Nareszcie koniec szkoły – przynajmniej na jakiś czas. Zarówno dzieci, jak i nauczyciele czekali na ten dzień z utęsknieniem. Rodzice trochę mniej, ponieważ oznacza to rozpad stałego układu dnia i tygodnia, a także zmianę organizacji swojego czasu na taką, aby dostosować go bardziej do wolnego czasu dzieci. Jednak jest też radość, ponieważ wreszcie skończy się wożenie na zajęcia dodatkowe, pilnowanie prac domowych i klasówek i pakowania na następny dzień, a to zawsze jakaś ulga. I koniec z wczesnym wstawaniem. Nasze dzieci będą mogły w końcu się wyspać. A gdy wstaną takie wypoczęte i bez obowiązku szkolnego, to...

No właśnie, co wtedy? Nie wiem, jak jest w większości domów i nie mam zamiaru uogólniać. Podejrzewam jednak, że będzie taki procent dzieci, które zostaną same w domach, gdy rodzice pójdą do pracy, i wykorzystają ten czas na nieograniczone granie na konsolach, komputerach, na serfowanie po internecie i oglądanie filmików na TikToku. Ale będą też takie, którym ograniczony zostanie dostęp do tego typu urządzeń. I co wtedy? Czy dopadnie ich znana wszystkim rodzicom, budząca grozę i przerażenie, czająca się w każdym kącie – NUDA? Nie lubimy słyszeć z ust dziecka słów: „Nudzę się” czy też „Ale nuda”. I często wydaje nam się, że powinniśmy temu jakoś zaradzić, szybko coś zorganizować, wymyślić ciekawą zabawę, która zajmie nasze dziecko na dłużej. W efekcie mówimy, co można robić, wymieniamy różne propozycje, pokazujemy palcem i jesteśmy nawet gotowi wziąć w tym udział, aby tylko przegonić niechcianą nudę. Mówi się o pokoleniu „rodziców helikopterów”, którzy krążą nad swoimi dziećmi i obserwują, cały czas pilnując, aby się nie kłóciły, nie biły i miały zajęcie. Są też inni rodzice. Tacy, których mało obchodzi to, czym właśnie zajmuje się dziecko i czy w ogóle ma jakieś zajęcie. Są również tacy, którzy gotowi będą kupić dodatkowy sprzęt, jakiś gadżet, aby tylko zapewnić sobie spokój i odsunąć dzieci jak najdalej od siebie.

A nuda? Wbrew pozorom jest bardzo potrzebna, tak dzieciom, jak i dorosłym. Chodzi o taki czas i poczucie, że w danym momencie nie mamy żadnego obowiązku, nie naglą nas żadne terminy ani godziny, siedzimy i nie wiemy, co mamy z tym wolnym czasem robić. Hmmm, czy w takim razie dorośli w ogóle się nudzą? My zawsze znajdziemy jakieś zajęcie – mniej lub bardziej przyjemne, ale na pewno pożyteczne. Możemy zrobić coś dla siebie, np. poczytać książkę, lub coś dla domu, np. umyć płytki w łazience, i już nie ma miejsca na nudę. Co innego dzieci. Dla nich nuda oznacza brak ciekawego sposobu na spędzanie czasu. Nie przyjdzie im do głowy zajęcie się czymś nielubianym, chociażby sprzątaniem. Spróbujcie na słowa „Nudzę się!” zareagować taką propozycją: „To odkurz mieszkanie” czy też „Jak nie masz co robić, to posprzątaj pokój”. Wyraz twarzy dziecka – bezcenny. Mimo wszystko nuda jest fajniejsza niż sprzątanie. Lepiej nic nie robić niż robić to, czego się nie lubi. Ciekawe podejście, prawda? Może dorośli mogliby trochę się go nauczyć?

Co będzie, gdy zostawimy dziecko sam na sam z nudą? Może z początku nie będzie łatwo, ale z czasem nauczy się wykorzystać te chwile właściwie. Przede wszystkim jest to dobry moment na wyciszenie emocji, odpoczynek, tak fizyczny, jak i psychiczny, rozluźnienie mięśni, również twarzy (dzieci często pomagają sobie mimiką przy czynnościach wymagających skupienia). Dziecko musi pobyć chwilę samo, bez różnorodnych bodźców z zewnątrz, które bez przerwy stymulują jego układ nerwowy. Pozwoli mu to spojrzeć z innej perspektywy również na siebie. Zauważcie, że nudzące się dzieci mają często problem z przybraniem wygodnej pozycji ciała na fotelu czy kanapie. Nagle okazuje się, że wszystko im przeszkadza i zaczynają się złościć. To jest bowiem też czas, w którym bardziej czują swoje ciało, dostrzegają strukturę skóry, obserwują prześwitujące żyły, znajdą jakiś strupek czy zadrapanie, dostrzegą, że jeden palec u nogi jest dłuższy niż inne, sprawdzą, jak bardzo mogą wygiąć palce u rąk. W ten sposób dowiadują się wielu rzeczy o sobie i uczą się akceptacji tego, co ich wyróżnia. Nudząc się, zaczynają także obserwować świat, to, co jest w ich najbliższym otoczeniu, i dostrzegają rzeczy, których wcześniej nie widzieli. Budzi się ich wrodzona ciekawość, chcą przyjrzeć się z bliska, analizują, zastanawiają się, co można z tymi rzeczami zrobić. Pojawia się przestrzeń, w której rozwija swoje skrzydła dziecięca kreatywność. Nie zawsze podoba się to nam, dorosłym. Zbyt często oznacza to bowiem bałagan, porozlewaną wodę (lub inne substancje), ubrudzone farbą meble czy też inne mniejsze lub większe zniszczenia. Bez tego jednak dzieciństwo byłoby… nudne.

Nuda nie jest czymś złym i czas powiedzieć to głośno. Nuda daje ogromne możliwości. Może być czasem odpoczynku, ale też kreatywności, może dać chwilę wytchnienia lub pobudzić ciekawość świata. Nuda może być sygnałem dla nas, rodziców, że mamy chwilę, gdy nasze dziecko się zatrzymało, nie biegnie gdzieś z kolegami, nie musimy za nim wołać, przyszło samo i nie jest niczym zajęte. To jest moment, który możemy dobrze wykorzystać, musimy tylko odłożyć nasze „ważne” czynności na bok i zrobić coś z tą nudą: przytulić się, posiedzieć razem, porozmawiać, dać upust emocjom generowanym od rana. Możemy zaproponować dziecku, że ponudzimy się razem, możemy dowiedzieć się, co robiło do tej pory, jak minął mu dzień. Możemy też zapytać, co chciałby robić dzisiaj lub jutro, zaplanować coś razem, dać mu poczucie wpływu na to, jak miną mu wakacje. Nuda to jest dobry czas, który przyniesie piękne owoce, jeśli właściwie o niego zadbamy.