Zbliżają się święta Bożego Narodzenia. Większość sal lekcyjnych zostało udekorowanych na tę okazję, a jeśli nie, to przynajmniej nabrały „zimowego” charakteru. Bo Boże Narodzenie i w ogóle wszelkie odniesienia do tradycyjnych, chrześcijańskich świąt nie mają w społeczeństwie najlepszego odbioru. Z Bożym Narodzeniem jest trochę inaczej, bo to jednak święta, które chyba u większości ludzi wywołują pozytywne emocje i skojarzenia. Pierwiastek chrześcijański jest jednak coraz bardziej spychany w nich na margines, do niezbędnego minimum.
Nie mam o to pretensji i nawet rozumiem, z czego to wynika. Postępująca laicyzacja i zmiana obyczajów wydają się być niezatrzymane, a skandale, które targają w ostatnim czasie Kościołem, wcale nie pomagają. Taka jest rzeczywistość – dla chrześcijan oczywiście bolesna, ale jest tak, jak jest, i trzeba to przyjąć do wiadomości. Wielokrotnie już pisałem w swoich felietonach, że szkoła jest zwierciadłem społeczeństwa, przybrudzonym, popękanym, które pewne zjawiska pomniejsza, a pewne uwypukla. Wszystko zależy od ludzi, którzy daną szkołę tworzą – jak wszędzie.
Ten przedświąteczny czas jest jak świąteczny bigos. Bo z jednej strony młodzież wystawia jasełka, śpiewa się kolędy, organizuje klasowe mikołajki i wigilie, a z drugiej strony wystawia się zagrożenia i uczniowie już w grudniu potrafią usłyszeć, że nie zdadzą do następnej klasy. Podobnie jak w tym wielkim świecie – to, co święte i wzniosłe, miesza się z tym, co grzeszne i niskie. Wiele słów napisano już o ocenianiu, o władzy nauczycielskiej, o relacjach między nauczycielami i uczniami. W ogóle o tym, na jakich fundamentach jest zbudowana, a na jakich powinna być zbudowana szkoła. Nie o tym jest ten tekst.
Jesteśmy jako społeczeństwo rozdarci. Polaryzacja jest większa niż kiedykolwiek w najnowszej historii Polski. Odnosi się wrażenie, że jeszcze trochę i nie będzie przestrzeni do normalnej rozmowy i wymiany poglądów. Wszyscy okopią się na swoich szańcach i będą się przerzucać sloganami swoich obozów, które mają jak najbardziej dopiec, obrazić, zniszczyć. O przekonywaniu nie ma mowy. Odnoszę też często wrażenie, że najgorsi w tym układzie są ci, którzy są pomiędzy – centryści, symetryści, jak często ich się (zazwyczaj w pejoratywnym znaczeniu) nazywa. Skoro nie potrafisz się opowiedzieć po którejkolwiek ze stron, to znaczy, że z tobą musi być coś nie tak. Bo jeśli nie myślisz tak jak oni (albo tamci), to znaczy, że jesteś niebezpieczny.
No dobrze, ale jak to się ma do szkoły? Bo właśnie z tej szkoły wszyscyśmy wyszli. To właśnie ta szkoła lat sześćdziesiątych, siedemdziesiątych, osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych wykształciła obecnych liderów opinii publicznej. To przecież my (bo ja też się zaliczam do tych roczników) kształtujemy rzeczywistość społeczną. Więc skoro jest tak źle, to może warto przeanalizować, gdzie ta polaryzacja się zaczyna. Gdzie dostaje się bonusy za bycie grzecznym, za posłuszeństwo i niewychodzenie za linię, a nagany i jedynki za własne zdanie, problemy w nauce i niedopasowanie. Powiecie być może, że spłycam problem. Pewnie tak, bo do szkoły dzieci idą z rodzin, które też są przeróżne. Szkoła ma jednak szansę stać się miejscem, które będzie wyrównywało szanse, dawało skrzydła tym, którzy chcą latać, a reszcie poczucie bezpieczeństwa i ścieżkę do odnalezienia własnych skrzydeł. Do tej pory tak niestety nie jest, ale wierzę, że to się zmieni. Chyba że prędzej świat się skończy.
I tak wracając już na koniec do świąt Bożego Narodzenia (dla wierzących), winter holidays (dla niewierzących) – w polskiej tradycji było to zawsze święto tolerancji i akceptacji dla innych. Stąd talerz dla zbłąkanego wędrowca, wzywanie do pojednania i silne emocje podczas spotkań rodzinnych. Często są to oczywiście tylko gesty i symbole bez pokrycia. Ale może warto zacząć od siebie i sprawić, żeby nie tylko przy świętach, ale w codziennej praktyce pedagogicznej była tolerancja i akceptacja tego, że świat nie wygląda tak, jak byśmy chcieli. Oczywiście nikt nie każe nam zmieniać światopoglądu, byłby to totalitaryzm, a akceptacja stanu rzeczy nie jest automatycznie zgodą ze zdaniem innych. Chodzi tu o szacunek, którym powinniśmy się darzyć w szkole zawsze, pamiętając, że wszyscy jesteśmy ludźmi, nie maszynami i nie numerkami. Mówmy do siebie ludzkim głosem.