Czy chodziliście kiedyś po górach? Ale nie chodzi mi o wejście na Gubałówkę czy drogą asfaltową nad Morskie Oko. Mam raczej na myśli taką prawdziwą wędrówkę, od rana do wieczora, z plecakiem na plecach i z konkretną trasą do przebycia. Gdy trzeba oszczędzać siły na powrót i dobrze zaplanować postoje, aby zdążyć do schroniska przed zmrokiem. Wyobraźcie więc sobie, że idziecie już kilka godzin pod górę, nogi są zmęczone i coraz częściej potykacie się o wystające korzenie i luźne kamienie. Może czasem musicie podeprzeć się dłonią lub kolanem, co powoduje otarcia skóry i rany. Jest coraz trudniej. A gdybyście tak każdy kamień, który sprawił Wam trudność lub był przyczyną skaleczenia, chowali do plecaka i zabierali ze sobą? Na jak długo starczyłoby Wam sił, aby piąć się wyżej? Zapewne w niedługim czasie ciężar kamieni na plecach przygniótłby Was do ziemi, do miejsca wybranego na postój i odpoczynek. Po chwili wytchnienia trudno byłoby podjąć ponownie ten sam trud z dodatkowym obciążeniem. Prawdopodobnie pojawiłyby się czarne myśli, żal i rozgoryczenie. Zarówno droga powrotna, jak i kontynuacja wędrówki wiązałyby się z ogromnym wysiłkiem. W takiej sytuacji chciałoby się rzucić wszystko, paść tam, gdzie się stoi, i już zostać, bez siły, bez nadziei, bez wiary.
Oczywiście sytuacja opisana wyżej jest metaforą, wcale nie tak trudną do odgadnięcia. Życie człowieka wielokrotnie było już porównywane do wędrówki, również tej po górach. W sumie w obu przypadkach dobrze jest mieć jakiś plan. Należy właściwie ocenić swoje możliwości, aby podejmować przemyślane decyzje, a do tego odpowiednio zadbać o swój bagaż. Nie wszystkie rzeczy chcemy wziąć ze sobą, wiemy, że niektóre będą dodatkowym balastem. Niestety, w naszym życiu często nie mamy wpływu na to, co niesiemy w „plecaku”. Trzymając się dalej metafory, można powiedzieć, że pakujemy do niego wszystko to, co nas spotkało, to, czego doświadczaliśmy, zdarzenia zarówno pozytywne, jak i negatywne w odbiorze. Są to także spotkania z różnymi ludźmi, a dokładniej ich efekty. Jeśli mieliśmy do czynienia z toksycznymi relacjami, zaczynając od tych z najbliższymi, od samego dzieciństwa, aż po ostatnio zawarte znajomości, ich skutki również będą częścią naszego bagażu. Może nawet czasem się przydadzą w celu uniknięcia kolejnych pomyłek, ale przez większość życia będą jedynie zbędnym ciężarem.
A co z tymi kamieniami? Wyobraźmy sobie, że każda nasza pomyłka, każda błędna decyzja czy też jakaś życiowa „wpadka” to właśnie taki pojedynczy kamień. Jeden będzie mniejszy, inny większy, niektóre dodatkowo będą bardzo ostre i chropowate. Tak jak podczas górskiej wędrówki, mogą być przyczyną jakiejś rany lub upadku. Nie zawsze uda nam się je ominąć i uniknąć tego typu przykrości. I co możemy z tym zrobić? Możemy się podnieść, opatrzyć ranę, obejrzeć kamień dokładnie, może ułożyć go tak, aby inni (nasze dzieci, wnuki, uczniowie) nie potknęli się o niego. Możemy wyciągnąć wnioski na przyszłość i pójść dalej mądrzejsi, silniejsi i z nową siłą po chwilowym odpoczynku. Niektórzy jednak zatrzymują się nad takim kamieniem zbyt długo. Co więcej, zabierają go ze sobą. Wkładają do plecaka, swojego życiowego bagażu, i przez resztę drogi odczuwają jego ciężar, przywołując w myślach wspomnienie upadku. W jakim celu? Po co mamy rozpamiętywać do końca życia nasze gorsze chwile? Nasz umysł, tak jak ten podróżny plecak, jest załadowany tym, co kaleczy i rani, gdy chcemy dotknąć, przez co nie znajdziemy już miejsca na to, co mogłoby nas wzmocnić i dodać siły do dalszej drogi. Zbyt dużo przestrzeni w naszym życiu oddajemy temu, co przykre, przygnębiające, dołujące i przytłaczające.
Wydaje mi się, że to jest nasza ludzka słabość, takie skupianie się na tym, co złe, co przeszkadza, uwiera i dokucza – tak u siebie, jak i u innych. Widzimy każde niedociągnięcie i każdą niedoskonałość, która psuje nam harmonijną kompozycję i nie pozwala cieszyć się tym, co piękne wokół. Kiedyś słyszałam świetne porównanie życia człowieka do prowadzenia ogrodu. Jeśli każdy z nas jest ogrodnikiem w swoim własnym ogrodzie, to co jest naszym celem? Czy wyrywanie chwastów? Nie! Wcale nie na tym powinniśmy się skupiać. Naszym zamiarem jest wyhodowanie pięknych roślin, kwiatów, drzew i krzewów, które będziemy podziwiać i które będą upiększać otoczenie. Chwasty wyrywamy przy okazji – najpierw musimy zadbać o posadzone rośliny i na to przeznaczyć najwięcej wysiłku. Jaki będzie pożytek z ogrodu, jeśli nie będziemy mieli czasu nacieszyć się jego pięknem? Podobnie w naszym życiu: nie możemy skupiać się tylko na tym, jak uniknąć porażki, ale dążyć do tego, aby przeżyć je jak najlepiej i dostrzec piękno w całej jego złożoności. Oddając całą swoją uwagę temu, co dobre, nie będziemy mieć czasu na rozpamiętywanie tego, co złe i przykre. Chyba takie podejście jest zdrowsze i przynosi więcej pożytku, ale także ulgi. Pozbywamy się w ten sposób balastu, tego wszystkiego, co jest zbędnym ciężarem w naszej wędrówce.
Może właśnie dzisiaj jest dobry czas na postój? Czas, aby zatrzymać się i rozejrzeć. Może okaże się, że teraz mamy wokół siebie odpowiednich ludzi, naszych przyjaciół, wśród których czujemy się w miarę bezpiecznie. Pozwólmy sobie więc na chwilę odpoczynku, przemyślenie kilku spraw. Zweryfikujmy też zawartość naszego plecaka. Zostawmy to, co niepotrzebne, uciążliwe, coś, co ciągle nas gniecie, co kaleczy, gdy próbujemy tego ponownie dotknąć. Okaże się, że nagle mamy dużo miejsca na to, co dobre, wzmacniające i naprawdę przydatne. Będziemy mogli ruszyć dalej pełni nowych sił, z podniesioną głową i lekkimi plecami. Postarajmy się iść tak jak najdłużej, zanim sięgniemy po kolejny kamień, który wyda nam się zbyt ważny, aby go zostawić – przecież taka jest nasza słabość. Jednak może tym razem nie będziemy go dźwigać do końca życia, ale tylko do następnego postoju.