Szkoła poza swoimi normalnymi (w powszechnym rozumieniu) zadaniami spełnia wiele innych ról i jest aktywna w wielu obszarach, o których na co dzień nie myślimy w kontekście edukacji i oświaty. Przyzwyczailiśmy się też myśleć o szkole jako o miejscu, w którym zdobywamy wykształcenie, w którym zdobywamy umiejętności i kompetencje przydatne nam w przyszłości. Do takiego obrazu szkoły wychowała nas poniekąd kultura oraz tradycja.
W Polsce ten obraz jest rozszerzony o tak zwaną martyrologię, o całą historię walk narodowowyzwoleńczych i o wartości, które są wraz z nią transmitowane. Ale nadal jest to część kodu kulturowego, który wiąże się z podawaniem treści na konkretnych przedmiotach, na historii, na języku polskim, na geografii. I tak, patrząc na szkołę, widzimy w niej środowisko dość konserwatywne i ku konserwatyzmowi wychowujące. Duża część społeczeństwa nie wyobraża sobie innej szkoły i tego, że ku tradycyjnym wartościom można wychowywać inaczej, że można szkołę modernizować, nie rezygnując jednocześnie z przywiązania do tradycji. To w dalszym ciągu jest duży problem, o czym świadczy tocząca się dyskusja o ograniczeniu edukacji domowej, szczególnie tej prowadzonej przez placówki takie jak „Szkoła w Chmurze”, które dostarczają usług edukacyjnych w rewolucyjnym, nowoczesnym wydaniu, bez sal lekcyjnych, bez lekcji jako takich i bez narzuconych programów. Myślę, że opór przeciwko tej formie był dość łatwy do przewidzenia, tak samo jak kierunek, z którego nadszedł, chociaż zaskoczeniem jest chyba tempo, w jakim to się dzieje. Niestety w dalszym ciągu w wolnym, demokratycznym kraju są środowiska, które chciałyby posiadać realny rząd dusz, który z wolnością wyboru ma przecież niewiele wspólnego.
A szkoła w wolnym społeczeństwie jest niezbędna i to taka w formie stacjonarnej, na wskroś tradycyjnej, jeśli chodzi o jej umiejscowienie w środowisku lokalnym. Oczywiście formy alternatywne są potrzebne dla tych, którzy z jakiegoś powodu nie mieszczą się w ramach lokalnego środowiska, ale nie mogą być przed nim ucieczką. I to nie ze swojej winy, ale właśnie z winy lokalnego środowiska. Bo jeśli lokalna szkoła jest nieprzyjazna i nie chcemy mieć z nią nic wspólnego, to znaczy, że w naszym otoczeniu jest coś nie tak z relacjami i czegoś w funkcjonowaniu społeczeństwa obywatelskiego, właśnie jako to społeczeństwo, nie zrozumieliśmy.
Celem powinno być budowanie szkoły jako zwornika lokalnych społeczności, lokalnych interesów i lokalnych potrzeb. W czasie, kiedy Kościół, który w Polsce taką rolę tradycyjnie pełnił, przestał tę funkcję spełniać (z różnych przyczyn), powinna ją w sposób naturalny przejąć szkoła, ale nie jest na to gotowa ani instytucjonalnie, ani – co gorsza – również mentalnie.
Bo tak jak pisałem całkiem niedawno – szkoła to nie firma, nie spersonifikowany golem, ale zbiór żywych ludzi, którzy ją tworzą. I wiele musi się zmienić, żeby polskie szkoły poczuły odpowiedzialność za otaczające je środowiska i przestały być ich wytworem, a stały się ich współkreatorem. Z biernej instytucji przerodziły się w bijące serca miast i wsi, jak to jest choćby w Finlandii. Ale nie jestem zwolennikiem przeszczepiania idei fińskich na naszą ziemię, bo my mamy inną kulturę, tradycję i mentalność. Zróbmy to po swojemu, ale zróbmy. Jeśli to sobie odpuścimy, to przyszłe pokolenia nam tego nie wybaczą.