Obecność ma wielką moc. Realna, czuła, uważna może zmienić życie człowieka, a jej brak – zabijać powoli. Ostatnio pisaliśmy, jak wielką potrzebą dziecka, ale nie tylko, jest poczucie bezpieczeństwa budowane przez naszą obecność przy nim. Dziś powiemy, jak bardzo dziecko potrzebuje nie tylko stabilności w poczuciu bycia bezpiecznym, ale i bycia dostrzeżonym przez osoby mu towarzyszące w życiu. Oczywiście fizyczna obecność jest tu prawie komunałem, ale obecność, która dostrzeże małego człowieka, zakłada coś więcej. To nie tylko bycie fizyczne przy kimś, ale niejako wejście w jego stan duszy, w jego odczucia i tam zauważenie jego samego.

Dostrzeżenie kogoś zakłada nawiązanie z nim kontaktu. I to nie kontaktu słownego, ale kontaktu mentalnego. Na czym on polega? Polega przede wszystkim na zauważeniu kogoś. Dostrojeniu się do jego wewnętrznego stanu umysłowego tak, byśmy odbierali na tych samych falach. To wejście w stan dziecka, by odczuwać z nim na głębokim poziomie. Wtedy dopiero możemy zrozumieć jego reakcje, emocje i zobaczyć jego prawdziwe życie wewnętrzne. Możemy zrozumieć to, co dzieje się w jego głowie. Ostatnim elementem będzie reagowanie w sposób adekwatny do tego, co zauważyliśmy, zrozumieliśmy. Adekwatnie znaczy nie tylko skutecznie, ale i w odpowiednim momencie. Daniel Siegel nazywa ten proces triadą kontaktu. Nie da się dostrzec dziecka, nie realizując z nim kontaktu na takim głębokim poziomie. W takim kontakcie chodzi o dostrzeżenie samego dziecka poza naszymi filtrami oczekiwań, pragnień, uprzedzeń i lęków. To bycie z nim w jego cierpieniach i chwilach radości. To dzielenie, szczere i głębokie, jego szczęścia i pewnych niepokojów.

Czy tak widzimy swoje dzieci? Czy projektujemy ich przyszłość i reagujemy tak, jak my chcemy, a nie one same? Oczywiście nie ma to nic wspólnego z pobłażaniem czy godzeniem się na wszystko, ale wejściem w głębię drugiego człowieka. Ciekawe, jak nasze dziecko będzie wspominało nasze relacje z nim? Czy mama i tata zawsze mnie wspierali? Rozumieli mnie? Czy jednak musiałem całe dzieciństwo realizować ich marzenia o naprawdę innym dziecku?

Nie da się posiąść tych umiejętności raz na zawsze. Zawsze jesteśmy obarczeni błędami i porażkami, ale jednak próbowanie dostrojenia się do drugiego człowieka, z empatią tworzenia naszej relacji jest czymś niezwykle wciągającym i pięknym. Nie jest to jednak też bycie superrodzicem, który czyta myśli swoich dzieci, ale bycie prawdziwe przy dziecku i dostrzeganie jego samego, a nie tylko swoich pragnień i wyobrażeń o nim i naszej relacji. Nie chodzi też o przenoszenie akcentu z dziecka na siebie w reakcjach, ale zachowanie zdrowej równowagi. Posiadanie pewnego zdrowego dystansu do sytuacji i zobaczenie nie tylko dziecka, ale i swoich emocji z tym związanych. Nie ma bardziej ludzkiego modelu budowania więzi. A mimo to zdarza się, że większość dzieci nigdy nie została dostrzeżona przez swoich rodziców. Nigdy nie czują się zrozumiane. Jak się czują takie dzieci? Niemające doświadczenia, że ktoś je rozumie? Często reagują adekwatnym zachowaniem. Zaczynają czasami szukać zrozumienia gdzie indziej, np. sięgają po używki, by w końcu poczuć ulgę – jestem, jaki jestem – tak się chcę czuć. A czasami nawet się samookaleczają lub nawet próbują się targnąć na własne życie. Dlatego warto zdążyć na czas, by wysłuchać swoje dziecko. Zauważyć, zrozumieć i zareagować tak, jak ono tego potrzebuje. Przecież i my tego potrzebujemy. Tak bardzo – najbardziej w każdej relacji: być akceptowanymi takimi, jacy jesteśmy naprawdę.

Skończmy z przyklejaniem dzieciom etykiet jesteś podobny do mamy, jesteś urodzonym sportowcem, po kim ty to masz?, jesteś leniwy, zdolny itd. itp. Takie etykietowanie zamyka nas na prawdziwe zrozumienie i dostrzeżenie naszego dziecka. Nasz mózg koduje nasze etykiety i sposób postrzegania dziecka i nie może się wyrwać z tego schematu. Dopiero uświadomienie sobie tego pozwala nam uwolnić umysł od takiego zaszufladkowanego postrzegania naszego ukochanego dziecka. To nie lada wyzwanie, bo nasze dzieci dorastają i zmieniają się jego reakcje, emocje i uczucia. Jednak im szybciej zaczniemy je dostrzegać, tym łatwiej przejdziemy z nim jego przemiany w okresie adolescencji. Rzecz w tym, by zaakceptować nasze dziecko w całości. Zdarza się często, że poniżamy, zawstydzamy nasze dzieci w ich reakcjach i emocjach. A to uniemożliwia im zwyczajnie pokazanie nam, kim są naprawdę. Zdania nie maż się – chłopaki nie płaczą, nie bądź beksą, nie bądź śmieszny, jak się ubrałeś? to tylko namiastka tego, jak bardzo zawstydzamy nasze dzieci. Wszyscy świadomie i czasami nieświadomie. Czasami żart, z którego się śmieje nasze dziecko, wcale go nie śmieszy, tylko rani. A to stawia między nami mur obcości i coraz większego dystansu.

Każde dziecko jest indywidualnością. Jeśli nasze etykiety, schematy, nasze pragnienia i nasze lęki rzutują na nasze postrzeganie ich – jak możemy je akceptować takimi, jakimi są naprawdę, i co właściwie mamy na myśli mówiąc, że je kochamy?