Nie ma sprawiedliwości na tym świecie, a już w szczególności nie ma sprawiedliwości w szkole. Po równo nie znaczy zawsze sprawiedliwie. A nasz system oświaty wydaje się być tak skonstruowany, żeby maksymalnie ujednolicić proces zdobywania wiedzy i wychowania młodego człowieka. Z perspektywy instytucji szkoły każdy uczeń, który odbiega od średniej, jest problemem. I to zarówno taki, który jest wybitny, jak i ten, który ma jakieś deficyty, opinie, orzeczenia.
Chociaż trzeba przyznać, że od kiedy istnieje wsparcie finansowe dla szkół w prowadzeniu dzieci z orzeczeniami o niepełnosprawności, kiedy powstały procedury i konkretne rozwiązania, jest dużo lepiej. Bo wiadomo, że jeśli się czegoś wymaga prawnie, to ma się chociaż minimalną gwarancję tego, że potraktuje się te dzieci trochę inaczej niż „standardowo”. Chociaż nie brak było głosów, jeszcze całkiem niedawno się z nimi spotykałem na poziomie liceum ogólnokształcącego, że dzieci ze spektrum autyzmu, ze specjalnymi potrzebami edukacyjnymi, dysleksją i wszystkim, co się z tym wiąże, powinny być albo w szkole specjalnej, albo nie powinny aspirować do liceum, no bo jak to tak, że nie umie ładnie pisać, robi błędy (zbrodnia) i wymaga chociaż minimalnie zindywidualizowanego podejścia. Myślę, że skoro ja się spotkałem z takimi opiniami w swoim otoczeniu, to nie są to odosobnione przypadki.
Liceum jest jeszcze w niektórych kręgach traktowane jako kuźnia elit, szkoła dla wybranych, niemal jak stopień masońskiego wtajemniczenia niedostępny dla profanów, którzy nie wpisują się w profil. Tworzy się często sztuczne bariery, które mają odstraszać. Przejawiają się one w niektórych szkołach sztucznym śrubowaniem „poziomu”, bezlitosnym wstawianiem jedynek za jedynką, aż do sugerowania uczniowi i jego rodzicom, że jego poziom rozmija się z poziomem oczekiwanym przez szkołę. Nauczyciele biorą w tym często czynny udział, odsiewając w taki sposób jednostki nierokujące nie tylko niezdania matury, ale nawet osiągnięcia na niej odpowiedniego wyniku. Sam kilka lat temu odwiodłem od zmiany szkoły kilkoro swoich wychowanków, którzy byli w ten sposób poddawani presji jednego z nauczycieli. Maturę zdali na dobrym poziomie.
W tej rzekomej trosce o ucznia, kiedy proponuje się mu zmianę szkoły, w rzeczywistości jej nie ma. To strach nauczyciela przed tym, że po raz pierwszy ktoś spod jego skrzydeł nie zda matury, że ktoś nie wpisze się w jego legendę niezawodnego. Trochę jak doping w sporcie, omijanie systemu. Bo nie sztuką jest zrobić wynik z tymi, z którymi się da, ale doprowadzić do wystarczającego wyniku tych, którzy „nie rokują”, mówiąc w slangu nauczycielskim. Pamiętam jednego z moich wychowanków, dyslektyka, który niezwykle ciężko pracował nad sobą. Jego zeszyty, szczególnie z matematyki, były pełne kolorów. Każdy znak był zaznaczony inaczej. To pomagało mu zachować uważność nad działaniami matematycznymi. A matematyka była jego ogromną piętą achillesową. I doskonale pamiętam moment odbierania zaświadczeń, kiedy zobaczył wynik tylko tuż ponad wymaganymi 30% i jego okrzyk „babcia mi nigdy nie uwierzy, że zdałem z matmy”.
Ta historia z początków mojej pracy w szkole dała mi bardzo wiele do myślenia o tym, jak słowa mogą ranić. Na szczęście ten uczeń trafił na kogoś, kto pokazał mu, jak pracować ze swoją dysleksją, a przy tym był ambitny i mu zależało. Potrafił zdyskontować swoje niedoskonałości i mu się udało, chociaż i o nim słyszałem teksty, że nie rokuje.
Szczerze to wolałbym, żeby taki „problemowy” uczeń dostał wsparcie w liceum, żeby znalazł w szkole przestrzeń do odnalezienia motywacji w samym sobie, poprzez autorytet i charyzmę pedagogów, niż miałby szukać szkoły, która mu odpuści starania i zmusi go do rezygnacji z ambicji. Wymuszona zmiana szkoły jest przemocą i sygnałem, że to miejsce, z którego wypycha się młodzież, nie oferuje bezpiecznego środowiska do szukania tej motywacji, a opiera się jedynie na transmisji wiedzy i jej egzekwowaniu. Nie jestem w stanie powiedzieć, jaki procent szkół to robi, natomiast jeśli jest chociażby jedna taka szkoła – warto o tym pisać i mówić.
Tak jak pisałem na początku – nigdy nie będzie sprawiedliwie, nigdy wszyscy nie będą tacy sami i do każdego należy podejść możliwie indywidualnie. Uczeń to człowiek, z całym swoim balastem, ale o tym przecież tak dużo już pisałem.
Dzisiejsza pedagogika i psychologia dają tyle możliwości pracy z każdym uczniem, że nie możemy szukać wymówek dla odpuszczania sobie starań.