Czy potrafimy przyjmować komplementy? Czy w naszym środowisku panuje kultura doceniania i uznania swoich zasług? Czy może w dalszym ciągu, wzorem minionych epok, umniejszamy sobie i zbywamy ciepłe słowa pod naszym adresem, skrywając się pod płaszczykiem pokory, tłumacząc się, że jakoś nam tak szczęśliwie wyszło?

Mam wrażenie, że jako społeczeństwo mamy z tym ogromny problem. Cały czas przyznanie się do sukcesu czy chwalenie się czymś, co nam wyszło, uchodzi w niektórych środowiskach jako przejaw arogancji, egoizmu czy po prostu pychy. Wychowanie kilku ostatnich pokoleń opierało się za zasadzie, która skupiała się w maksymie, że pokorne cielę dwie matki ssie i żeby się lepiej nie wychylać, bo będziemy odbierani jako dziwacy, jako niepasujący do reszty.

Bardzo często to widać w momencie, w którym zaczyna się stawiać granice ludziom, którzy byli przyzwyczajeni do tego, że robiliśmy wszystko, o co nas poprosili. Bardzo często słyszymy, że się zmieniliśmy na gorsze, że jesteśmy egoistami, że myślimy tylko o sobie. Okazuje się bowiem, że idealnie (dla niektórych) byłoby czerpać zasoby od innych za darmo bądź minimalnym kosztem i wmawiać im, że to dla ich dobra albo – co równie częste – dla jakiejś wyższej idei.

Ile razy można spotkać świadectwa ludzi, którzy mamieni obietnicami przyszłych podwyżek godzili się na pracę ponad siły, na darmowe nadgodziny, na zabieranie pracy do domu, a potem w zamian otrzymywali, jeśli już, to uścisk ręki szefa, a często pretensje, że ich wkład jest jeszcze za mały. Kult pracy był wmawiany wielu pokoleniom Polaków, ale wydaje się, że te czasy już powoli mijają. Przeczytałem ostatnio w jednym z ekonomicznych portali, że młodych nie da się już zachęcić do pracy owocowym czwartkiem i karnetem na siłownię, ale pieniędzmi, wypłatą. Tekst był pisany w takim tonie, jakby było to coś dziwnego i dotychczas niespotykanego.

Pokazuje to tylko tyle, że przyzwyczailiśmy się trochę do – trudno to przyznać, ale jednak – mentalności niewolnika. Do takiego myślenia, że tylko dzięki większym staraniom, większej energii poświęcanej na pracę będziemy docenieni i nasze życie zmieni się na lepsze. Ostatnie kilkadziesiąt lat pokazuje, że wcale tak nie jest. A nerwowa reakcja tych „poganiaczy niewolników” świadczy o tym, jak bardzo korzystano na naszej „grzecznej” mentalności – aby tylko nikogo nie urazić, aby nikt o nas źle nie pomyślał. O sobie myśleliśmy (a może nadal myślimy), zestawiając się z innymi. Popularny jest w Internecie mem „syn koleżanki twojej matki”, który zawsze ma lepsze oceny, lepszą pracę, lepszy samochód, lepszą żonę. Zestawiani w procesie wychowania z takimi wyidealizowanymi wzorami popadaliśmy w kompleksy i oglądaliśmy się na innych, nie jak na partnerów, ale jak na potencjalnych rywali, których musimy prześcignąć w wyścigu po nieokreśloną nagrodę, uznanie najbliższych czy szacunek do samego siebie.

Wierzę, że te czasy mijają i że będziemy w stanie patrzeć na siebie realnie, a nie przez czarne czy różowe okulary.