I minęły wakacje. Dla jednych szybko, być może za szybko, bo nie zdążyli zrealizować wszystkich planów i marzeń. Nie zdążyli zaczerpnąć wolności pełną piersią, ale chyba dla niektórych tego czasu nigdy nie jest wystarczająco dużo. To też jest bardzo ważna umiejętność, żeby umieć poprzestawać na małym, cierpliwie oczekiwać na więcej, żeby nie zachłysnąć się i nie przesadzić. Oczywiście dla każdego granica jest indywidualna i potrzeba wiele uważności na samego siebie, a nad tym trzeba pracować codziennie.
Dla innych wakacje są za długie i na pewno nie chodzi tu wyłącznie o pracoholików, ale też o ludzi, którzy do satysfakcjonującego funkcjonowania potrzebują innych ludzi, których przecież w szkole można spotkać poza wakacjami wielu. Ja osobiście zaliczam się raczej do tej drugiej grupy, a od czasu, gdy wakacje w dużej mierze spędzam w szkole, staje się to coraz bardziej dobitne. Puste mury szkoły, wszechobecna cisza działają mocno depresyjnie. Urlop to oczywiście w jakimś stopniu rekompensuje, ale w sierpniu czekam już na początek roku szkolnego z niecierpliwością.
Wakacje i rok szkolny, czas nauki to trochę dwie strony tego samego medalu, który w całości nosimy na nauczycielskich szyjach, chociaż chyba coraz częściej w torbach albo gdzieś w kieszeniach. Ten medal trochę przykryty patyną, trochę zmatowiały i warty coraz mniej nadal jednak przypomina o tym, że nie każdy może go nosić, nie każdy może go unieść. Kolejny rok szkolny przypomina nam dobitnie o tym, że coraz więcej z nas, nauczycieli, decyduje się oddać ten medal, iść do innej pracy, głównie ze względów finansowych. Krzywa wynagrodzeń nauczycieli coraz bardziej zbliża się do krzywej wynagrodzenia minimalnego. Oczywiście nie odkryję Ameryki stwierdzeniem, że ma się to nijak do wysiłku włożonego w zdobycie wykształcenia, ale też do obciążenia emocjonalnego, które niesie za sobą ta praca.
Wiem, że wielu nauczycieli jak ognia unika słów takich jak powołanie, misja czy służba (to już w ogóle), próbując sprowadzić pracę w szkole tylko do wykonania swoich zadań, przyjścia i wyjścia. Takie podejście wypala chyba jeszcze szybciej. Nie da się pracować z ludźmi bez jakiegokolwiek zaangażowania emocjonalnego, chyba że jest się psychopatą, ale takich w szkole nie chcielibyśmy.
Im dalej w las, tym więcej drzew, a im dalej w naszą rzeczywistość, tym mniej perspektyw na zmianę. Myślę, że jako społeczeństwo powinniśmy być wdzięczni nauczycielom za to, że jeszcze trwają i jeszcze pracują. Ja od tej wdzięczności zacząłem radę pedagogiczną przed nowym rokiem szkolnym, chociaż doskonale wiem, że być może dla niektórych, jeśli nic się nie zmieni, to może być ostatni rok szkolny.
Wakacje miały w tym roku słodko-gorzki smak i chyba ten drugi przeważał. Dbajmy o to, na co mamy wpływ. Szanujmy i pielęgnujmy relacje, bądźmy szczerzy i ufajmy mimo wszystko. Jeszcze będzie pięknie (być może).