W edukacji publicznej zasadniczo chodzi o to, żeby przekazać kolejnym pokoleniom klucz do skutecznego odnalezienia się we współczesnym świecie. Żeby móc to zrobić, trzeba właściwie odczytywać kod kulturowy, poruszać się w społeczeństwie bez kompleksów. Mówiąc już zupełnie skrótowo, edukacja publiczna ma na celu przede wszystkim przygotowanie kompetentnych obywateli, którzy będą w stanie wziąć za siebie odpowiedzialność i znaleźć sobie miejsce w społeczeństwie.

To wszystko oczywiście pięknie brzmi i jest pięknym ideałem, ale rzeczywistość wydaje się być dużo trudniejsza i wiadomo, że szkoła nie zawsze wywiązuje się z wychowywania kompetentnych obywateli. Nie jest to tylko jej wina, ale ogólnie całego podejścia społeczeństwa do systemu edukacji i wychowania nowych pokoleń. Odnoszę często wrażenie, że szkoła jest traktowana przez niektóre kręgi (polityków, działaczy) jako zło konieczne i obciążenie budżetu. Pieniądze, które trzeba wydać na szkoły, robią wrażenie i rozpalają umysły tych, którzy chcieliby je mieć do dyspozycji. Myślę, że żyjemy w takim czasie i w takim świecie, w którym wykształcenie wydaje się być oczywistością i czymś, co dostajemy z urzędu (oczywiście na określonym poziomie), a rozwój nowych mediów spowodował, że wiedza specjalistyczna przestała być dostępna tylko dla wybranych. Jestem przekonany, że szkoła, jako instytucja, nigdy nie będzie w stanie być o pół kroku przed światem i przygotowywać na zmianę, dając gotowe rozwiązania na przyszłe zmiany. To jest całkowicie nierealne i szkoła nigdy nie powinna do tego służyć. Szkoła jest tylko elementem całego tego układu odniesienia i zależy od wielu innych punktów. Nie przeskoczy samej siebie. Szkoła nie może dać więcej, niż sama ma zasobów.

Skoro tak jest, to co szkoła może? Może bardzo dużo w kwestii przygotowania młodego człowieka na zmianę. Chyba nadal za często zmiana jest dla nas zaskoczeniem, na które nie byliśmy przygotowani. Oczywiście wiadomo, że najbezpieczniej jest zamknąć się w zestawie określonych przekonań i trwać w nich niczym w oblężonej twierdzy, a tak niestety nadal funkcjonuje wielu nauczycieli, a co za tym idzie, wiele szkół. I znów, nie możemy dać więcej, niż sami mamy, a jeśli nie mamy otwartości na zmianę, nie będziemy też otwarci na prawdziwą edukację, a jedynie na stary system zakuć, zdać i zapomnieć.

Jeśli miałbym mieć jakieś życzenie świąteczno-noworoczne, to życzyłbym sobie jako nauczycielowi, ale również wszystkim moim koleżankom i kolegom nieustającej ciekawości świata i niepoprzestawania na gotowych rozwiązaniach i wypracowanych zwyczajach. Wierzę, że to zmieni szkołę, a co za tym idzie – społeczeństwo.