Niemalże każde wyjątkowe wydarzenie – czy to osobiste, państwowe, lokalne – okraszone jest potokiem słów. Zwłaszcza w momentach wyjątkowych, świątecznych te słowa mają swoją moc, siłę płynącą z powagi, z dobranego słownictwa i specyficznych gestów. W relacjach rodzinnych słowa mają raczej mniej uroczystą formę, są bardziej spontaniczne, łagodne, dostosowane do znanego nam już rozmówcy. Rozmowy w grupie znajomych to jeszcze inny sposób komunikacji – tu zasadniczą kwestią jest treść rozmowy, która niejako klaruje się ze względu na siłę jednego z rozmówców. Ktoś może zagarnąć przestrzeń rozmowy albo też wszyscy nawzajem walczą, aby cokolwiek o sobie powiedzieć. Czasami uda się wypracować głęboką przyjaźń, opartą na autentycznej gotowości słuchania i dzielenia się swoim wewnętrznym światem – taka relacja jest skarbem, o który – zwłaszcza w dzisiejszej kulturze indywidualizmu – warto dbać.
W każdej przestrzeni komunikacji, w każdej relacji pragniemy mówić, wypowiadać słowa, które zostaną przyjęte, zauważone – w pewien sposób dowartościowane. Oczywiście każdy z nas ma tutaj różną intensywność potrzeb, ale co do zasady nie pragniemy milczenia, stawania się niewidzialnym „duchem” potakującym pozostałym. Choć i czasem tak jest, że w wyniku błędów wychowawczych lub trudnych doświadczeń, wydaje nam się, że słuchanie innych to nasze zadanie, to jakaś życiowa misja ratunkowa, bez wypełnienia której życie traci sens i smak. To oczywiście błędne rozumienie relacji, gdyż relacje wymagają symetrii – wzajemnego brania i dawania. Każda relacja, w której jeden czerpie o wiele więcej od drugiego, prędzej czy później kończy się wybuchem emocjonalnym lub depresyjną ucieczką w uległość i podporządkowanie – po prostu staje się toksyczna.
Ale dziś są i inne zagrożenia ukryte pod pozornym dobrem. Gdy wydaje nam się, że relacje są, że mamy jakąś płaszczyznę spotkania, gdy wydawać się może, że ufamy sobie nawzajem, może się okazać, że taka jest tylko powierzchnia relacji. W swojej zasadniczej treści opiera się ona na mnogości faktów, opinii, dyskusji o charakterze politycznym czy społecznym. Czasem przybiera ona charakter nieustannego narzekania na czynniki zewnętrzne lub nieustannej obmowy innych – szczególnie tych, którzy wydają się winni naszej kondycji psychofizycznej. Taki charakter komunikacji, mimo swojej powszechności, stanowi poważne zagrożenie dla bliskich relacji, dla dzielenia się sobą. Bowiem największą przeszkodą staje się wtedy podzielenie własnymi uczuciami, bycie w relacji, jednocześnie będąc bardzo przy sobie, odpowiedzialnym za siebie i nade wszystko autentycznym. Zwróćmy uwagę na te relacje, w których swobodnie, bez napięcia i skrępowania możemy mówić o sobie. I nie dajmy się zwieść, że mamy mówić o „innych”, ponieważ w naszym życiu nie ma nikogo ważniejszego niż „ja” – ja czujące, myślące, kształtne, autentyczne i odpowiedzialne. Potrzebujemy bycia sobą i dzielenia się tym, jacy naprawdę jesteśmy. Każde wypowiadane przez nas słowo jest nośnikiem informacji o nas samych (!), bardziej nawet niż o tych, o których mówić chcemy. Dzielmy się tym, co jest w naszym wnętrzu, co tak naprawdę dobija się do naszego głosu, ale ze wstydu lub lęku przed opinią innych nie może zostać wyrażone. Nie bójmy się być sobą, ponieważ tylko prawda rodzi zaufanie i tylko zaufanie rodzi bliskość, a tylko bliskie relacje mogą dać nam spełnienie.