Czy próbowaliście kiedyś, jadąc samochodem, zamiast na drogę spojrzeć na szybę? Nie radzę tego robić, jeśli właśnie prowadzicie auto. Chodzi o przeniesienie ostrości, trochę jak podczas robienia zdjęć przy dużym powiększeniu. Wtedy wyraźne jest jedynie to, co mamy tuż przed obiektywem, a reszta staje się rozmazanym tłem.

Co zobaczymy, gdy zamiast wpatrując się w drogę i cel podróży, będziemy wpatrywać się w szybę? Na pewno jakieś plamy od wody, może smugi, kilka much… kurz i pyłki… Okaże się, że szkło, które przeważnie omijamy w naszym skupieniu na drodze, może zacząć nam przeszkadzać, drażnić, zakłócać przejrzystość widzenia. Na pewno będzie odrywało nas od patrzenia w dal, na to, co jest ważne, ale też na to, co jest piękne. Zamiast szpaleru drzew, pięknych krajobrazów czy zachodu słońca będziemy widzieć niedoskonałości szyby. Oprócz tego, że ominą nas ładne widoki, możemy doprowadzić do katastrofy drogowej.

Dlaczego o tym piszę? Zauważyłam, że w podobny sposób patrzymy na ludzi wokół nas, z którymi przecież wchodzimy w różne relacje. Stan i jakość tych relacji zależy między innymi od punktu przeniesienia ostrości naszego widzenia. Prościej: od tego, na co zwracamy uwagę w codziennych kontaktach. Często jest tak, że w naszych relacjach rodzinnych nie dostrzegamy drobnych detali, rzeczy na ogół mało ważnych, a wciąż obecnych. W codziennym pośpiechu i ferworze zwykłego dnia pracy i szkoły skupiamy się na celach i zadaniach: zdążyć na autobus, zatankować samochód, dotrzeć do szkoły, pracy, podrzucić dziecko na zajęcia dodatkowe, zrobić zakupy, sprawdzić pocztę, ugotować coś do jedzenia, napisać projekt, pójść na zebranie itp. Mniejsze sprawy przestają być wyraźne, patrzymy niejako przez nie na to, co jest dalej, co jest większe w naszych oczach, a więc w naszym mniemaniu ważniejsze. Powinniśmy zapytać sami siebie: jak często patrzymy naszym bliskim prosto w twarz? Czy mówiąc do dziecka lub małżonka, patrzymy mu w oczy, czy też rzucamy słowa lub polecenia przez ramię?

Zmiana następuje, gdy przyjdzie nam spędzić więcej chwil razem. To może być podczas przerwy świątecznej, ferii na nartach czy też urlopu wakacyjnego. Najpierw tęsknimy do tego czasu, czekamy na te kilka dni z niecierpliwością i odliczamy. A potem? Ha, no właśnie. Ile małżeństw/par przechodzi największy kryzys właśnie podczas wspólnych dni wolnych? Jak często okazuje się, że dzieci, z którymi planowaliśmy spędzić wspaniałe, radosne chwile, wyprowadzają nas z równowagi tak, że wolimy je zamknąć w pokoju? Trudnym sprawdzianem był na pewno czas pandemii. Nasze relacje z najbliższymi zostały wystawione na próbę. Mogliśmy na tym czasie wiele zyskać, ale także bardzo dużo stracić.

Czemu tak trudno nam tworzyć atmosferę życzliwości, ciepła i miłości, gdy zostajemy w domu z bliskimi? Ponieważ nagle przenosimy ostrość naszego widzenia z tego, co wielkie i znaczące, na to, co małe, na pozór nieważne, ale na dłuższą metę irytujące. Przykłady można mnożyć. Od nieposprzątanego kąta w pokoju poprzez pozostawiane kubki lub talerze aż do zbyt długiego chodzenia w piżamie. Brzmi to trochę jak wyjęte żywcem z komedii, a jednak nie wszystkich bawi.

