Ruszyły kolejne mistrzostwa świata w piłce nożnej. Kolejny raz w dość kontrowersyjnym miejscu, z kontrowersyjnymi okolicznościami. Kolejny raz mistrzostwa, które pochłonęły miliardy dolarów. Ogromne pieniądze zostały zainwestowane w igrzyska transmitowane do każdego zakątka świata. Wydaje się, że możliwość obejrzenia meczów na żywo została celowo ograniczona tylko dla tych, którzy dysponują naprawdę dużym majątkiem, a pozostałe miejsca na trybunach zostaną wypełnione statystami poprzebieranymi w barwy reprezentacji, które akurat rywalizują na murawie. Nie ma w tym zresztą niczego nowego i odkrywczego. Działo się tak już dwadzieścia lat temu na mundialu w Korei i Japonii.
Ten mundial (i poprzedni w Rosji) jest jednak wyjątkowy. Takiego nagromadzenia skandali polityczno-finansowych do tej pory nie było. Ale igrzyska zawsze rządziły się swoimi prawami. Wydaje się, że zadowolenie tłumów, dostarczenie im wysokiej jakości rozrywki w trudnych czasach jest dla wielu wystarczającym usprawiedliwieniem największych świństw. I tak się dzieje od starożytności. W Rzymie igrzyska organizowano głównie po to, żeby uspokoić społeczne nastroje. Wiązało się to zawsze z wydawaniem darmowego jedzenia z państwowych spichlerzy.
Dziś wprawdzie darmowego jedzenia nie dają, a w Katarze kosztuje ono kosmiczne pieniądze, ale wraz z rozwojem społeczeństwa cyfrowego, globalnej wioski nasze oczekiwania znacząco się obniżyły, a to dlatego, że w cywilizowanym świecie mocno wzrosła stopa życia, a ten świat drugi czy trzeci nie jest atrakcyjny dla reklamodawców i innych beneficjentów tych igrzysk.
Świat, który dużo mówi o równości, o tolerancji i otwieraniu granic, ma duży problem z przywołaniem do porządku organizatorów takich imprez. A ci organizatorzy nie zgadzają się na występy drużyn z hasłem „human rights for all”, uznając je za zbyt kontrowersyjne. Myślę, że za fasadą światowej jedności i równości, której piłka nożna powinna być wizytówką, jest tak jak zawsze i światem rządzą te same interesy co zawsze. Chęć władzy, pycha i ogromne pieniądze są w stanie przykryć najwspanialsze idee.
Idee te są oczywiście nadal na sztandarach, ale w zasadzie tylko tam. Elity organizujące te igrzyska wyspecjalizowały się w piłatowym umywaniu rąk. Wprawdzie na budowach aren w Katarze zginęły setki, jeśli nie tysiące robotników, ale FIFA wraz z organizatorami zasadziła ileś drzew, działając na rzecz ekologii. Oczywiście w tym momencie trochę kpię, ale nie za bardzo. Taka jest rzeczywistość tych mistrzostw, ale chyba również wszystkich innych globalnych inicjatyw, jak choćby ostatniej konferencji ekologicznej w Egipcie, na którą przyleciało kilkaset prywatnych odrzutowców, a uradzono, że zwykli obywatele powinni zrezygnować z samochodów spalinowych.
Hipokryzja istniała zawsze i zawsze też igrzyska służyły za piękne fasady obrzydliwych interesów. Globalizujący się świat pozwala częściej zajrzeć za te kulisy i zobaczyć choć część tej zgnilizny.
Najsmutniejsze w tym wszystkim jest to, że piłka nożna, która jest najważniejsza ze spraw mało ważnych, jest ofiarą tych procederów. I chyba rację ma jeden z polskich publicystów sportowych, mówiąc, że gdy Lewandowski strzeli bramkę, świat zapomni o prawach człowieka. Może taka jest rola tych zawodów?