Pisałem ostatnio o pensjach nauczycieli i wywołałem regularnie powtarzającą się dyskusję o tym, jacy są, jacy nie są i jacy powinni być nauczyciele, żeby w końcu ktoś zaczął się z nami liczyć. Argumenty i poglądy są oczywiście jak wszędzie, od lewa do prawa. Zwolennicy wolnego rynku uważają, że jaka praca, taka płaca i że utrzymywanie szkół publicznych jest błędem i nie powinno mieć miejsca, że to rynek wszystko zweryfikuje. Są też centryści, którzy uważają, że dobry nauczyciel sobie zawsze poradzi, a to korepetycjami, a to dodatkowymi godzinami w innej szkole, czyli dodatkową pracą. Myślę, że ta grupa lubi brać sprawy w swoje ręce i nie czekać na zmiany systemowe. Są też osoby, które uważają, że nauczyciel nie powinien się uciekać do protestów o pieniądze, że zawodowa wrażliwość i godność na to nie pozwala, chociaż w wewnętrznym gronie utyskują na zarobki.

Czy którakolwiek z tych stron ma rację? Można oczywiście przewrotnie napisać, że mają ją wszystkie i jednocześnie żadna jej nie ma. To oczywiście banał i publicystyczna ucieczka, ale nie do końca, bo fakt, że w każdej argumentacji znajdujemy bardzo sensowne punkty, oznacza, że system wymaga gruntownych zmian na każdym polu. Z jednej strony możemy zrozumieć konieczność dopasowania systemu oświaty do wymogów współczesnego, konkurencyjnego rynku, na którym co do zasady wygrywa silniejszy, z drugiej trzeba zagospodarować wielki potencjał nauczycieli, którzy są przepracowani, żeby godnie zarobić i imają się różnych pobocznych zadań, a z trzeciej docenić wrażliwość i coś, co dzisiaj nazywa się z angielska „mindset”, czyli zestaw przekonań, który w nauczycielskim stanie jest bardzo szczególny i wyjątkowy. Nauczyciele nie pójdą protestować, nie będą palić opon i przypinać się łańcuchem do drzwi. I ja to doskonale rozumiem. Nauczycielski mindset jest niezrozumiały dla innych branż i bardzo często zapominany przez tych, którzy z zawodu odeszli. Ta rzekoma nauczycielska bierność i milcząca zgoda na upokarzanie jest traktowana przez niektórych jak powód do wstydu, społeczny trąd, który należy z siebie zrzucić przy pierwszej lepszej okazji. A to nie wstyd być wrażliwym, czy może nawet często przewrażliwionym. Nie wyobrażam sobie nauczyciela, który będzie pracował z uczniami z takim samym podejściem jak przy taśmie w fabryce, jako kierowca autobusu, czy manager w dużej korporacji. Nauczyciele mają świadomość tego, że przed nimi siedzą przedstawiciele wszystkich zawodów, a ich zadaniem jest tych młodych ludzi do tych funkcji przygotować nie tylko przez nauczenie ich wzoru na deltę, przebiegu powstań i wojen czy treści lektur, ale umiejętności skorzystania z tej często abstrakcyjnej i na pozór nieprzydatnej w przyszłości w życiu wiedzy.

Wiedza wyniesiona ze szkoły jest różnie wykorzystywana i pewnie rzeczywiście większości ludzi się ten wzór na deltę nie przyda, ale przyda się procedura korzystania z wzoru, logika wyprowadzania, umiejętność logicznego myślenia. Można szukać takich przykładów na wszystkich przedmiotach, ale myślę, że zrozumiałe jest to, co chcę przekazać. Nauczyciel jest zawodem niezwykle specyficznym i mam przekonanie, że świadomość tej specyfiki jest bardzo ograniczona nie tylko w gronie finansowych decydentów, ale również wśród samych nauczycieli, którzy w dużej mierze uwierzyli i wierzą w te skrajne narracje o upadłym nauczycielskim etosie.

Ludzie są i dobrzy, i źli, nauczyciele są ludźmi, więc ta zasada do nich również się stosuje, a wyciąganie wniosków o całym, kilkusettysięcznym środowisku na podstawie osobistych doświadczeń i traum jest błędem, ale rozumiem, że to właśnie osobiste doświadczenia i traumy kształtują nasz własny mindset. Czy jesteśmy w stanie wyjść poza ten zaklęty krąg?