W momencie, gdy nie mamy ważnych spraw służbowych, spotkań poza domem, zadań do zrobienia na wczoraj, zaczynamy dostrzegać to, co wcześniej tylko gdzieś nam mignęło niezauważone. Każdy z nas ma swoje przyzwyczajenia, wymogi i sposób bycia i niestety często wydaje nam się, że inni żyją tak samo, że nasze dzieci przejęły nasze zasady i nie mają z nimi problemu. Życie w ciągłym biegu nie pozwala nam dostrzec, że jest inaczej. Dopiero gdy zaczynamy skupiać się na tych szczegółach, musimy stawić czoła „nowej rzeczywistości”, jaka objawiła się nam podczas urlopu.

Pytanie zasadnicze brzmi: na ile te szczegóły są ważne? Oczywiście, całe życie składa się właśnie z takich drobnych spraw, ale to nie one decydują o naszym szczęściu i satysfakcji. Przynajmniej nie powinny. Szczęście człowieka tak naprawdę zależy od niego samego. Chcesz być szczęśliwy? To bądź! No tak, ale jak tu być szczęśliwym, jeżeli ja od rana na nogach, a moje dzieci najpierw śpią do 11, a potem dwie godziny snują się w piżamach? Jeśli ja wracam do domu, a tam mąż odpoczywa na kanapie, zamiast coś robić? (Żeby było jasne, u nas w domu to ja najdłużej chodzę w piżamie i szlafroku).

A ze szczęściem jest trochę jak z miłością. Trzeba tu przywołać powtarzany często banał: nie kocha się drugiego człowieka za coś, ale właśnie pomimo czegoś. Podobnie jest ze szczęściem. Nie jestem szczęśliwa, ponieważ nie mam żadnych zmartwień. Jestem szczęśliwa pomimo zmartwień. Wiem, to nie jest takie łatwe i fakt, że piszę te słowa, nie znaczy, że ja zawsze się do nich stosuję. Ale świadomość pewnych rzeczy to już połowa sukcesu.

Może więc tak na nowy rok postanowimy sobie, że częściej będziemy patrzeć przez szybę, a nie na nią? Co to oznacza w praktyce? Że spróbujemy przenieść wzrok ze wszystkich drażniących nas szczegółów, które zasłaniają nam prawdziwe piękno i jedyny ważny cel, i dostrzeżemy za nimi naszych bliskich. Postaramy się przenieść ostrość na to, co jest naprawdę ważne, zanim doprowadzimy do katastrofy. Zanim przestaniemy mieć ze sobą cokolwiek wspólnego poza tymi wszystkimi kłótniami i wytykaniami. Zanim rozbijemy się o kolejny wspólny czas jak o przydrożne drzewo i dopiero wtedy uświadomimy sobie, że skupialiśmy się nie na tym, co trzeba. Czasem bowiem dopiero prawdziwy wstrząs uświadamia nam, jak dużo mamy i jak łatwo możemy to stracić.

Nie oczekujmy zbyt wiele od siebie nawzajem, ale raczej przyjmijmy to, co inni nam dają. Nie stawiajmy wielkich wymagań w związku z wolnym dniem. Niekiedy wystarczy właśnie długie spanie, wspólne picie kawy i herbaty w piżamie, porozmawianie o błahych sprawach, spojrzenie w oczy i uśmiech, może włączenie muzyki i wybranie filmu na wieczór. Nie trzeba od razu planować porannych wypraw i całego dnia aktywności. W ten sposób może nam znowu umknąć to, co ważne.

Słowa, które piszę, kieruję również do siebie. Zbyt często zmagam się z poczuciem, że czas płynie tak szybko, więc trzeba z każdego dnia wycisnąć jak najwięcej. Jak najwięcej pokazać dzieciom, z tyloma ludźmi się spotkać, w tyle miejsc pojechać. Może i nam się to uda, ale jakim ogromnym kosztem.

Też tak macie?