Wakacje to czas trudny. Uczeń powie, że to zdanie głupie. Nauczyciel pewnie też. I będą mieli rację. Wakacje to przecież beztroska, morze, góry, odpoczynek i ogólnie laba. Podczas wakacji można sobie pozwolić na więcej. Można lekko popuścić wodze życia i przeżyć niezapomnianą (pozytywnie lub negatywnie) przygodę. To czas wakacyjnych przyjaźni, miłości i romansów.

Dlaczego więc ten czas miałby być trudny, skoro niczego się od nas w tej branży, mam na myśli edukację, w tym czasie nie oczekuje? Sala posprzątana. Rekrutacja na głowie kogoś innego, a jeśli to podstawówka, to już dawno po rekrutacji. Jedyne, co mamy w perspektywie jako nauczyciele, to ostatni tydzień sierpnia i pierwsze rady pedagogiczne. Jakby nie patrzeć, przynajmniej 7 tygodni laby i kanikuły. Tym bardziej teraz, w po(między)pandemicznej rzeczywistości, kiedy każdy chce skorzystać z tego, co było zakazane w czasie poprzednich wakacji, a jeśli nie było, to pojawiał się jednak strach – nie byliśmy jeszcze zaszczepieni.

I nawet różne hasła, które wybrzmiewają z pierwszych stron gazet czy z serwisów informacyjnych, nie są w stanie większości z nas – nauczycielskiej braci – wyprowadzić z równowagi. Mamy wakacje i one nam się należą, są święte i amen.

Ale nie dajmy się oszukać. To wszystko w nas się kotłuje, to wszystko gdzieś tam w nas się gnieździ i jeśli nie potrafimy zbyt dobrze odpoczywać i zaplanować naszego urlopu, to w tym sosie bodźców spływających na nas powoli przez dwa miesiące odpoczynku i zwolnionych obrotów odłoży się to gdzieś w nieużywanych połaciach naszej kory nowej, żeby uwalniać się przez „normalne” dziesięć miesięcy.

Czy wymyśliłem właśnie teorię dlaczego, nauczyciele są bardzo często tak wrażliwi na swoim punkcie i szybko się podpalający? Oczywiście nie, zachowajmy zdrowy dystans i traktujmy to bardziej w kategorii żartobliwej hipotezy czasu sezonu ogórkowego.

Niemniej jednak coś w tym jest, że wakacje to trudny czas. Wielu nauczycieli nie potrafi przestawić się na tryb relaksu i pozostaje w tym niezdrowym napięciu, a kiedy przychodzi luz w drugim tygodniu sierpnia, okazuje się, że to już czas na powrót. To całkowicie zrozumiałe. Nasz zawód jest niezwykle wypalający, wymagający i obciążający. Dlaczego? Każdy z nas wie. Przeciążenie, papierologia i płace poniżej kompetencji i zaangażowania, przynajmniej w większości przypadków.

Ten czas jest trudny również dla tych, którzy kochają swoją pracę. Nie mogą sobie znaleźć miejsca poza szkołą. Dla nich sala lekcyjna to centrum wszechświata, a po wylocie na peryferie szukamy tylko możliwości bezpiecznego powrotu do bezpiecznej pracowni. To też jest niezdrowe – prędzej czy później wypali, a pamiętajmy, że nikt nam pomników na szkolnych placach i boiskach stawiał nie będzie. Nie ma też ludzi niezastąpionych. Chociaż chyba często lubimy się tak czuć. Taka nasza zawodowa pycha i przypadłość.

Powtórzę więc po raz kolejny, wakacje to – wbrew wszelkim pozorom – bardzo trudny czas. Jesteśmy wtedy wyrwani z naszej czasoprzestrzeni. Jesteśmy w obcym wszechświecie. I choćbyśmy zaprzeczali i kłócili się, że wakacje to taki sam czas jak reszta roku, to będziemy się okłamywać. Dla nauczyciela to czas naprawdę trudny, a jednocześnie niezbędny do tego, żeby nie zwariować i żeby złapać trochę dystansu.