No i zabrzmiał ostatni dzwonek w tym roku szkolnym. Rozeszliśmy się do domów. Jedni w lepszych, inni w gorszych nastrojach. Jedni z poczuciem satysfakcji, inni z wrażeniem, że można było zrobić więcej, ale się po prostu nie dało z różnych – subiektywnych i obiektywnych – przyczyn. Dotyczy to zarówno uczniów, jak i nauczycieli. Zmienia się tylko perspektywa. Mam takie wrażenie, że dla uczniów zakończenie roku jest dużo ciekawszym wydarzeniem niż dla nauczycieli.

Po wakacjach, w tym roku dłuższych niż zazwyczaj, uczniowie pojawią się w klasach wyższych, będą uczyć się czegoś innego, będą starsi, dojrzalsi. Dla nich to w dalszym ciągu rozwój, który można dostrzec w lustrze, rozwój, który jest namacalny. Dla nauczycieli zaś to często powrót do tych samych, być może nieremontowanych od dawna sal (na co uczniowie takiej uwagi nie zwracają), do tych samych scenariuszy, do tych samych problemów i trudności. Dla nauczycieli zmieniać się będzie tylko skład klasy, ci, którzy przychodzą na 45 minut, żeby zająć miejsca w ławkach. Coraz częściej wśród tych bardziej wypalonych słychać, że mniejszą wagę zwracają na to, kto w tych ławkach siedzi. Oczywiście nie jest to żadna reguła i absolutnie nie uogólniam, ale taki jest mechanizm wypalenia, który nas, nauczycieli, dotyka jakby bardziej. Pracujemy przecież z ludźmi. Jesteśmy postawieni w sytuacji władzy wymuszonej, w sytuacji wymuszonego autorytetu, a to spala, chociaż na samym początku daje bardzo dużo satysfakcji. Problem pojawia się, kiedy zrozumiemy, że tak naprawdę nie o samą władzę chodzi, ale o to, co z nią w sytuacji edukacyjnej zrobimy. Na początku wszystko wydaje się świeże, nowe, pachnące i błyszczące. Po jakimś czasie – jak wszystko – pokrywa się patyną i powszednieje, a my, przyzwyczajeni do mocnych wrażeń, albo szukamy ich i się zmieniamy, idąc pod prąd, albo zgadzamy się na to, że tak już będzie. Ta druga opcja prowadzi do wypalenia.

Kiedy siadałem do pisania tego tekstu, nie chciałem, żeby był to kolejny pesymistyczny felieton o doli nauczyciela, na który znów otrzymam odpowiedź, że jak się nie podoba belfrom, to zawsze można zmienić pracę. Rozumiem to i rzeczywiście wiele koleżanek i kolegów tę pracę zmienia, tylko paradoksalnie, odnoszę takie wrażenie, że zmieniają ją ci aktywni, w których nie ma zgody na pracę za minimalną krajową bądź niewiele ponad.

Kiedy myślę o zakończeniu roku szkolnego, przychodzą mi na myśl migawki z tego roku szkolnego, ale również przebłyski z poprzednich. Jak w życiu przeplatają się tu dobre i złe momenty, a złoto sukcesu komponuje się z czernią żałoby i czerwienią porażki. Bo o szkole w tym roku mówiło się nie tylko w kontekście sukcesów i porażek edukacyjnych. Jednym z głównych tematów był w tym roku dobrostan uczniów, a raczej jego drastyczny spadek, objawiający się wzrostem prób samobójczych, samookaleczeń, depresji, przepełnionymi szpitalami psychiatrycznymi. Dotyczy to także nauczycieli.

Mam w sobie takie przekonanie, że kolejny rok szkolny musi przynieść zmianę, ale na te zewnętrzne nie ma co liczyć, więc trzeba zacząć od siebie. Sobie życzę większej uważności, otwartości i zrozumienia na trudy pracy nauczyciela, ale również – w tym samym stopniu – na trudy młodzieńczej egzystencji, na szkolne problemy i wyzwania. Nie chciałbym się poddać zniechęceniu i poczuciu, że nic się nie da. Tego życzę również Wam!