Na wznoszącej się czwartej fali pandemii korzystamy, dopóki jeszcze możemy, z namiastek szkolnej wolności, które nam jeszcze pozostały. Odbywają się wycieczki, wyjazdy do kin, teatrów i centrów nauki. Jeździmy jak najszybciej, bo nie wiadomo, kiedy nastąpi kolejny lockdown i już nigdzie nie wyjedziemy, a rok szkolny minie szybko i ani się obejrzymy, a już będzie maj i konieczność wystawiania ocen.

Wycieczki to od zawsze był bardzo problematyczny temat w szkole. Bo wiadomo, że nic tak nie integruje klasy, jak czas wspólnie spędzony poza domem i szkołą. Z punktu widzenia wychowawcy – jeśli jest mądry i kocha dzieci – to też wspaniały czas tworzenia wspólnoty i okazja do wykreowania wspomnień na lata, ale przede wszystkim właśnie więzi grupowej.

Gorzej, jeśli wycieczka jest dla nauczyciela złem koniecznym, które trzeba odfajkować, bo inaczej nie dadzą spokoju. Przy takim nastawieniu te dwa, trzy dni, a czasami nawet proste wyjście do kina mogą stać się udręką i zmęczyć uczniów, ale przede wszystkim nauczyciela.

Może to banalne, ale wszystko zaczyna się w głowie od naszego nastawienia. Jeśli nastawimy się, że dzieciaki w kinie będą hałasować i robić dymy, to właśnie tego będziemy szukać, a nasza reakcja na jakiekolwiek przekroczenie norm będzie powodowała eskalację napięcia. Dzieci, szczególnie te młodsze, na stres reagują różnie i nie potrafią tych reakcji dobrze kontrolować. W grupie to jest praktycznie nie do opanowania, a brak posłuchu wywołuje w nas, nauczycielach, reakcję najczęściej nerwową i mamy otwartą wojnę w czasie trwania filmu. I nie wiadomo, o czym był film, wszyscy są zmęczeni i obiecujemy sobie, że to był już ostatni raz.

Na wycieczkach jest podobnie – jeśli jedziemy na wycieczkę niechętnie, bo musimy; jeśli jesteśmy do niej od samego początku nastawieni źle, mówiąc krótko, jeśli nie lubimy takiej formy spędzania czasu z naszą klasą, co bardzo często sprowadza się do tego, że po prostu nie lubimy tej klasy. Należałoby wtedy zadać sobie pytanie, czy powinniśmy być wychowawcą tej klasy.

Czasami nie mamy na to wpływu. Znam szkoły, gdzie wychowawstwo dostaje się pod przymusem, z automatu, nie bacząc na to, czy ktoś chce, czy ktoś się w ogóle do tego nadaje. W takim przypadku jako nauczyciele powinniśmy zachowywać się profesjonalnie. Rozumiem, jeśli nie chcemy się angażować emocjonalnie (chociaż osobiście sobie tego nie wyobrażam), ale jesteśmy zobowiązani, jako wychowawcy, do utrzymania poprawnych relacji – w końcu pracujemy z ludźmi, a nie z maszynami.

Nie da się, moim zdaniem, utrzymać dystansu emocjonalnego w szkole. Nigdzie, gdzie mamy do czynienia z ludźmi, nie może takiego dystansu być. To wypala nas i wkurza podopiecznych, którzy oczekują zaangażowania, oczekują autentyzmu i szacunku. Szafuje się wszędzie cytatami z Korczaka, że nie ma dzieci, tylko ludzie, ale mam często wrażenie, że jako środowisko znajdujemy sobie tysiące wymówek, dla których nie możemy tego zastosować w konkretnych przypadkach.

I mamy potem szarpanie się, karne kartkówki, zakazy wycieczek i różne najwymyślniejsze formy karania i odgrywania się na uczniach. Próbujemy te dzieci ociosać do naszej wygody, a sami bardzo często pozostajemy sztywni i nieugięci.

Na wycieczkach i klasowych wyjściach widać to szczególnie. Bo tam tracimy bezpieczny grunt. Zostajemy wyciągnięci z kontekstu szkoły i wychodzi z nas to, co potrafimy ukryć w szkole, a nasz autorytet spod tablicy próbuje przepoczwarzyć się w autorytet gardłowania, szantażu i darcia się na podopiecznych. Dochodzi do tego poczucie odpowiedzialności za ucznia, a to bywa paraliżujące. Dlatego też nie jeździmy na wycieczki sami – i nigdy tego nie róbmy, dla bezpieczeństwa przede wszystkim, ale również dla dystansu w trudnych sytuacjach.

Do tego wszystkiego dochodzi oczywiście jeszcze prawny aspekt wycieczek szkolnych, wynagradzania za nie, czasu pracy i nieistniejących nadgodzin podczas wycieczek. Z całą pewnością jest konieczność uporządkowania tego, tym bardziej że pojawiają się czasami bzdurne komentarze uczniów i ich rodziców, że nauczyciele jeżdżą sobie na wycieczki za ich pieniądze. Co jest całkowitym niezrozumieniem tego, po co jest wycieczka i po co jest na niej nauczyciel.

Róbmy wycieczki z głową i nie unikajmy zaangażowania emocjonalnego. Bądźmy sobą, a nie będziemy musieli zastanawiać się, jaką maskę ubrać w danym momencie.