Wydarzenia kulturalne w szkole bardzo często kojarzą się dość siermiężnie. Najczęściej stają nam w pamięci akademie, podczas których mniej lub bardziej zdenerwowane dzieci i młodzież recytują bądź czytają przygotowane przez nauczycieli teksty, najczęściej pełne patosu, przejmujące i mające odpowiedni pedagogiczny wydźwięk. Do tego dochodzi oczywiście galowy strój i podniosły nastrój. Wszakże najczęściej te akademie wiążą się ze świętami państwowymi, rzadziej lokalnymi, a szkoda.
Możemy sobie zadawać pytanie, czy szkoła jest miejscem na organizację wydarzeń kulturalnych, które wykraczać będą poza te akademie i poza edukacyjne okoliczności. Czy szkoła to miejsce na koncerty i spektakle teatralne wystawiane przez uczniów, a niezwiązane bezpośrednio z podstawą programową, cyklem świąt narodowych, Bożego Narodzenia i innych, które stanowią program obowiązkowy. Moim zdaniem jak najbardziej i jest to wręcz konieczne w szkołach, które posiadają zaplecze i zasoby, żeby takie imprezy organizować, ale inicjatywa powinna wychodzić od uczniów i nauczycieli, a niekoniecznie od dyrekcji, bo najczęściej będzie to traktowane jako kolejny obowiązek do wypełnienia. Zależy to jednak od tego, jakie relacje w szkole panują, choć pewnie nigdy (albo prawie nigdy) nie da się wyłączyć z równania podległości służbowej.
Są szkoły, w których działają chóry i teatry, a nauczyciele prowadzący mają te godziny wpisane w etacie. I tym szkołom jest z całą pewnością dużo łatwiej organizować wydarzenia kulturalne niż tym, w których nauczyciele robią to po godzinach, w ramach pasji, z miłości do sztuki. Nie jest to jednak niewykonalne.
Pewnie część zapyta – po co? Szkoła jest przecież do nauki, do opieki nad uczniami, a do organizowania wydarzeń kulturalnych wyznaczone są inne instytucje, z całą pewnością dużo bardziej profesjonalnie do tego przygotowane. Nie o to jednak w tym chodzi. Szkoła oprócz swoich podstawowych celów ma przecież przygotować dzieci i młodzież do życia w dorosłym świecie, a to też świat kultury, o czym się niestety coraz częściej dzisiaj zapomina. Żyjemy w świecie technokratycznym, opanowanym przez technologię, skupionym wokół materialnego sukcesu. Świat ducha gdzieś w tym wszystkim spychany jest na margines, a angażowanie się w zespoły teatralne, chóry, zespoły muzyczne jest często postrzegane przez nas, dorosłych (rodziców, nauczycieli), jako niepotrzebne rozpraszanie uwagi i odrywanie się od nauki do różnych egzaminów. To bardzo mylne i szkodliwe podejście. Zastanówmy się, co najbardziej pamiętamy ze szkoły. Czy rzeczywiście są to godziny spędzone nad książkami w szkolnych ławach, czy raczej czas, który spędzaliśmy twórczo, budując relacje, tworząc coś z niczego, nawet jeśli nie miało to najmniejszego sensu z punktu widzenia egzaminów? Dla mnie ta odpowiedź jest prosta i jestem przekonany, że to właśnie pozalekcyjne zaangażowanie uwagi i te porywy serca budują człowieka, jego wrażliwość i otwartość. Budują człowieka takiego, jaki powinien być. Niezapatrzonego w siebie, otwartego rzeczywiście, a nie tylko w uładzonych deklaracjach w korporacyjnym stylu, człowieka, który nie jest tylko od tego, żeby wykonywać polecenia, ale żeby kontestować zastaną rzeczywistość, przemieniać ją i naprawiać świat.
To są oczywiście dość daleko idące wnioski, ale każda droga zaczyna się w punkcie, który jest nie do odróżnienia od innych punktów, ale kolejne mogą być już na zupełnie innych szlakach. Ktoś kiedyś napisał na ścianie: „w dzień taki jak ten Marco Polo wyruszył do Chin” i jest w tym wiele racji. No ale jak to się ma do kultury w szkole? Ano właśnie ona jest takim drogowskazem do zmiany paradygmatu, do skręcenia w nieoczywiste ścieżki i rozwoju poza tym standardowym układem ławka–tablica–podręcznik.
W mojej szkole wystawiono ostatnio sztukę na motywach Stowarzyszenia umarłych poetów, która zrobiła ogromne wrażenie na całej szkolnej wspólnocie, i myślę, że ta sztuka, ten film, ta powieść jest właśnie o tym problemie – o kruszeniu zmurszałego betonu instytucjonalnej edukacji, która ma, niczym od sztancy, wychować, a w zasadzie wyprodukować powtarzalnego obywatela, łatwego w zarządzaniu, który jest przewidywalny i bezproblemowy. Ale człowieczeństwo to przede wszystkim wolność, a rozwoju nie osiągniemy kopiowaniem, ale zgodą na wolność właśnie.