No i zakończyliśmy rok szkolny 2021/22. Był to rok bardzo trudny, naznaczony pandemią do ferii zimowych, a potem rozpoczęła się wojna i mamy do czynienia z kryzysem uchodźczym, pojawieniem się wielu uczniów z Ukrainy w polskich szkołach i dylematami z tym związanymi. Na to wszystko nakłada się jeszcze galopująca inflacja i pełzający kryzys gospodarczy. Można więc stwierdzić, że jeśli chodzi o wachlarz niezwykłych sytuacji, ten rok obfitował w nie w nadzwyczajnym stopniu.
A czy szkoła w jakiś sposób systemowo zareagowała na te wydarzenia? No tak średnio – można by zacytować klasyka. Okazało się po raz kolejny, że prowizorka to stan permanentny i mimo tego, że pojawiły się rozporządzenia o edukacji zdalnej, o integracji ukraińskich uczniów, to ich wykonanie zależało i tak ostatecznie od „dołów”, a więc konkretnych szkół i osób nimi zarządzających. I tak były szkoły idealne, w których szybko ustalono sposoby i metody pracy w obu tych sytuacjach, ale były też szkoły, w których lekcje zdalne ograniczały się do zadania tematu do samodzielnego opracowania. Można by powiedzieć, że taka rozbieżność to nic nowego, ale też nie ma co się temu dziwić – wszystko ostatecznie i tak zależy od ludzi. Trudny to był rok i oby przyszłe były łatwiejsze.
Myślę, że wiele osób odetchnęło, usłyszawszy ostatni dzwonek, a dla niektórych (i nie mówię tu o absolwentach) będzie to rzeczywiście ostatni, bo odpływ nauczycieli z zawodu jest ogromny, gdyż niektórym raty kredytu wzrosły do poziomu niebezpiecznie zbliżającego się do comiesięcznej wypłaty. Ale brak sensownej reformy, a nawet wizji rozwoju polskiej szkoły ma na to równie duży wpływ. Ciężko to pisać, bo przecież szkoła będzie istnieć i dobrze byłoby, żeby była jak najlepsza. Bez ludzi będzie to bardzo trudne, ale wierzę, że punkt krytyczny, od którego odbijemy się w górę, jest już blisko. Być może to naiwne, ale rzeczywiście w to wierzę.
To, co pozytywne w tym roku szkolnym, to z całą pewnością wzrastająca świadomość prawna tak uczniów, jak i nauczycieli. A to nieznajomość prawa przez zarządzających szkołami była bardzo często fundamentem różnych dziwacznych rozwiązań i rozstrzygnięć. Bo mamy w sobie coś takiego, że jak nie wiemy do końca, to sobie dopowiemy, a niekoniecznie jest to zgodne z prawem, chociaż nie robimy tego ze złej woli. Uważam, że wzrost tej świadomości dobrze świadczy o dojrzewaniu naszego społeczeństwa jako takiego, pomijając już intencje, które przyświecają tym poszukiwaniom – to kwestia drugorzędna. Myślę, że w najbliższych miesiącach (latach?) spowoduje to dyskusję o prawie edukacyjnym, która z wąskich grup rozleje się na główny nurt. Wszyscy powinniśmy sobie tego życzyć.
Pozytywny jest też pewien przełom, który nastąpił w kwestii profilaktyki i świadomości problemów psychicznych i emocjonalnych wśród młodzieży. Odkłamana i odczarowana została depresja, a szkoły nie traktują już tych tematów ze strachem i nie odsuwają ich od siebie. Cieszą nowe standardy zatrudniania specjalistów w szkołach, chociaż dość zachowawczo wprowadzane – wiadomo – przez brak pieniędzy. Powinniśmy zostać na ścieżce wzrostu empatii i wyrozumiałości dla tego, że ludzie są różni i mają różnie. Ta ścieżka doprowadzi nas ostatecznie do szkoły bliskościowej, bez „ocenozy” i bez wyścigu szczurów. Oby jak najprędzej.
Zaczynają się wakacje, w które wchodzę pełny nadziei, że teraz musi być tylko lepiej, że to, co złe, za nami. Życzę wszystkim Wam takiego podejścia i wielkiej radości z powrotu do szkoły!