasie. Warto pamiętać, że np. uchodźcy nie potrzebują od razu po opuszczeniu transportu walizki ubrań i wielkiej torby jedzenia, a umęczone czasami kilkudniową podróżą dziecko plecaka zabawek. Ale na pewno potrzebują prysznica, czystych ubrań, ciepłego posiłku. A potem noclegu. Dopiero tam, jak się wyśpią, może powiedzą o własnych potrzebach, ale często nie mają siły o nich mówić. Często się wstydzą. Trzeba umieć ocenić ich potrzeby.

Akceptacja własnych granic

Umiej zaakceptować własne granice sił fizycznych i psychicznych. Dlatego pomagaj w taki sposób, jaki uważasz za słuszny i na twoje siły. Jak nie możesz znieść oblicza cierpienia ludzi wysiadających z pociągu, pomagaj w miejscach, gdzie już są rozlokowani ludzie. Jak masz silną psychikę, idź na pierwszą linię pomocy. Umiej powiedzieć sobie, że masz własne granice. Zaakceptuj je i nie wyrzucaj sobie tego. Dla każdego znajdzie się miejsce, gdzie może pomóc na swoją miarę.

Akceptacja własnych potrzeb

Przytul siebie. Zaakceptuj swoją kondycję fizyczną i psychiczną. Kryzys, którego ktoś doświadcza, nie zmienia często realiów twojego życia. Twoje dziecko, które jest chore, niepełnosprawne, wymagające więcej opieki, nie przestało jej potrzebować, bo doświadczamy wojny. Może ono potrzebuje jej teraz nawet więcej. A ty sam może też musisz znaleźć więcej równowagi, relaksu, by znieść to, co się dzieje wokół nas. Może musisz się przyznać, że twój organizm potrzebuje więcej snu, odreagowania, odcięcia się na kilka godzin nawet od wiadomości. I niech nie zawstydzają nas ani nie powodują poczucia winy posty osób, które się chwalą, że nie były w domu od 36 godzin, bo widocznie stać ich na to. Nie ma w domu zobowiązań, które zmusiłyby tę osobę do zadbania o nich. Dlatego bez wyrzutów musimy mówić „tak” swoim potrzebom.

Dążenie do równowagi

Jak niezmiernie ważne jest, by znaleźć w życiu równowagę. W życiu, pomaganiu i dawaniu siebie innym oraz dawaniu sobie czasu dla siebie. Dlatego może warto skupić się na 1–2 rodzinach, niż na oślep rzucać się w wir pomagania to tu, to tam. Nie można też wciąż wisieć na grupach pomocowych, bo to może destabilizować nas kompletnie. Szczególnie wrażliwe, mało stabilne osoby będą podatne na takie rozchwianie. A poczucie równowagi zapewni nie tylko nam, ale i tym, którym pomagamy, zbudować poczucie bezpieczeństwa, którego tak potrzebują.