Przyzwyczajenie jest drugą naturą człowieka. Przyzwyczajamy się do pewnych rozwiązań, które są na dany moment wygodne, ale niewiele mają wspólnego z procedurą. Jest przecież taki narodowy stereotyp o Polakach, że to, co najlepiej się u nas sprawdza, to prowizorka. Mamy – oczywiście stereotypowo – niewielkie przywiązanie do procedur, które bardzo często uważamy za niepotrzebne utrudnianie sobie życia. W naszej historii wiele razu przeradzało się to w anarchię, która doprowadzała do upadku struktur. Ale były też czasy, kiedy nasza buntowniczość okazywała się jedynym sposobem rozwiązania problemu. Każdy czas ma swoje metody i swoje sposoby działania.

Są też różni ludzie, niektórzy przywiązani do prawa i procedur, a inni improwizują i twórczo podchodzą do zasad. I jedni, i drudzy są w społeczeństwie niezbędni. Natomiast należy jasno określić granicę prawa, której nie należy przekraczać, bo doprowadzi to do rozpadu systemu. I chyba mamy teraz do czynienia z taką sytuacją w polskiej szkole – tu na agrafkę, tam na sztukę i jakoś to wszystko się kręci. A do tego wszystkiego jeszcze mnóstwo patentów, które nie mają oparcia w prawie, a są autorskimi pomysłami dyrekcji, nauczycieli. Są to pomysły, które – z założenia – mają usprawnić pracę szkoły albo zwiększyć poziom kontroli dyrektora nad swoją placówką.

Najłatwiej jest wymagać od swoich pracowników raportowania, sprawozdawczości, tworzenia dokumentów, które w ostateczności mają tylko jedną, główną funkcję. Mają pokazać miejsce w szeregu, kryć plecy dyrektora, który w przypadku jakiejkolwiek kontroli czy problemów może wykazać się zapobiegliwością i stwarzać sytuację, która daje pozory trzymania ręki na pulsie.

Ostatnio ukazała się lista dokumentów, które w szkołach są gdzieniegdzie wymagane, a o których prawo szkolne milczy. I nagle okazało się, a w zasadzie doszło do pewnego olśnienia w środowisku, że te papiery, które produkujemy w ogromnej liczbie, są psu na budę, nikomu niepotrzebne. A były to dokumenty rzadko kiedy merytoryczne, które w jakikolwiek sposób wpływałyby na jakość procesu edukacyjnego.

Czym innym są innowacje pedagogiczne, eksperymenty i nowości, które mają na celu zwiększyć jakość, te są pożądane, ale często niechętnie przyjmowane w szkołach, traktowane jako zamach na uzus, strzał w plecy status quo, świętego spokoju uśpionych nauczycielskich sumień. Lepiej jest wypełnić niepotrzebne dla jakichkolwiek statystyk tabelki i sprawozdania, utyskując na biurokrację, niż wprowadzić jakiekolwiek zmiany w rzeczywistości edukacyjnej swojej szkoły. To smutne.

Ostatnio "Budząca się szkoła" opublikowała list nauczycielki, która takie zmiany próbowała wprowadzać i spotkała się z towarzysko-zawodowym wykluczeniem, a od dyrekcji usłyszała, że śniło jej się, że tamta się zwolniła z pracy i był to piękny sen.

Niektórzy wolą wejść w agresję, stosować mobbing, niż zastanowić się nad swoją sytuacją, nad wartościami, które trzymają ich w szkole. To jest niezwykle smutne, że szkoła jest przez niektórych jej pracowników traktowana jak fabryka, korporacja, w której przedmiotem obróbki są uczniowie, do których nie należy się zbytnio przywiązywać, bo doprowadzi to do niepotrzebnych emocji. A w rzeczywistości tych osób emocje to słabość, a słabości nie można okazywać.

To jest w ogóle bardzo ciekawy, szeroki temat. Na ile człowieczeństwa może sobie pozwolić nauczyciel czy szerzej pracownik szkoły. Czy ma prawo okazać słabość, być nieidealny przed uczniami? Ja uważam, że nie tyle ma prawo, ile obowiązkiem dorosłych powinno być nieudawanie – bycie autentycznym. Tyle razy już o tym pisałem i cały czas sprowadza się to do jednego – integralności człowieka, nienakładania masek i bycia w prawdzie ze sobą i z innymi.

Bo pierwsza relacja, o którą musimy zadbać, to relacja z sobą samym. Jeśli my sami nie będziemy się kochać, to jak mamy chociażby lubić innych? Myślę, że te pytania nie wymagają odpowiedzi, ale polecam Wam nad tym się zastanowić.

Kiedy patrzysz w lustro, to czy jesteś w stanie powiedzieć – kocham cię? Czy jesteś w stanie sam do siebie się uśmiechnąć i przyznać, że nie musisz udawać, że jesteś idealny? Nie musisz – wystarczy, że będziesz wystarczający.