Więzi są naszym chlebem powszednim. Umiejętne ich kształtowanie pozwala nam rozwijać skrzydła naszego życia. Czujemy się kochani i sami kochamy. Nie boimy się błędów, bo wiemy, iż zawsze możemy je naprawić, zawrócić z niewłaściwej drogi. Przebaczyć i sami dążyć do pojednania. Relacje ludzi nieidealnych są dynamiczne. Najważniejszym elementem naszych więzi jest obecność. Bycie z drugim człowiekiem, nie tylko fizycznie, ale całym sobą. Naszymi emocjami, uczuciami i całym naszym życiem.

Dziś już właściwie u progu lata warto zatrzymać się na chwilę na wartości naszej obecności w życiu naszych dzieci. Wydaje się to banalnie proste i oczywiste. Masz dziecko, które powołałeś na świat lub które przyjąłeś do swojego życia, bo ktoś inny podjął decyzję o jego narodzeniu, więc oczywiste jest, że jesteś obecny w jego życiu. Jednak nie do końca. Są rodzice, którzy nie są obecni w życiu swoich dzieci, nawet mieszkając z nimi w jednym domu. Obecność bowiem to nie tylko fizyczne bycie obok drugiego, ale i psychiczne, i emocjonalne bycie we współodczuwaniu.

Obecność to coś więcej. To uczestniczenie. To więź budowana świadomie. To nie rodzicielstwo idealne. To pomyłki, błędy, powroty i pojednania. Mam zawsze obawy przed słowami, które mają mnie nauczyć, jak być dobrym rodzicem. Jednak to, co ostatnio przeczytałam, nie ma nic wspólnego z pouczaniem, idealizowaniem czy rzucaniem wyzwań. Nie wzbudza we mnie poczucia winy ani nie jest rachunkiem sumienia. Tak działają dobre słowa i inspiracje.

Co to znaczy być obecnym? To wyzwanie naszego czasu. Dziś, gdy czas się kurczy, praca zawładnęła nami, szczególnie teraz w kryzysie, gdy wielu z nas musi więcej pracować, by zapewnić rodzinie byt. Szczególnie teraz, gdy media kradną nam tak wiele czasu – tworzenie zdrowych więzi z dziećmi jest naprawdę wyzwaniem. Jednak warto podkreślić, że nie mówimy tu o więzi idealnej, bez pomyłek, błędów, ale świadomie tworzonej relacji ludzi nieidealnych: nieidealnych rodziców i nieidealnych dzieci. Nie istnieje wychowanie bezbłędne. A nawet jak mamy tego świadomość, to wielu z nas, zaangażowanych, troskliwych rodziców, wciąż ma poczucie bycia „niewystarczającym” rodzicem. Niewystarczającym – tzn. nie dość dobrym, nie dość świadomym, nie dość dyspozycyjnym dla naszych dzieci. Mimo iż przecież nie jesteśmy złymi, patologicznymi rodzicami, których los ich dzieci jest obojętny, wciąż mamy niedosyt. Wciąż jesteśmy jakoś sobą rozczarowani.

Dlatego warto sięgać po dobre, inspirujące słowa, które poszerzą naszą świadomość i nie będą oskarżycielskie wobec naszego bycia rodzicem. Najważniejsze bowiem jest bycie z naszymi dziećmi. Nie tylko fizycznie, ale i psychicznie. Dawać siebie całego. Nasze „ja”. Nasze ciało, nasze emocje, uczucia, naszą świadomość. To bowiem, co dzielimy z naszymi dziećmi, kształtuje je najbardziej. To, jakie im dajemy doświadczenia, kształtuje ich mózg i model mentalny. Doświadczenia wielokrotnie powtarzane bowiem kształtują nasze modele mentalne na poziomie naszego centralnego układu sterowania w naszej głowie. To one właśnie potem filtrują to, co nas spotyka obecnie, kształtują nasze oczekiwania, a nawet w ten sposób wpływają na naszą przyszłość. Zatem to, JAK będziemy obecni w życiu naszych dzieci, ma kluczowe znaczenie w ich obecnym i przyszłym życiu. To właśnie integruje je najbardziej. To może im zapewnić zdrowy rozwój psychiczny wynikający ze zdrowego modelu przywiązania. Dzieci będą więc nabywały umiejętności, które pozwolą im w przyszłości dobrze zmierzyć się z trudnościami i trudami życia.

Istnieje kilka filarów naszej obecności w życiu dzieci. To one kształtują naszą więź z dzieckiem. A ono czuje się wtedy: bezpieczne, dostrzeżone, ukojone i pewne. To na tych 4 filarach będzie ono się rozwijać dzięki naszej świadomej (choć nieidealnej) obecności w jego życiu. Dzięki tej bezpiecznej więzi, jaką buduje ono z rodzicem, opiekunem, ma szansę na wchodzenie w świat jako osoba, która się w nim dobrze czuje. Jest u siebie. Wie, kim jest, i czuje się z tym komfortowo. Jest autentyczna i potrafi reagować na możliwości, jakie daje im życie i świat z ciekawością, otwartością i receptywnością, a nie usztywnia się w obawie przed zetknięciem się z nowością, zaskakującą sytuacją. W ten sposób uaktywniają się wyższe, bardziej zaawansowane funkcje mózgu, które zintegrowane pozwalają na to, by dziecko było pewne siebie w nowych sytuacjach, wewnętrznie spójne i dzięki temu miało wewnętrzną równowagę emocjonalną, większą odporność na stres, lepszy wgląd w rzeczywistość i będzie umiało reagować z empatią. Każdy rodzic pragnie, by jego dziecko osiągnęło taki stan w przyszłości. Jednak czy tak się stanie, w dużej mierze zależy on naszej relacji budowanej z nim od początku.

