Szkoła – szczególnie średnia – jest miejscem i czasem, w której tworzy się fundament poglądów, widzenia świata i wartości, na których młody człowiek będzie budował swoje przyszłe życie. Jest to często zerwanie ze światem wartości wyniesionym z domu (choćby i na chwilę), a czasem utwierdzenie się w nim. Wydaje mi się, że nie ma tu żadnej reguły, chociaż doświadczenie pokazuje, że w domach, w których relacje między dziećmi a rodzicami są ściślejsze i oparte na tolerancji i szacunku – rzadziej dochodzi do radykalnego buntu przeciwko rodzinnemu etosowi. Ale to nie musi być reguła – bo każdy z nas jest inny.

Czy w takim razie w szkole, oprócz normalnych lekcji, powinny odbywać się zajęcia, podczas których będzie się mówić o bieżącej polityce, o wyzwaniach państwa, o problemach społecznych? Myślę, że odpowiedź jest prosta – oczywiście, że tak. Wszak, co już wielokrotnie podkreślałem, szkoła jest zwierciadłem społeczeństwa i trzeba zrobić wszystko, żeby nie była krzywym zwierciadłem.

Istnieje jednak kilka pułapek, na które trzeba uważać i kilka zasad, których należy się trzymać.

Pułapka pierwsza – propaganda

Szkoła była nośnikiem państwowej propagandy do roku 1989. Potem się to systemowo skończyło – i bardzo dobrze. Często jednak, kiedy nauczyciel ma bardzo wyraziste poglądy, pojawia się pokusa wychowania zwolenników tej czy innej partii. Jest to oczywiście z gruntu złe, chociaż same poglądy nie muszą takie być.

Misją nauczyciela jest nauczać i wychowywać w poszanowaniu odrębności i autonomii młodego człowieka i jego rodziców, którzy – nie zapominajmy o tym – są głównymi odpowiedzialnymi za jego wychowanie i mają prawo robić to tak, jak chcą, w poszanowaniu prawa.

Dużo się ostatnio mówi o propagandzie w szkole, która staje się frontem walki o dusze młodego pokolenia. Z jednej strony prawica zarzuca środowiskom lewicowym epatowanie w szkołach tak zwaną ideologią gender. Z drugiej strony powtarzany jest argument, że szkoła powinna być wolna od oddziaływań religijnych poprzez katechezę czy symbole religijne (chrześcijańskie) w przestrzeni szkolnej.

Ten spór nie jest symetryczny na wielu polach. Główny nurt mediów wspiera środowiska lewicowe, albo przynajmniej pozostaje względem nich neutralne, spychając jednocześnie optykę chrześcijańską do kruchty, robiąc z niej przesąd i zaścianek. Prawica robi podobnie, tylko á rebours wskazując na demoralizację i rozpasanie, ale jednak zasięgi ma słabsze. Symetrii nie ma też w prawie. Pamiętajmy, że etyka chrześcijańska jest uprzywilejowana w prawie oświatowym, co jest wpisane w preambuły ustaw regulujących system oświaty w Polsce.

Warto by było, żeby nauczyciele mieli świadomość tej współczesnej walki ideologicznej i starali się tak konstruować dyskurs, żeby opierać się na faktach i uczyć odróżniać je od opinii. To oznacza konieczność bycia na bieżąco i ustawicznego uczenia się nauczyciela. Ale to chyba oczywiste.

Pułapka druga – apolityczność

Apolityczność nie istnieje jako całkowite oddzielenie szkoły od polityki. Edukacji politycznej nie da się jednak oddzielić od polityki – to nierealne. Jak więc zadbać o to, żeby nie zarzucono nam indoktrynacji z jednej strony, a z drugiej migania się od edukacji politycznej. Kluczem jest słowo neutralność. Czym się różni więc apolityczność od neutralności?

Apolityczność, w powyższym rozumieniu, jest unikaniem tematu polityki w szkole. Neutralność jest profesjonalnym zajęciem się tematem polityki w szkole. Dr Jędrzej Witkowski z Centrum Edukacji Obywatelskiej proponuje następujące warunki zachowania neutralności:

  • zebrać fakty, rzeczowe i rzetelne informacje na dany temat, także związane z tłem historycznym, politycznym, ekonomicznym;
  • dobrać materiały wskazujące odmienne opinie i poglądy na dany temat, wykorzystać kilka źródeł, np. zestawić artykuły pochodzące z mediów reprezentujących różne opcje polityczne;
  • odróżniać opinie od faktów i ćwiczyć tę umiejętność z uczniami przed rozpoczęciem dyskusji oraz w jej trakcie;
  • przywołać kilka, kilkanaście argumentów uzasadniających różne stanowiska w danej kwestii i traktować je na równi;
  • adekwatnie reagować na pojawiające się trudne wypowiedzi i powstrzymywać się od komentarzy, emocji, żartów, które mogłyby stawiać jedną z dyskutowanych opcji w niekorzystnym świetle. Przygotowując materiały do zajęć, warto skonsultować je z osobą reprezentującą odmienny światopogląd. Da to większą szansę na zachowanie neutralności[1].

