Konflikt jest nierozerwalną częścią wszystkich relacji międzyludzkich, a myśl o tym, że uda się go uniknąć w naszych relacjach małżeńskich, zawodowych, koleżeńskich czy jakichkolwiek innych, jest utopią. Konflikt jest stanem naturalnym społecznej rzeczywistości. Pisaliśmy już o unikaniu, uleganiu i kompromisie w konflikcie. Konflikt można traktować jeszcze jako pole rywalizacji, ale też współpracy. To, jak do tego podejdziemy, zależy od wielu czynników, które w gruncie rzeczy są naszymi cechami osobistymi.

Jeżeli jesteśmy ludźmi cierpliwymi, wielkodusznymi, pokornymi, to będzie nam dużo łatwiej wejść we współpracę przy rozwiązywaniu problemów. Będzie to wynikać z naszego usposobienia i bezkonfliktowej natury. Rewelacyjnie, jeśli trafimy na osobę podobną nam – wtedy żaden spór nam niestraszny i będziemy mogli go łatwo zażegnać. Gorzej natomiast, jeśli do tych naszych wspaniałych skądinąd cech dopiszemy pewną naiwność. Wtedy jesteśmy wymarzoną ofiarą manipulatorów, tych, którzy będą chcieli wymusić na nas uległość i zmusić do swoich rozwiązań.

Dlatego też jeśli jesteśmy z natury właśnie niekonfliktowi – powinniśmy trenować bycie asertywnym. Zaoszczędzi nam to wielu rozczarowań i poczucia zawodu. Asertywność pomoże nam też bardziej świadomie wyznaczać swoje granice i czerpać większą satysfakcję z życia. Bo zasadniczo większa świadomość siebie to bardziej świadome przeżywanie życia i lepsze doświadczenia.

Wracając jednak do strategii rozwiązywania konfliktów, niektórzy traktują całe życie jak grę komputerową – zawody, w których trzeba wygrać – bez względu na koszty. Zwycięstwo za wszelką cenę jest nagrodą, o której tacy ludzie marzą. A wszystko, co osiągają poniżej zamierzonego celu, traktują jako porażkę. Tacy ludzie mają bardzo duże trudności w utrzymywaniu wartościowych relacji z innymi, gdyż z góry widzą w innych rywali, od których muszą być lepsi, efektywniejsi. Muszą być górą nawet wtedy, gdy druga strona wcale tej rywalizacji nie chce. Można powiedzieć, że są chomikami, którzy dobrowolnie wskakują na kółko i kręcą się w nim tak długo i szybko, że nie wiedzą, że można zupełnie inaczej.

Traktowanie konfliktu jako rywalizacji jest strategią bardzo często efektowną – można powiedzieć, porównując to do filmu akcji – jest dużo wybuchów, pościgów, zwrotów akcji, czyli emocji i egzaltacji. Kiedy spotkają się dwie takie same osoby, wtedy konflikt najczęściej przybiera na sile, a wygasza się, dopiero gdy nie ma już czego z tej relacji zbierać. Kiedy cała ziemia jest spalona, a wszystkie mosty zburzone. I najczęściej wtedy obie strony odtrąbią swój sukces, bez względu na poniesione koszty. Wygrywaj albo giń.

Gorzej, jeśli taki gracz trafi na osobę o wrażliwszej strukturze. Osobę, która nie dostarczy mu tylu emocji, których on oczekuje. Wtedy strategia może być zupełnie inna. Ze szkodą dla słabszego. Tak działają wszelkiej maści mobberzy i manipulatorzy, dla których codzienne uszczypliwości, dokuczanie i – co tu dużo mówić – psychiczne znęcanie się nad ofiarą jest rozciąganiem przyjemności tej chorej gry.

Jeśli widzimy, że trafiliśmy na taką osobę i natura konfliktu nie jest fundamentalna, lepiej dla własnego zdrowia psychicznego odpuścić. Jeśli jednak spór jest z natury tych, które trzeba przejść, szukajmy sojuszników i wsparcia. Sami nie damy rady z graczem. To najczęściej są ludzie niezwykle inteligentni, bystrzy i potrafiący przewidywać. Są po prostu doskonałymi strategami. Można próbować przemówić im do rozsądku i jeśli wasza pozycja jest równorzędna, może to coś dać. Natomiast jeśli jego przewagą strategiczną jest jakiś rodzaj władzy nad wami, to szanse są znikome.

Rywalizacja, traktowanie sporów jak gier, które trzeba wygrać, ale nie niewinnych bierek, tylko gier wojennych dla dorosłych, to strategia niestety bardzo często używana w dzisiejszym świecie, który epatuje adrenaliną i testosteronem. Odtrutką na to jest ćwiczenie asertywności, uczenie się strategii współpracy, odkrywanie własnych potrzeb i możliwości oraz konfrontowanie ich ze światem w duchu otwartości, a nie lęku przed porażką.

Agresorzy są często mocno wewnętrznie pogubieni, a ich warczenie i ataki to jedyny mechanizm obronny, jaki mają. Psychopatów i socjopatów nie ma znów tak wielu na świecie. Poza skrajnymi przypadkami wierzę, że z większością osób można się porozumieć i współpracować. Ale żeby to zrobić, trzeba nauczyć się stawiać granice i być asertywnymi – to trudna, ale konieczna praca.