Czuć już wakacje. Pogoda daje wyraźny sygnał, że należy szkolne biurka i szafy opróżnić z bieżących prac i zamknąć je na dwa miesiące. To czas, w którym uczniowie mają odpocząć od szkoły, nauczycieli, obowiązków. To jest też czas dla nas – nauczycieli.

Czy potrafimy tak samo łatwo uporządkować swoje głowy? Czy potrafimy się na czas wakacji odciąć od myślenia o szkole? Czy na wakacjach, kiedy spotkamy koleżankę, czy kolegę z pracy, rozmawiamy na tematy niezwiązane z pracą, czy raczej otwieramy wakacyjne posiedzenie rady pedagogicznej w zmniejszonym składzie?

Pytania mnożą się jak króliki i bardzo trudno jest na nie odpowiedzieć. Szkoła jako miejsce pracy jest niezwykle specyficznym ekosystemem, który opuścić jest bardzo ciężko. To miejsce, które swoją atmosferą, zależnościami, wymuszonym urlopem, harmonogramem pracy niczym ośmiornica osacza nas swoimi mackami i nie pozostawia zbyt wiele miejsca na działalności pozaszkolne. Pewnie wielu nauczycieli się ze mną zgodzi, że przy pełnym etacie brakuje sił i motywacji na „coś więcej” i podejmowanie takich wyzwań często jest heroizmem jakże często podyktowanym ekonomią. Nie ukrywajmy, że nie jesteśmy najlepiej opłacaną grupą zawodową.

Więc kiedy ta ośmiornica już nas tak oplecie i próbujemy na początku z nią walczyć, potem jakoś się z nią – zgodnie z logiką syndromu sztokholmskiego – zaprzyjaźniać, przychodzi czas poluzowania uścisku, wakacje. Nie uciekamy od szkoły, bo w większości nie ośmielamy się szukać innej pracy. A bo socjal, a bo pewność zatrudnienia, a bo nagroda jubileuszowa. No i jeszcze poczucie misji – chwalebne wytłumaczenie.

I wcale nie chodzi mi o to, że szkoła to dramat, zło i siódmy krąg piekła. Chodzi mi raczej o to, że jest to instytucja bardzo wciągająca i absorbująca. Niekoniecznie przecież w negatywnym tego słowa znaczeniu. Bo szkoła jest taka, jaką ją sobie ukształtujemy. I wszyscy mamy na to wpływ. Myślę, że to dobry temat do przemyśleń i rozmów wakacyjnych. Jak mogę zmienić moją szkołę zaczynając od siebie? Jeśli z takim pytaniem pojawimy się na sierpniowej radzie, może być nam łatwiej się do tego mocniejszego uścisku przyzwyczaić i zachować autonomię ruchów.

Nie ma nic gorszego niż bezmyślność. I to nie tylko w szkole. W ogóle – w życiu. Mechaniczne i tępe wykonywanie poleceń, nawet najdurniejszych, robi z nas żywe trupy, biologiczne maszyny, które programuje się zarządzeniami dyrektora. A dyrektor to nie jest przecież nadczłowiek, półbóg i heros. Warto z nim rozmawiać i pokazywać, że jedziemy na tym samym wózku, w tym samym kierunku.

Oczywiście – ludzie są różni. To truizm, który stanowi często wymówkę. A to, że z moim dyrektorem się nie da, bo to buc. A to, że on nie przyjmuje pomysłów ani krytyki. Pewnie, są różne typy, również takie, z którymi pomimo szczerych chęci, otwartości, oceanu empatii i Himalajów dobrej woli się po prostu nie da. I już. Wtedy albo oczekiwanie na zmianę szefa, albo zmiana pracy. Wierzę jednak, że takich sytuacji będzie coraz mniej – świadomość jednak rośnie i chyba samoocena też. Dzięki Bogu!

Czeka nas więc ostatni tydzień przed zluzowaniem uścisku. Ostatnia prosta. Ostatni sprint. Już tylko oceny, rada, nagrody, dyplomy, wkładki, świadectwa i wakacje. Przeżyjmy to i myślmy nad zmianą – przede wszystkim siebie. A potem zmieni się cała reszta.