Jak to jest, że niektórych nauczycieli uczniowie obdarzają zaufaniem, dzielą się z nimi szkolnymi problemami i pozwalają na wejście za mur i fosę normalnej nieufności. Jak to jest, że część z nas – nauczycieli, wzbudza w dzieciach i młodzieży natychmiastową reakcję oporu i nieufności. Oczywiście nie ma w tym żadnego przypadku i w dużej mierze zależy to właśnie od nas. Bo to, w jaki sposób kształtujemy nasz wizerunek w szkole, zależy wyłącznie od nas. A jest kilka takich stereotypowych schematów, za którymi nauczyciele podążają.

Są nauczyciele, którzy ponad wszystko stawiają bycie autorytetem – postrachem uczniów. Tacy nauczyciele będą za wszelką cenę chcieli utrzymać w klasie dyscyplinę. Dyscyplina to cel, który uświęci wszystkie środki. Taki nauczyciel nie cofnie się przed wyrażaniem na głos krytycznych opinii, używania ocen jako dźwigni motywacyjnej (a raczej zastraszającej), bo według tego podejścia nauczyciel jest bogiem-carem i wszystko, co powie, ma być uświęcone jego pozycją. Uczniowie mają jedynie odnosić się do tego, o co zostaną zapytani. Taka sytuacja jest oczywiście bardzo wygodna dla nauczyciela, bo wszystko odbywa się na jego warunkach. Nie muszę oczywiście pisać, jak bardzo szkodliwe jest takie podejście dla uczniów, których rola zostaje sprowadzona do bezwolnych wykonawców woli istoty wyższej. Ich potrzeby, troski, całe ich niemal człowieczeństwo zostać musi przed drzwiami pracowni. W czasie 45 minut z takim nauczycielem liczy się tylko on i jego wizja świata. Uczniowie są przedmiotami edukacji, a podmiotem jest tylko nauczyciel.

Jest oczywiście drugi biegun – nauczyciel-kumpel. Jest to człowiek, który nie cofnie się przed obgadaniem kolegi z pokoju nauczycielskiego przed uczniami, jeśli przysporzy mu to sympatii. To nauczyciel, który swój „święty spokój” buduje na poczuciu bycia „fajnym”, bo przecież tworząc klimat sztucznej wspólnoty, opartej na wspólnych tajemnicach i interesie, nie ma obawy wyjścia tych spraw poza tę grupę. Podobnie jak w pierwszym przypadku jest to niezwykle szkodliwe, bo działa niezwykle demotywująco na uczniów i buduje błędny obraz relacji panujących w świecie. Ta postawa jest po prostu antywychowawcza, co oczywiście nie oznacza, że należy traktować uczniów z góry, z pozycji kogoś lepszego.

Jak więc traktować uczniów? Jak traktować samego siebie w szkole? Jak budować relacje z kolegami z pokoju nauczycielskiego? Myślę, że refleksję na ten temat trzeba zacząć od tego, jak patrzymy sami na siebie. Jeśli w kwestii samoakceptacji będziemy mieli deficyty (w jedną albo w drugą stronę), to będziemy patrzeć na siebie w krzywym zwierciadle. Nauczyciel jako zawód, w którym relacje i dbanie o nie są kluczowe. Odpuszczenie sobie dbania o profesjonalizm ich utrzymywania jest grzechem głównym w naszym zawodzie. Kilka lat temu jedna z poradni psychologiczno-pedagogicznych zaproponowała stworzenie grupy superwizyjnej dla nauczycieli. Grupa nie ruszyła, bo nie znaleźli się chętni nauczyciele. Swoje kompetencje społeczne rozwijamy często nieprofesjonalnie, intuicyjnie, traktując te sprawy na „chłopski rozum”. Kończy się to często właśnie wchodzeniem, mniej lub bardziej, w te dwie role, które opisałem powyżej.

Wiele już napisano o tym, jak łatwo wypalają się nauczyciele, i to jest prawda. Kluczem do zrozumienia tego zagadnienia jest brak odpowiedniej dbałości o swoje wnętrze i to, jak to, co z zewnątrz, na nas wpływa. Albo jesteśmy napięci jak postronki i w końcu pękamy, albo tak bardzo rozluźniamy się, że nie potrafimy znaleźć wewnętrznej motywacji i stajemy się byle jacy. Ważne jest, żeby starać się patrzeć na siebie z boku, a do tego trzeba sporo dystansu, na który trzeba mieć dużo odwagi.