Czasami nie wszystko idzie zgodnie z planem. Pamiętacie, jakie mieliście plany we wrześniu? O czym, na ten jeszcze wtedy nieznany rok szkolny, marzyliście? Na pewno gdzieś to się jeszcze tli. Rzeczywistość zweryfikowała te plany. Pewnie jednym udało się więcej, innym mniej. Jak podchodzimy do planów i zamiarów? Czy traktujemy nasze marzenia, te wielkie i te mniejsze, raczej jako bujanie w obłokach i defetystyczne „na pewno się nie uda”, czy raczej jak cele do realizacji, teraz lub później.

Z planowaniem w ogóle wydaje się, że mamy jako społeczeństwo problem. Albo planujemy nierealistycznie i bardzo szybko rezygnujemy z naszych planów na rzecz życia z dnia na dzień, albo pogrążamy się w marzycielstwie, które może przeobrazić się w pełne gorzkich wyrzutów do świata obrażalstwo. Mam takie wrażenie, czysto subiektywne, że w ogóle jesteśmy społeczeństwem odbijającym się od ściany do ściany. Dla nas może być coś albo czarne, albo białe, albo nieskazitelne, albo odrażające. I myślę, że to nie jest tylko cecha polskiego społeczeństwa, ale w ogóle naszych czasów, tego postmodernistycznego społeczeństwa informacyjnego na progu, bądź co bądź, nowej, kolejnej zresztą, cyfrowej rewolucji.

Wydawać by się mogło, że wraz z rozwojem mediów, łatwością dostępu do informacji, do wiedzy nasze społeczeństwo będzie się stawać coraz mądrzejsze, coraz rozsądniejsze i zasypywane będą doły ignorancji, uprzedzeń i wyciągania wniosków bez zgłębienia sprawy. Okazuje się jednak, że jest dokładnie odwrotnie. Im łatwiejsza droga do poznania, do wiedzy, tym bardziej ignoranckie wypowiedzi w mediach, tym większa niechęć do szkoły, do nauczycieli.

Ja naprawdę myślę, że żyjemy w epoce ucieczki od rozumu do łatwych wytłumaczeń świata. Fascynuje mnie w sposób negatywny, że coraz więcej jest zwolenników wszelkiej maści teorii spiskowych, nieracjonalnych konceptów społecznych i radykalnych grup politycznych z każdej ze stron. Przyczyn takiego stanu rzeczy jest oczywiście wiele, ale pozostając w swoim edukacyjnym ogródku, uważam, że odejście od planowania długofalowego, ciągłe reformy i brak stabilizacji w szkole mocno się do tego przyczyniły.

Wielokrotnie już w swoich felietonach używałem metafory szkoły jako akwarium dorosłości, społeczeństwa. Wyobraźmy sobie, że w akwarium z żywymi rybkami co chwilę zmieniamy warunki – temperaturę, pH wody, roślinność itp. Z całą pewnością nie wpłynie to dobrze na mieszkańców szklanego pojemnika. O ile bardziej skomplikowany jest człowiek we wszystkich swoich sferach. O ile bardziej wszelkie zmiany dotykają nauczycieli, którzy są na pierwszej linii frontu tych zmian.

Myślę, że naprawdę nie ma co się dziwić temu, że nauczyciele niechętnie planują, niechętnie podejmują ten wysiłek, bo może się okazać, że za miesiąc, dwa, a być może tydzień te ich plany zostaną zniweczone. Dlatego też wielu z nas decyduje się na działania doraźne, z doskoku, a jak głosi mądrość ludowa – ponieważ najtrwalsza jest prowizorka, to to wszystko tak trwa.

Marzę o tym, że w kolejnej – docelowej – ustawie o zawodzie nauczyciela, o systemie oświaty i pokrewnych znajdą się zapisy uniemożliwiające ich zmianę, że pojawi się coś, co dostarczy nauczycielom pewności planowania. Uważam, że to kluczowa sprawa. Kolejna to konsensus we wprowadzeniu tej ostatecznej zmiany w prawie, negocjacje i uzgodnienia, ale to zupełnie inny temat.