Koniec sierpnia to czas nerwowych (mniej lub bardziej) przygotowań do nowego roku szkolnego, ale też domykanie tego starego. To czas egzaminów poprawkowych, ostatecznych klasyfikacji, poprawek matur, które odbywają się równolegle z planowaniem zajęć i obowiązków na kolejny rok. To czas, kiedy dyrektorzy szkół są poddawani presji ze wszystkich stron. Organy prowadzące oczekują zaktualizowanych arkuszy organizacyjnych, rodzice uczniów, którzy nie dostali się do pierwszych klas, zasypują podaniami o przyjęcie z odwołania, nauczyciele oczekują jak najszybszego podania planu lekcji, a w tym wszystkim jeszcze są uczniowie, którzy muszą uzupełnić zaległości w czasie egzaminów poprawkowych.
Sytuację dodatkowo komplikuje sytuacja na edukacyjnym rynku pracy. Różne źródła podają, że na dzień dzisiejszy (12 sierpnia 2022 r.) brakuje od 13 do 25 tysięcy nauczycieli, szczególnie w mniejszych miejscowościach. Głośno było ostatnio o sytuacji, kiedy dyrektor został zmuszony do uczenia 7 przedmiotów, bo nie ma nauczycieli. Są to oczywiście sytuacje skrajne, które jednak pokazują, z jak dużym kryzysem mamy do czynienia, a czego niektórzy nie chcą widzieć. Uczenie wielu przedmiotów na wielu nadgodzinach jest nie tylko nieefektywne, ale również wypalające i frustrujące dla samego nauczyciela. Ciężko jest bowiem uczyć czegoś, do czego nie czuje się pasji, a ciężko pasjonować się wszystkim. Na takiej sytuacji tracą wszyscy w szkole – dyrektor, nauczyciele, rodzice, a przede wszystkim uczniowie.
Nudne jest to, że ciągle dyskusja o przyszłości szkoły rozbija się o temat pieniędzy, a raczej ich braku. Głośno ostatnio o dwudziestoprocentowej podwyżce dla nauczycieli wchodzących do zawodu, która dotknie bardzo niewielu nauczycieli, gdyż środowisko jest raczej starsze niż młodsze, a świeżej krwi jest jak na lekarstwo. Wielokrotnie już pisałem o tym, że pracując w mijającym roku szkolnym jako nauczyciel w jednej z podstawówek w małym mieście, byłem najmłodszy z kadry, a mam 37 lat. To zjawisko postępujące, a liczba wakatów nie będzie się zmniejszać. To problem, z którym trzeba będzie się prędzej czy później uporać w sposób systemowy. Pewnie jeszcze nie teraz.
Sierpień to w końcu miesiąc kończących się urlopów, brania ostatnich głębokich oddechów wakacyjnej wolności i nastawienia swojego układu nerwowego na tryb szkolny. Rok to będzie bardzo nerwowy, nie wiadomo, czy po raz kolejny naznaczony zdalnym nauczaniem. Pamiętajmy, że będzie to też rok wyborczy, a więc rozpocznie się festiwal obietnic i planów reformy szkolnictwa. Myślę, że nie warto się nabierać.
Co możemy zrobić my, którzy trwamy w tym systemie? Możemy robić swoje, najlepiej jak umiemy, pamiętając, że szkoła to nasza praca, a nie sens naszego życia i że w szkołach nikt nam pomników nie postawi. Możemy również mówić głośno o tym, co nam się nie podoba i co chcielibyśmy poprawić. Możemy w końcu stawać się lepsi sami dla siebie, a kto wie, czy nie zakończy się to zmianą pracy na taką, w której będziemy lepiej doceniani za nasze kompetencje i zaangażowanie.
Sierpień to dobry czas na podjęcie takich przemyśleń, które ustawią nas na drodze do założonego celu. To czas wchodzenia w bloki startowe i oczekiwania na wystrzał. Przygotujmy się więc!