Październik jest miesiącem poświęconym walce z rakiem, chorobą, a może raczej wieloma chorobami, które toczą ludzkość, skracają życie, zabierają zdrowie i są tak powszechnym dramatem człowieczeństwa, że ogólna nazwa nowotworów złośliwych, czyli rak, weszła do języka potocznego jako synonim czegoś złego, czegoś strasznego, czegoś, co ma wyraźnie negatywny i złowieszczy kontekst.
W ostatnich latach zmieniło się bardzo dużo w świadomości Polaków. Bardzo dużo dobrego zrobiły kampanie społeczne, publiczne przeżywanie swoich chorób przez osoby z pierwszych stron gazet, ale również działalność edukacyjna w szkołach i w przestrzeni publicznej. Nie bez znaczenia jest również zaangażowanie publicznego systemu ochrony zdrowia w dostępność i popularyzację badań przesiewowych oraz zreformowanie przed kilkoma laty systemu leczenia osób z chorobą nowotworową, który pozwala na priorytetowe i szybkie dotarcie do koniecznych konsultacji i zabiegów.
Nie jest oczywiście tak dobrze, żeby nie mogło być lepiej. Nadal są rodzaje nowotworów, które nie poddają się klasycznym metodom leczenia, a te nowoczesne czy eksperymentalne nie podlegają refundacji i konieczne jest gromadzenie ogromnych funduszy na zabiegi we wszystkich zakątkach świata, gdzie te terapie są praktykowane. Niestety, cały czas wydaje się, że ta choroba jest krok przed człowiekiem. Kiedy już wydaje się, że udało się dotrzeć do sedna problemu i opracować skuteczną terapię, pojawiają się nowotwory odporne i instytucje naukowe muszą opracowywać nowe metody.
Kiedyś w przestrzeni kultury, tej popularnej, a szczególnie w dziełach opisujących możliwe scenariusze przyszłości ludzkości funkcjonowały „szczepionki na raka”, „terapie genowe”, które miały niczym za dotknięciem czarodziejskiej różdżki pozbawić ludzkość tego brzemienia, którego geneza nie jest jeszcze dobrze poznana. Są przecież nowotwory, które nie wiadomo skąd się wzięły. Ludzkie myślenie życzeniowe, że pojawi się cudowny lek, który pozbawi nas cierpień, jest wyrazem ogromu tego problemu, ale również nadziei, że ludzkość jest w stanie zwalczyć tę – bądź co bądź – plagę.
Kiedy popatrzymy na nasze społeczeństwo, to ze świecą można szukać rodzin, w których problem nowotworowy się nie pojawił. Choroba nie wybiera, biorąc dzieci, młodzież, dorosłych i starszych ludzi. Nie ma grupy społecznej, która byłaby w pełni odporna na ten problem. Właśnie to czyni z raka głównego wroga ludzkości, z którym nadal nie potrafimy sobie poradzić.
Co więc robić, jeśli nie mamy perspektywy pozbycia się tego problemu, przynajmniej w najbliższej przyszłości? Myślę, że najważniejsze jest dawanie nadziei i podtrzymywanie jej w tych, którzy być może są już na krawędzi beznadziei, na krawędzi poddania się i osunięcia w otchłań porażki z chorobą, która atakuje nie tylko ciało, tworząc guzy i narośle, ale atakuje również psychikę, niszcząc ducha i krok po kroku odbierając chęci do dalszej walki, do dalszego życia. Dlatego niezwykle ważne jest to, żebyśmy nie zostawiali chorych samych sobie. Jeśli macie w pobliżu kogoś znajomego, kto zmaga się z nowotworem, nie urywajcie z nim kontaktów, nie bójcie się do niego odzywać. A to niestety jest bardzo częste. Ludzie boją się odzywać do chorych na raka, bo nie wiedzą, co powiedzieć, nie wiedzą, o co pytać, boją się zrobić krzywdę swoją niedelikatnością czy niezręcznością.
Chorzy czekają na te kontakty, nawet takie płochliwe i strachliwe. Nic tak nie dodaje otuchy, jak świadomość tego, że jest ktoś, kto nawet pomilczy przez telefon albo regularnie napisze coś na komunikatorze. Chory nie zawsze odpisze, ale zapewniam, że te kontakty są niezwykle ważne i potrzebne – nie zaniedbujcie tego.
Świetnie, że jest tyle akcji społecznych propagujących profilaktykę nowotworów i walkę z nimi. Świetnie też, że jest coraz więcej przestrzeni, w których chorzy mogą znaleźć bezpieczną przystań i wsparcie. Pamiętajmy o tym nie tylko w październiku!