Podobno nie ma sytuacji bez wyjścia. Podobno zawsze można znaleźć rozwiązanie kryzysu. Tylko czasami to rozwiązanie jest tak ukryte, tak nieoczywiste, a przez to po prostu niewidoczne dla nas, którzy jesteśmy postawieni pod ścianą. Najgorzej, jeśli pod tą ścianą stoimy sami i nie ma nikogo, kto mógłby nam pomóc. Chociaż osoby wierzące pewnie powiedzą, że jest jeszcze ostateczna instancja, do której możemy się odwołać – Bóg. Jak więc zachowywać się po dotarciu do ściany, jak szukać pomocy i jak patrzeć, aby widzieć te uchylone minimalnie drzwi alternatywnych rozwiązań?
Na samym początku trzeba sobie uświadomić i naprawdę w to uwierzyć, że użyte przeze mnie w pierwszym akapicie słowo „podobno” jest zmyłką i należy je w swoim życiu zmienić na „z pewnością”, bo rzeczywiście tak jest. W każdej (naprawdę każdej) sytuacji mamy kilka (przynajmniej trzy) drogi wyjścia. Oczywiście żadne z nich nie musi być idealne i w pełni nas satysfakcjonować, ale umówmy się – życie to nie jest koncert życzeń i nie wszystko musi iść po naszej myśli. To jest bardzo ważne w uświadomieniu sobie swojego miejsca w ogóle. Mam takie wrażenie, że żyjemy w świecie pełnym narcystycznych egoistów i pewnie każdy z nas ma niektóre cechy, które mogą nas do tej kategorii zapisać. Dobrobyt, spokój i względne poczucie stabilizacji paradoksalnie nie wpływają dobrze na nasze relacje, bo skoro już mamy sporo, to chcemy mieć jeszcze więcej i nie poprzestajemy na tym, co kiedyś było naszym szczytem marzeń, ale pniemy się dalej. Nie ma w tym zasadniczo niczego złego, dopóki pamiętamy o tym, że nie jesteśmy pępkiem świata i że są wokół nas inni ludzie. Bo wszystko może w naszym życiu runąć jak domek z kart, ale to, co wtedy nam pozostanie, to relacje budowane w oderwaniu od dóbr materialnych, czyli bezinteresowne. Nie muszą to być wielkie przyjaźnie i miłości. Może to być sąsiedzka życzliwość, koleżeńska pomoc czy nawet serdeczność wobec dawnego znajomego. Im więcej takich relacji i im bardziej będą one trwałe, tym łatwiej nam będzie odnaleźć drogę spod Damoklesowego miecza zawieszonego nad nami. Relacje ułatwią nam również odnalezienie i uświadomienie tego, że z każdej sytuacji mamy przynajmniej trzy wyjścia.
Na samym początku musimy się zastanowić nad zmianą. Czy jest możliwa? Oczywiście musimy pamiętać o tym, że zmienić możemy tylko te sprawy, na które mamy wpływ. Nawet jeśli miałaby być to zmiana na gorsze z naszego punktu widzenia, to pamiętajmy, że ostatecznie zmienić możemy sprawy z zakresu naszych przekonań, zachowań i postępowania, a dopiero te mogą wpływać na innych. Nawet jeśli, według nas, taka zmiana jest niemożliwa, to nadal nie jest to sytuacja bez wyjścia.
Jeśli czegoś nie możemy zmienić, to być może powinniśmy to zaakceptować? Oczywiście nie chodzi o to, że nagle powinniśmy zacząć się cieszyć z tego, co nas spotkało, szczególnie jeśli nie jest to nic dobrego. Akceptacja sytuacji, w której się znaleźliśmy, jest czymś innym niż zgoda na dany obrót spraw. Skoro nie możemy czegoś zmienić, to buntowanie się przeciwko zastanej sytuacji nic nam nie da. Taka akceptacja pozwoli nam się odpowiednio ustawić do problemu i spojrzeć na niego bardziej mędrca szkiełkiem i okiem niż gorącym sercem emocji.
Jeśli nie jesteśmy w stanie zmienić ani zaakceptować, to jest jeszcze trzecia droga – odejście. Czasem trzeba zrobić rachunek zysków i strat i może okazać się, że stoimy pod tą ścianą kompletnie bez sensu.
Pod ścianą nie widać wiele, ale drogi wyjścia są i jeśli będziemy pamiętać o relacjach, tak metafizycznych, jak i doczesnych oraz o trzech drogach, to będzie nam łatwiej patrzeć w przyszłość.