Maturzyści poczuli już chłodny oddech na plecach i ci, którym zależy na wyniku, każdą wolną chwilę spędzają na powtórkach. Jest coraz mniej czasu i coraz bardziej dociera do nich, że to ostatnie miesiące przed maturą. Całe szczęście, że w wielu szkołach udało się zorganizować studniówki, bo to też wyjątkowy rocznik kończy w tym roku licea. Ostatni, który pamięta gimnazja. Wprawdzie za rok jeszcze kończyć będą uczniowie technikum czteroletniego, ale jest to pewna cezura.
Maturzyści mają czas do 7 lutego, żeby złożyć ostateczną deklarację egzaminów, do których chcą przystąpić w maju. To też ważny punkt, bo od tego momentu już nie ma zmiłuj, tego się nie cofnie. Jeszcze tylko ukończyć liceum i prosta droga do matury.
No właśnie – ukończyć szkołę. Niestety są jeszcze nadal szkoły, a może lepiej napisać – nauczyciele, którzy używają argumentu „niedopuszczenia” do matury jako motywatora, a może raczej demotywatora zewnętrznego. Taki szantaż wydaje się być wieczny i nieśmiertelny. Słyszałem o takich szantażach od ludzi, którzy szkoły kończyli jeszcze w latach siedemdziesiątych. Natomiast wtedy matura była organizowana, przeprowadzana i sprawdzana przez szkoły, a uzyskanie wykształcenia średniego było uzależnione od zdania matury. Od jakiegoś czasu jest inaczej. Matura stała się egzaminem państwowym organizowanym przez zewnętrzne instytucje i będącym jednocześnie przepustką na studia. I z wykształceniem średnim jest inaczej. Dziś wystarczy ukończyć liceum – na koniec kwietnia otrzymać świadectwo, które uprawnia do przystąpienia do matury, obok złożonej w lutym deklaracji.
Więc te szantaże, zawsze niemoralne, w dawnych czasach miały oparcie w rzeczywistości, teraz są pustymi słowami. Jedyną możliwością niedopuszczenia do matury jest postawienie oceny niedostatecznej na koniec trzeciej klasy i zmuszenie do jej powtarzania, ale z maturą nie ma to nic wspólnego. Tego typu groźby to wpędzanie maturzysty w jeszcze większy niż normalnie strach. I jakkolwiek rozumiem sytuacje, w których obiektywnie trzecioklasista nie kończy liceum – chociaż i one dużo mówią o szkole, o ile nie są podyktowane czymś nagłym, tak kompletnie nie rozumiem i potępiam stawianie jedynek tylko po to, żeby nie dopuścić do matury, bo jej wynik mógłby spowodować na przykład spadek szkoły w rankingach. A takie przypadki mają miejsce i wcale nie należą do rzadkości. Bardzo często uczniowie słyszą, że są beznadziejni, że się nie uczą, dostają oceny maksymalnie dostateczne, żeby potem na maturze okazało się, że zdali ją na 80–90%. Ja takiego zachowania nie rozumiem. Kopać mentalnie ucznia, obrażać go i mieszać z błotem dla jego dobra – niepojęte. Nie jestem w stanie nazwać tego innym mianem niż tresura.
Nie dziwi wcale zwiększający się odsetek prób samobójczych wśród młodzieży. Nie dziwi fala depresji, osuwania się w samotność, w relacyjną nicość. Jeśli matura jest egzaminem dojrzałości, to czemu na ostatniej prostej nie traktuje się maturzystów jak dojrzałych ludzi, którzy wiedzą, o co toczy się gra? Być może wynika to z kultu ocen i rankingów, z poczucia wyższości, z chęci pokazania, kto tu rządzi i kto ma władzę. Pewnie ze wszystkich tych powodów po trochu.
Motywacja zewnętrzna oparta na nagrodach i karach, ocenach i werbalizowanych bądź komunikowanych na zasadzie „domyśl się” oczekiwaniach innych powoduje spadek poczucia wartości i życie życiem „dla innych”. Natomiast wychowywanie do motywacji wewnętrznej, opartej na zrozumieniu siebie, poczuciu sensu i wierze we własne wartości jest trudniejsze i każe schować swoje ego i chęć rządzenia do kieszeni, a na to duża część nas – dorosłych – w odniesieniu do dzieci naszych lub nam powierzonych po prostu nie jest gotowa.