Polski system oświaty jest pełen rozwiązań, które nijak nie pasują do współczesnego społeczeństwa, ale tak głęboko wrosły w naszą rzeczywistość, że trudno jest nam wyobrazić sobie, że mogłoby być inaczej. Taką przestrzenią jest z całą pewnością ocenianie. A już zwłaszcza ocenianie zachowania.
Wraz z rozwojem nauk pedagogicznych i psychologicznych, a zwłaszcza gdy coraz lepiej znamy sposób działania ludzkiego mózgu, na całe szczęście jest coraz większa świadomość konieczności empatycznego podejścia do drugiego człowieka i patrzenie na niego jako na całość, a nie tylko na ten wycinek, który materializuje nam się w szkole w godzinach lekcji. Zresztą, jak oceniać zachowanie, biorąc pod uwagę, że niektóre jego elementy mogą wypływać z uwarunkowań zewnętrznych, takich jak spektrum autyzmu, depresja, problemy rodzinne, choroby itp.?
Jest oczywiście wiele strategii, które mają zobiektywizować proces wystawiania tej oceny. Niektóre szkoły pracują systemem punktów z zachowania, które się dodaje lub odejmuje w zależności od postaw uczniów względem tego, co dzieje się w szkole. Jest tutaj też oczywiście całe spektrum tego, co jest, a co nie jest ocenianie, i jest to regulowane przez mniej lub bardziej skomplikowane regulaminy. O ile są one wypracowane w uzgodnieniu ze wszystkimi zainteresowanymi, to w porządku. Gorzej, jeśli narzuca się system, który nie pasuje którejś z grup w szkole. Można być wtedy pewnym, że system nie będzie respektowany i stanie się jednym z wielu martwych dokumentów. A ocenę z zachowania, tak jak do tej pory, będą ustalać wychowawcy zgodnie ze swoim sumieniem, bo ostatecznie to jest ich rola.
Ocena z zachowania jest zawsze, nawet mimo najlepszych systemów, subiektywna, a próby jej zobiektywizowania mogą być mniej lub bardziej udane. I pewnie nikt by się tym za mocno nie przejmował, gdyby nie to, że te oceny mają jednak realny wpływ na uczniów. No bo przecież świadectwo z wyróżnieniem, a więc z czerwonym paskiem, może dostać tylko ktoś, kto ma co najmniej bardzo dobre zachowanie. A więc jest się o co starać, bo świadectwo z wyróżnieniem, szczególnie po ósmej klasie, daje dodatkowe punkty w rekrutacji. Moim zdaniem to element, którego nie powinno być w polskiej szkole, bo jest to warunkowanie behawioralne. Zachowuj się ładnie, udzielaj się, bądź grzeczny, a będziesz miał czerwony pasek. Oczywiście jest to uproszczenie, ale w zupełnym uproszczeniu do tego się to sprowadza.
Myślę, że dojrzeliśmy jako społeczeństwo, a przynajmniej mam taką nadzieję, do dyskusji o tym, czy zachowanie powinno podlegać ocenie szkolnej. Nie chodzi mi oczywiście o to, żeby w ogóle rezygnować z kształtowania postaw i przekazywania wzorców zachowań, ale może rezygnacja z inaczej nazwanej szkolnej skali ocen byłaby wskazana. Być może należałoby się ograniczyć do komentarza „zna i respektuje normy społeczne”, albo „nie zna i nie respektuje”?
Problem jest oczywiście szerszy i wiąże się z niezwykle mocno zakorzenionym kultem ocen w Polsce. Wszystko chcemy przeliczać w szkole na oceny. Kiedy czasami robimy testy diagnostyczne, które opisujemy wynikiem procentowym i informacją zwrotną, to bardzo często dostajemy pytania o to, jaka to byłaby ocena. Pytają uczniowie i rodzice, dla których ocena jest jedynym wyznacznikiem postępu edukacyjnego. Zostali tego nauczeni w swoim procesie edukacji.
Wyjście z tego zaklętego kręgu „ocenozy” nie będzie łatwe, ale innej drogi nie ma. Tym bardziej że neuronauki pokazują, że skuteczność edukacji nie polega na rywalizacji, którą oceny wzmagają, ale na kreatywnych sposobach poszukiwania rozwiązań, a do tego potrzebna jest współpraca. I tej współpracy szukajmy.