Pułapka trzecia – naciski

Z tą pułapką szeregowemu nauczycielowi często ciężko sobie poradzić. A bywają takie sytuacje, w których dyrektor – reprezentując jakiś, często lokalny, układ polityczny – próbuje wymuszać na nauczycielach wizję edukacji obywatelskiej i politycznej w szkole. Jest to patologia i nigdy nie powinno się to zdarzać, a kiedy takie sytuacje występują, warto zachować się profesjonalnie i nie ulegać naciskom – to się w dłuższej perspektywie bardziej opłaci.

Jeśli będziemy unikać tych pułapek, to już połowa sukcesu. Przy planowaniu edukacji politycznej w szkole warto pamiętać o kilku zasadach, których warto się trzymać, żeby sobie pracę ułatwić i czerpać z niej przyjemność. Doświadczenie pokazuje, że lekcje poświęcone tematom politycznym są najbardziej satysfakcjonujące, generują najlepsze rozmowy i są bardzo ważne w budowaniu autorytetu nauczyciela.

Zasada pierwsza – nie ma tematów tabu

Jestem przekonany, że to kluczowe dla wiarygodnej edukacji politycznej w szkole. Jeśli zostawiamy w sferze tabu tematy dla nas niewygodne, które wywołują w nas duże emocje czy naszą niezgodę, tracimy bardzo wiele z autorytetu nauczyciela i sprowadzamy się nieświadomie do uczestnika sporu politycznego, co zabija dyskusję w klasie. Młodzież jest bardzo mądra i niezwykle szybko wyłapuje nauczycielskie emocje, uprzedzenia i strachy.

Dlatego też, będąc świadomym mocy i wagi, które niesie ze sobą tabu, powinniśmy bardzo mocno wystrzegać się reakcji emocjonalnych na (często trudne i prowokacyjne) pytania uczniów. Bądźmy profesjonalni.

Zasada druga – zawsze bądź gotowy

I tutaj może to być duża dwuznaczność. Bo z jednej strony powinniśmy być gotowi na niespodziewany obrót spraw podczas lekcji. Musimy być gotowi na to, że dyskusja nie przyjmie takiego obrotu, jaki założyliśmy. To nie jest dramat. To nie jest porażka. To jest esencja edukacji – reagowanie na sytuacje niespodziewane i wyciąganie z tego wartości dodanej.

Jak więc być przygotowanym na to, na co nie da się przygotować? I tu jest to drugie znaczenie gotowości. Trzeba dużo czytać, interesować się trendami i bieżącymi wydarzeniami, ale również monitorować, co piszczy w młodzieżowych sieciach społecznych. Jeśli będziemy wiedzieć, jakie memy są na czasie, zyskamy bardzo wiele do autorytetu. Tylko pamiętajmy – nie rozmieniajmy się na drobne, kumplując się z wychowankami, bo to też jest ryzyko. Warto utrzymywać zbilansowane relacje i szczególnie w szkole systemowej utrzymywać hierarchię – najlepiej bez mówienia o niej. To samo wychodzi, jeśli szanujemy się nawzajem. Pierwszy krok musimy zrobić my.

Bądźmy więc gotowi na płaszczyźnie intelektualnej i emocjonalnej i dbajmy o to, żebyśmy nie zardzewieli.

Zasada trzecia – otwartość

Im bardziej kontrowersyjny temat, tym bardziej otwartym warto być. Dlatego że bezpieczne środowisko klasy pod mądrym kierownictwem nauczyciela jest wspaniałym miejscem do kształtowania takich wartości jak tolerancja, szacunek i pluralizm.

Możemy doprowadzić do sytuacji, w której stworzymy „klub idealnej debaty”, gdzie nie będziemy sobie przerywać, naśmiewać się z innych poglądów, okazywać niechęci i słuchać z otwartością. W przestrzeni klasy da się to zrobić i my za to odpowiadamy.

Edukacja polityczna to nie nauki ścisłe. Bardzo często jeden problem ma wiele rozwiązań i ideałem jest doprowadzenie do sytuacji, w której uczniowie, w toku dyskusji, dojdą do tych rozwiązań. Myślę, że kluczowym efektem tej edukacji powinno być ugruntowanie wniosku, że nie ma jednej prawidłowej odpowiedzi na problemy polityki, ekonomii i społeczeństwa. W zależności od szeregu uwarunkowań, zmiennych i czynników lokalnych te odpowiedzi mogą być inne.

***

Konieczność prowadzenia mądrej edukacji politycznej jest dziś niezwykle ważna. Żyjemy w sytuacji pełzającej wojny polsko-polskiej i najgorszym rozwiązaniem byłoby wprzęganie w ten spór szkoły. My – nauczyciele – powinniśmy wziąć na siebie odpowiedzialność za łatanie tego, co się w Polsce przedarło, za zszywanie białego z czerwonym. Oczywiście, można zarzucić mi niepotrzebny patos, ale sprawa jest zbyt poważna, żeby tę edukację zostawić mediom. Ta edukacja uda się tylko wtedy, gdy nie będzie oderwana od rzeczywistości i nie będzie pełna tematów tabu.