Wrzesień za pasem. W szkołach trwają już rady, planowany jest kolejny rok szkolny, rozliczane są egzaminy poprawkowe i klasyfikuje się ostatecznie uczniów. Nowy rok szkolny będzie trudnym rokiem, nie tylko ze względu na trwającą wojnę i kryzys związany z emigracją – myślę, że z tym sobie mniej lub bardziej radzimy – ale bardziej ze względu na ekonomię, czyli rosnące ceny i stojące płace.

Kiedy piszę te słowa, stoimy na progu decyzji o proteście nauczycieli w sprawie wynagrodzeń. Z roku na rok jest coraz więcej pracy i obowiązków i to nawet pomimo prób odbiurokratyzowania szkoły. Przybywa problemów u młodzieży, co nasiliło się jeszcze bardziej po pandemii. W szkołach mamy dzieci uchodźców z Ukrainy. Rozszerzają się grupy na językach obcych, informatyce czy wychowaniu fizycznym. Pojawiła się w końcu dodatkowa godzina, która musi być przeznaczona na rzecz uczniów lub rodziców.

O pensjach napisano już bardzo wiele. Jakie one są, wszyscy wiemy i żadne zaklęcia w postaci podawania „średnich” zarobków tego nie zmienią, bo skoro jest tak dobrze, to dlaczego jest tak źle? Skoro nauczyciele tak dobrze zarabiają, to dlaczego jest tak wiele wakatów i dlaczego młodzi ludzie nie chcą podejmować pracy w szkole? Myślę, że wszyscy znamy odpowiedzi na te pytania.

Ten rok będzie również trudny ze względu na zbliżające się kampanie wyborcze do parlamentu, a potem do samorządów. Ten czas to zawsze pewne wzmożenie, bo każda opcja próbuje coś nauczycielom obiecać albo zapowiada jakieś reformy. Wiadomo, że nauczycieli jest ponad pół miliona, więc to całkiem spory elektorat. Ale zazwyczaj mało z tego wychodzi, a ci, którzy takiemu wyborczemu wzmożeniu w szkole ulegli, mają potem dojmujące poczucie porażki.

Nie oznacza to oczywiście, że nie powinniśmy się angażować społecznie, a nawet politycznie. Ale w szkole istnieje ogromne ryzyko, że wykorzystamy naszą pozycję do tych celów, a tego powinniśmy za wszelką cenę unikać, bo szkoła jako instytucja nie służy tej czy innej opcji politycznej, ale ma wychowywać i kształcić odpowiedzialnych obywateli z poszanowaniem pluralizmu poglądów.

Jeśli miałbym coś radzić na ten trudny czas, to na pewno trening empatii i porządną refleksję nad tym, że jesteśmy różni jako ludzie, różni jako nauczyciele. Nie lepsi i gorsi, ale inni. To, że myślimy i działamy inaczej, nie powinno podlegać ocenie, do której jako nauczyciele jesteśmy mocno przywiązani, ale raczej namysłowi – dlaczego ona czy on jest taki, jaki jest. Co spowodowało, że zachowuje się tak (według mnie) irytująco? Ilu ludzi, tyle historii i być może, gdybyśmy wyszli zza gardy i otworzyli się trochę na drugiego człowieka, to powstały przeciąg wymiótłby uprzedzenia i szkodliwe stereotypy.

Jako środowisko potrzebujemy jedności i solidarności, a tej nie zbudujemy na krzywdzących uprzedzeniach i domysłach. Jednak, żeby się ich pozbyć, powinniśmy zacząć od siebie, opuścić ręce i nie spodziewać się ciosu, ale takiego samego gestu z drugiej strony – ucznia, rodzica, nauczyciela czy dyrektora. Mam w sobie przekonanie, że nikt nie ma z natury złej woli, ale inaczej pojmuje swoje cele i zamiary. Może warto je poznać i w nowy rok szkolny wejść z ciekawością i odwagą?