Nie ma czarodziejskiej różdżki, która zaczaruje nasze dzieci. Co więcej, to my sami musimy uczestniczyć w tym procesie także nie tylko jako rodzice, ale i jako osoby. Nie mamy szans na przekazanie naszym dzieciom spójnych komunikatów, jeśli sami nie przepracujemy naszego doświadczenia więzi z naszymi opiekunami. Na szczęście już nawet nauka pokazuje nam, iż wcale nie musimy sami doświadczyć wzorowych, głębokich więzi, by przekazać je swoim dzieciom. Nawet jeśli sami mieliśmy deficyty w tym obszarze, możemy – uświadamiając sobie, jakiego modelu relacji i więzi doświadczyliśmy w dzieciństwie – budować zupełnie odmienną więź z naszymi dziećmi.

Dziś przyjrzyjmy się jednemu z tych filarów naszej obecności, a w kolejnych artykułach kolejnym. Zatem jednym z pierwszych jest bezpieczeństwo. Nasza obecność ma zapewnić dziecku poczucie bezpieczeństwa. To fundamentalna kwestia, którą każdy z nas rozumie. Nasza obecność ma być kotwicą, która pozwala mu czuć się bezpiecznie, daje poczucie, że rodzic zawsze je chroni przed fizycznym zagrożeniem, emocjonalnie je wspiera i chroni przed zranieniami w relacjach. Nie znaczy to jednak, że sami rodzice nie popełnią błędów, nie zranią swoich dzieci – nie są bowiem idealni. Jednak zawsze, ale to zawsze należy naprawiać relację z dziećmi. Przepraszać dzieci ze złe słowa, emocje i niechciane reakcje. Nie jest katastrofą, że dzieci widzą nasze słabości, ale katastrofą jest ich nie poprawiać i nie budować dalej relacji z dziećmi. Tylko wtedy dziecko wie, że błąd jest ludzki, ale miłość trwalsza, gdy pomimo niechcianych słów dziecko widzi naszą chęć pojednania, dążenie do naprawienia zranień, jakie wyrządziliśmy. To właśnie buduje bezpieczeństwo.

Bezpieczeństwo fizyczne, dostatek to nie wszystko, na czym budujemy w dzieciach poczucie bezpieczeństwa. Nasza krytyka, ocenianie, wdzieranie się w przestrzeń dziecka bez pardonu może je destabilizować, budować niepokój, powodować rozchwianie emocjonalne. Dlatego naszym głównym zadaniem jako rodziców jest nie tylko chronienie dzieci przed krzywdą fizyczną i psychiczną ze strony innych, ale sami mamy nie być źródłem strachu i zagrożenia dla naszych dzieci. Może się wydawać to absurdalne, ale wiele dzieci czuje strach wobec rodziców, niepewność i destabilizację z ich strony. Źródłem takich doświadczeń jest nie tylko przemoc fizyczna czy psychiczna, ale i jakiekolwiek uzależnienie rodziców, przemoc domowa, rozwód czy separacja rodziców, ciężkie choroby (psychiczne, nowotworowe) w rodzinie czy też zaniedbania emocjonalne dzieci. Wiele osób mówi o „nieobecnym” rodzicu w ich dzieciństwie. Nie tylko przez rozstanie rodziców, ale i pracę, absorbujące hobby czy inne miejsce, przestrzeń, w które często rodzice uciekają od bliskiej relacji ze swoimi dziećmi.

Niech nasza obecność z dziećmi będzie intensywna, niech buduje w nich silny fundament bezpiecznego bycia w relacji z nami. To pozwoli naszym dzieciom i nam czerpać ze źródła naszej więzi – z miłości – wiele radości, ale i siły oraz stabilizacji. Cokolwiek by się działo, zawsze bądźmy z naszymi dziećmi. Współodczuwając to, co one. Wsłuchując się w ich serca, dusze i uczucia. Ilość tej obecności i intensywność mają tu znaczenie kluczowe. Nie udawajmy, że wystarczy kilka godzin w tygodniu, by zbudować silną więź z naszymi dziećmi, która da im silne poczucie bezpieczeństwa. Nie jest dobra ani nadopiekuńczość, gdy dziecko, nawet nastoletnie, wciąż trzyma się rodzica, ani zbytnie oddalenie i stawianie za wcześnie na zupełną samodzielność dziecka lub zbyt wczesne obarczenie dziecka odpowiedzialnością. Zbyt odległe rodzicielstwo destabilizuje dziecko i zamiast czynić je samodzielnym, jest napełnione niepokojem, niewiarą we własne możliwości i ostatecznie zagubione w świecie.

Bliskość to obecność uważna. Wrażliwa na drugiego, szczególnie na dziecko. Budujemy w ten sposób bezpieczny model przywiązania u naszych dzieci. Z takiego modelu mają szansę wyrosnąć na wspaniałych dorosłych. Wspaniałych rodziców. A my będziemy mogli budować więzi nie tylko z nimi, ale i z ich dziećmi – naszymi wnukami.