Być czy mieć? To pytanie z pozoru retoryczne. Wiadomo, że wypada odpowiedzieć „być”, a jeśli „mieć”, to z umiarem, byle wystarczyło na godne życie. Takie ładnie brzmiące i gładkie odpowiedzi cisną się na usta automatycznie. Ale co tak naprawdę kryje się pod „być” i pod „mieć”? Czy jest to tylko kwestia dychotomii materializmu i duchowości? Czy ten dylemat dotyczy tylko pogoni za dobrami materialnymi w przypadku „mieć” lub wyrzeczenia się ich w przypadku „być”?

Maria Dudzikowska, specjalistka z zakresu wychowania i samowychowania, wskazuje na inne ciekawe obszary „mieć” i „być”. Gdyż problem z „być” i „mieć” nie dotyczy tylko przestrzeni materialnej. Dotyczy każdej przestrzeni, w której funkcjonujemy, a więc, owszem, relacji jednostki ze światem rzeczy, z przedmiotami, ale też relacji ze światem społecznym, relacji z drugim człowiekiem i relacji jednostki z samą sobą. Każda z tych płaszczyzn może być oparta albo na „być”, albo na „mieć”.

Oczywiście orientacja „mieć” cechuje się postawą konsumpcyjną i pragnieniem posiadania. A postawa „być” cechuje się skłonnością do poszukiwania wartości wyższych – duchowych, moralnych, estetycznych. Obie postawy mogą jednak dotyczyć i tego, co materialne, jak i naszego stosunku do ludzi i do siebie samych. Może się to wydawać w pierwszym odczuciu nieoczywiste.

Ja i rzeczy

Zacznijmy jednak od naszego stosunku do przedmiotów. Tutaj diagnoza nie powinna być trudna. Wystarczy przyjrzeć się swoim pragnieniom posiadania dóbr materialnych oraz przywiązaniu do tych pragnień.

Można odpowiedzieć sobie na pytania, czego pragniemy, czego poszukujemy, buszując po Internecie, czego z zazdrością wypatrujemy u innych. I jak się czujemy wobec perspektywy braku tego czegoś. Albo czemu to, czego pożądamy, ma służyć. Czy nasz świat się kończy, kiedy czegoś nam brak? Łatwo można ocenić, czy nasz stosunek do rzeczy jest bardziej „mieć” – kiedy mocno skupiamy się na pozyskiwaniu dóbr, kiedy od nich uzależniamy swoje szczęście, kiedy w nich upatrujemy swojej wartości – czy bardziej „być” – kiedy traktujemy przedmioty tylko instrumentalnie jako pomoc do lepszego funkcjonowania (w granicach zdrowego rozsądku).

Ja i otoczenie

Nieco trudniejsza będzie analiza kwestii „mieć” i „być” w odniesieniu do otoczenia, środowiska, w którym żyjemy. Tutaj warto przyjrzeć się, czy czujemy się odpowiedzialni za jakąś społeczność, czujemy, że mamy wpływ na jej kształt, dobrostan, na atmosferę. To byłaby postawa „być”. Postawa „mieć” w tym wymiarze objawiałaby się obojętnością na to, co się dzieje wokół, akceptacją tego, co wydaje się być poza naszym zasięgiem, wybieraniem świętego spokoju, wreszcie po prostu urządzeniem się w środowisku, w jakim przyszło nam żyć, wyłącznie z uwzględnieniem własnych korzyści.

Ja i drugi człowiek

Postawa „być” w relacji z drugim człowiekiem charakteryzuje się w pełni podmiotowym traktowaniu go, a więc z szacunkiem, partnerstwem, poczuciem odpowiedzialności za niego, akceptacją jego autonomii i wolności. Postawa „mieć” będzie wyrażała się w traktowaniu innych przedmiotowo – jako środków do zdobycia własnych celów, jako obiektów do prezentacji własnych poglądów, obiektów narzucania własnych rozwiązań, wreszcie jako osób, które zostawiamy same sobie, za które nie bierzemy odpowiedzialności, od których się odwracamy z przekonaniem, że każdy jest kowalem własnego losu.

Ja i ja

O dziwo postawa „być” i „mieć” może także się przejawiać w relacji do samego siebie. Kiedy przyjmujemy względem samego siebie „mieć”? Kiedy nie wymagamy od siebie niczego, kiedy idziemy po linii najmniejszego oporu, godzimy się na to, co przynosi życie, akceptujemy swoją słabość, bylejakość, kiedy z łatwością im ulegamy. Kiedy nie zastanawiamy się nad sobą, nad swoim miejscem w świecie, nad tym, czego pragniemy, jakie mamy możliwości. Postawa „być” będzie się przejawiać w stawianiu sobie wyzwań, w pracy nad sobą, udoskonalaniu się, rozpoznaniu i rozwijaniu swoich talentów oraz robieniu z nich użytku dla dobra swojego i innych.

Wszystkie te pytania są ważne, a odpowiedzi jeszcze ważniejsze, aby lepiej rozumieć siebie, aby wyłuskać ze swoich działań swój system wartości, oprzeć go na swoich możliwościach, mądrze wyznaczać cele. A wszystko po to, żeby za parę lat nie powiedzieć, że to, co robiliśmy dotychczas, nie wystarcza. Że to za mało. Ale żeby wszystko było głębsze, prawdziwsze, pełniejsze i piękniejsze.