Przed nami świąteczny czas. Spotkania przy stole, przy choince, przed kościołem, na spacerach. Z rodziną bliższą, dalszą, znajomymi, przyjaciółmi, sąsiadami. W tym wszystkim albo wielka radość, albo może niechęć. Radość, kiedy spotkania wyczekiwane, kiedy ludzie lubiani. A niechęć, kiedy przewaga rytuałów, tradycji, powinności, a w rodzinie napięcia, niezgoda, podziały. Tak, święta to nie zawsze kolorowy, beztroski, radosny czas. Od czego zależy to, jaki będzie? W dużej mierze od wzajemnych sympatii lub antypatii. Od tego, czy okazujemy sobie życzliwość, otwartość, czy się znamy i lubimy. A więzi rodzinne nie zawsze to gwarantują. Warto przyjrzeć się socjologicznym aspektom lubienia lub nielubienia.
Jakie czynniki wpływają na to, że ludzie się lubią? Najbardziej podstawowym jest uśmiech. Szczerzenie zębów, dzisiaj zwane uśmiechem, pierwotnie miało zapobiegać agresji ze strony dominującego, silniejszego osobnika. Dzisiaj ten towarzyski konwenans często ma podobne działanie – służy zjednaniu sobie kogoś, ale może też wywołać czyjąś szczerą sympatię względem nas. Kolejnym czynnikiem jest tożsamość poglądów. Lubimy ludzi, którzy prezentują przekonania i zainteresowania podobne do naszych. Lubimy też ludzi kompetentnych, a więc wykazujących pewne zdolności i umiejętności. Lubimy ludzi, którzy posiadają pewne pożądane cechy, na przykład lojalność, uczciwość, rozsądek, życzliwość, optymizm. Lubimy także tych, którzy lubią nas. O tym pisaliśmy niedawno. Szansę na naszą sympatię mają też ludzie, którzy z nami współpracują. Lubimy osoby, które nas chwalą, oceniają pozytywnie. Jeszcze innym powodem lubienia jest wyświadczanie przysług, uczynność.
Psychologowie społeczni dopatrują się jednej wspólnej cechy w tych powodach lubienia, a mianowicie twierdzą, że lubimy ludzi, których zachowanie dostarcza nam swego rodzaju nagród, a od nas samych wymaga jak najmniejszych kosztów, jak najmniejszego wysiłku. Oczywiście w rozumieniu psychologicznym.
Więc kiedy wolimy ludzi o podobnych poglądach, tak naprawdę chodzi o to, że w ten sposób dowartościowujemy siebie, bo fakt, że ktoś myśli tak samo jak my, tworzy w nas przekonanie, że mamy słuszność. Jest to dla nas nagrodą. I odwrotnie – ktoś, kto myśli inaczej, może swoją postawą sugerować, że my tej racji nie mamy. A tego ludzka natura nie lubi. Staje się to wtedy swego rodzaju karą. Takich ludzi unikamy. Czasami jednak lubimy kogoś, kierując się jakimiś innymi czynnikami, a nie znamy jego poglądów. Wtedy mamy cudowną skłonność do tego, żeby z góry zakładać, że postawa danej osoby i nasza są podobne. W konsekwencji częściej dostrzegamy szklankę do połowy pełną niż do połowy pustą – ignorujemy to, co może nas dzielić, a szukamy tego, co może łączyć.
Podobnie jest, jeżeli z kimś współdziałamy, zgodnie współpracujemy. Także wówczas czerpiemy z tego korzyści. Ktoś nam pomaga, słucha naszych wskazówek, uwzględnia pomysły, dzieli z nami nasz trud – same nagrody. Jesteśmy ważni, doceniani, inni się z nami liczą.
Kiedy lubimy osoby, które mają pewne cechy przez nas cenione, na przykład szczerość, kompetencję, inteligencję, utwierdzamy sami siebie w przekonaniu, że i my takie cechy posiadamy. Znów nagroda.
Nawet atrakcyjność fizyczna jest tym czynnikiem, który, choć często temu zaprzeczamy, wpływa na lubienie lub nielubienie. Także dlatego, że wdrukowano nam pewne schematy, w których piękno wiąże się z dobrocią (patrz: baśniowe księżniczki, które oprócz tego, że piękne, były też dobre i mądre). Piękna nie rozumiemy więc tylko powierzchownie. A nawet jeśli, to i tu mechanizm nagrody nie zawodzi – otaczając się ludźmi pięknymi, sami też czujemy się bardziej atrakcyjni.
Ten krótki przegląd powodów lubienia i nielubienia może przynieść nam pewne uczucie ulgi, że niekoniecznie nasze relacje z innymi są wynikiem naszych świadomych wyborów i działań i że jeśli ktoś nam nie przypada do gustu, to jest to nasza wina i coś koniecznie musimy z tym zrobić. Jak widać, podlegamy pewnym powszechnym prawom natury, psychologii i socjologii. Znając te prawa, możemy się do nich twórczo odnieść – szukać tego, co łączy, i wykorzystać to, co może przysporzyć sympatii. Możemy więc świadomie zastosować uśmiech, mając nadzieję, że rozbroi gotową do krytycznej przemowy ciocię. Możemy zacząć współdziałać przy organizacji świątecznych wydarzeń ze świadomością całego dobrodziejstwa, jakie może to ze sobą nieść dla obu stron. Możemy przemilczeć przy wigilijnym stole te poglądy, których nie podziela rozmówca, a żywo rozprawiać o tych, które są nam wspólne.
To drobne triki, ale mogą nadchodzący czas – jeśli przewidujemy, że będzie trudny lub stresujący – ubarwić, rozjaśnić, ocieplić.