Rozpoczął się rok szkolny, trwa już tydzień. Przez Internet przetoczyła się fala komentarzy o wypaleniu zawodowym nauczycieli, w ankiecie umieszczonej na jednej z nauczycielskich grup większość odpowiedziała na pytanie o chęć powrotu do szkoły w dość przygnębiający sposób. A ten rok szkolny i tak ruszył i należy sobie zadać pytanie o to, jaki on będzie, jak odbije się na nas, nauczycielach, a pośrednio, patrząc przez te nasze pobrudzone okulary, jaki będzie miał wpływ na naszych uczniów i ich rzeczywistość.

Myślę, że stan naszego morale – i to jest truizm – wpływa niezwykle mocno na morale uczniów i dzieje się to bez naszej winy (najczęściej). W sytuacji, jaką mamy obecnie, nie oszukujmy się, ale trudno mieć wysokie morale. Wynika to – i czuję, że powtarzam to niczym jakąś mantrę – z poziomu zarobków, ale również, a być może zwłaszcza z przepracowania. Nauczyciel, aby godnie żyć, ma dużo ponad etat, co w oczywisty sposób wpływa na jego wydajność, zaangażowanie i chęci, czyli morale.

Brakuje często czasu, żeby złapać oddech, żeby przysiąść i pomyśleć, w którą stronę chcemy iść, czym chcemy się zająć z naszymi uczniami w przyszłości. Brakuje go, bo w szkole często osiem godzin lekcji dziennie, przetykane dyżurami i innymi obowiązkami. Czasami brakuje nawet czasu na wyjście do toalety, a co tu dopiero mówić o namyśle nad strategią własnej pracy.

Znów zrobiło się bardzo pesymistycznie i negatywnie. Takie są przeważające nastroje w polskim nauczycielstwie, ale nie mogą nam one przesłonić tego, dlaczego jesteśmy w tym miejscu, a nie w innym. A z uczniami przecież nie jest lepiej niż z nami. Poziom stresu, przepracowania, przebodźcowania i osamotnienia jest wyższy niż kiedykolwiek. Wyższe niż kiedykolwiek są również wskaźniki prób samobójczych, depresji i ogólnie problemów psychicznych wśród młodych ludzi. Taki ich stan zupełnie nie sprzyja uczeniu się, rozwojowi. Taki stan blokuje możliwości poznania.

Coraz więcej jest również ucieczki od „normalnej” szkoły w stronę nauczania domowego, nauczania indywidualnego czy choćby zindywidualizowanych ścieżek. Mnożą się orzeczenia poradni psychologiczno-pedagogicznych i lekarskie. To naprawdę jest moment, w którym powinniśmy przestać myśleć o tym, co mówi ten czy inny polityk, ale ponad podziałami spojrzeć na dramat polskiej młodzieży, polskich nauczycieli i polskiej szkoły ogólnie.

Zdaję sobie sprawę z tego, że to utopia i marzenia, ale znowu, niczym zdarta płyta, będę powtarzał, że powinniśmy zacząć od siebie i starać się na tyle, na ile potrafimy i na ile mamy siły. Pamiętajmy o tym, że nasze życie prywatne jest ważne i nasze rodziny to najważniejsze, co mamy. Za kilka, kilkanaście lat o tym, że zostawaliśmy do wieczora w szkole, że spalaliśmy się dla misji, będą pamiętać nasze dzieci i wnuki (nauczyciele są przecież coraz starsi). Będą pamiętać, że nie było nas z nimi po szkole, nie było nas z nimi w ważnych momentach.

Zawód nauczyciela wymaga radykalnej reformy i rzeczywistego podniesienia prestiżu przez wzrost wynagrodzeń. Nie służą temu (chwalebne w istocie) jednorazowe nagrody i talony na sprzęt komputerowy.