Drzwi. Przynajmniej w naszym domu to są właśnie drzwi, ale w każdym innym domu może to być jakakolwiek inna rzecz. Coś, co nadaje szczególnego charakteru i wyjątkowości, ale przede wszystkim jest wciąż niezatartym śladem tego, że działo się coś ciekawego, może intrygującego w naszym rodzinnym życiu. Może jeszcze nie zdajemy sobie sprawy, jak bardzo jest to dla nas ważne. Może obecnie towarzyszą nam inne emocje z tym związane. Dorośli, to znaczy ludzie poważni i stateczni, nie bardzo lubią bowiem tego typu pamiątki. Chcą, aby ich przestrzeń życiowa wyglądała dokładnie tak, jak ją sobie zaplanowali, i długo pozostawała w jak najlepszym stanie. Denerwują się, gdy na meblach pojawiają się zadrapania, wgniecenia czy plamy. Nie dopuszczają myśli o rysach na parkiecie i robi im się gorąco na widok rysunków na ścianach. Muszą wszystko na bieżąco sprzątać, naprawiać i wymieniać, zacierając w ten sposób „oznaki życia”. Wnętrza ich domu lub mieszkania bardziej przypominają katalog mebli niż miejsce zamieszkania.

To jak jest z tymi naszymi drzwiami? Nie pamiętam dokładnie, od kiedy to się zaczęło, ale w pewnym momencie nasz najstarszy syn zaczął przyklejać do drzwi naklejki z owoców. Takie zwykłe, które znajdziemy na każdym pojedynczym owocu kupowanym w sklepie, zwłaszcza w supermarkecie. No więc nasz Jacek rozpoczął naklejanie tych naklejek na drzwiach prowadzących do salonu. Oczywiście młodsze rodzeństwo równie gorliwie zaangażowało się w ten proceder. W ciągu chyba już 12 lat (!!!) uzbierała się cała kolekcja. Niektóre naklejki się powtarzają, inne są zupełnie wyjątkowe i występują tylko w ilości jednej sztuki. W sumie ponad połowa drzwi z jednej strony jest „udekorowana” w ten sposób. Nie wiem, co im to daje, dlaczego tak się tym cieszą, ale staram się im pomagać i aktywnie uczestniczyć w całym przedsięwzięciu. Wyszukuję więc w sklepach owoce z nowymi okazami, które mogą wzbogacić kolekcję. Pomagam też odkleić je tak, aby zostały przeniesione na drzwi nieuszkodzone. Dzieciaki się cieszą, a ja… nie widzę w tym nic złego, wręcz przeciwnie.

Gdy odwiedzają nas goście, przeważnie pozostawiają ten element wyposażenia bez komentarza do czasu, aż sami o nim wspomnimy. Wiemy bowiem, że owe drzwi, widocznie bardzo dobrze z salonu, mogą intrygować. W głowie gromadzi się wiele pytań, chociaż najczęściej nie zostają wypowiedziane głośno. Można jednak wszystkie zebrać razem i wyrazić jako jedno ogólne pytanie: jak nam, rodzicom, mieszka się w domu z takimi drzwiami? No cóż, odpowiedź brzmi: musieliśmy się dostosować. Ale dlaczego chcieliśmy? Ponieważ sam pomysł był tak niecodzienny, tak niesamowity, że aż godny docenienia. Ja bym na to nie wpadła. Może zbierałabym naklejki w jakimś albumie, zeszycie? Ale na pewno nie na drzwiach. Kiedyś będziemy to wspominać jako coś wyjątkowego, tak całkowicie „naszego”, co wyróżniało nasz dom i czyniło go wyjątkowym.

„Pamiątki”, które zostawiają nasze dzieci, nie zawsze muszą być odbierane jako szkody. Często traktujemy je jak straty materialne, bo przecież „nowa kanapa, a już zachlapana”, a do tego „drogi drewniany stół z rysami po widelcu” są wystarczającym powodem do wybuchu złości. Jednak jeżeli spojrzymy na to trochę inaczej, wybiegając w przyszłość i uświadomimy sobie, że nie zawsze tak będzie, nie zawsze będziemy mieć przy sobie nasze małe dzieci, owe straty przestają mieć aż tak duże znaczenie. Ważniejszy staje się rozwój dzieci i wspomnienia z nim związane. Zupełnie jak na podstawie zdjęcia można przywołać całą historię albo odtworzyć cały dzień, w którym zostało ono zrobione, tak właśnie kiedyś będziemy mogli przypomnieć sobie czas, gdy nasze dorosłe już dzieci były małe. Oczywiście pod warunkiem, że nie zdążymy wszystkiego naprawić, odmalować lub wymienić na nowe.

O czym my, dorośli, rodzice niedorosłych dzieci, rozmawiamy ze swoimi rodzicami, gdy spotykamy się przy stole podczas różnego rodzaju jubileuszów, świąt czy też zjazdów rodzinnych? Czy nie wracamy wspomnieniami właśnie do tych niemądrych pomysłów, nieprzemyślanych zachowań, wszystkich naszych gaf i wpadek? Przecież nikt nie opowiada, jak to grzecznie siedział przy stole i nie grymasił lub ślęczał nad książką i pilnie uczył się na każdą lekcję. W pamięci zostają nam wydarzenia ciekawe, takie, które wzbudziły intensywne emocje, zarówno u nas, jak i u naszych opiekunów. I nagle okazuje się, że dla zdrowego rozwoju nie jest najważniejsze posłuszeństwo i bierność życiowa, lecz wręcz przeciwnie. Musimy stawiać na asertywność, podejmowanie różnych prób będących sprawdzianem samodzielności i ryzyko, nawet jeśli jest okupione burą od rodziców. W ten sposób uczymy się życia.

Na pewno w każdym domu znajdzie się coś, co stanowi o jego wyjątkowości. I wcale nie będzie to najdroższa rzecz, na jaką sobie pozwoliliśmy, nie będzie to też najdawniejsza pamiątka po przodkach ani „cudowny” wynalazek współczesnych czasów. Może będzie to miejsce, gdzie cała rodzina siada do wspólnie spędzanego wieczoru, a może łóżko w sypialni, do którego w każdy niedzielny poranek przybiegają wszystkie dzieci, dwa koty i pies. U jednych będzie to ściana pokryta rysunkami małych rączek, u innych drzwi oklejone od góry do dołu naklejkami z owoców. A może jeszcze coś innego, co dla innych nie ma żadnej wartości i może pozostaje niezauważone, lecz dla nas jest jedyne, wyjątkowe i niepowtarzalne. Wiążą się bowiem z tym najcieplejsze wspomnienia, które zostaną z nami na całe życie. Na pewno jest chociaż jedna taka rzecz, chociaż jedna mała rysa na stole.