Każdy ma swoje emocje i ma do nich prawo. Mamy prawo płakać, mamy prawo się śmiać, gniewać, czuć obrzydzenie, zachwycać się i rozpaczać. Mamy również prawo do tego, żeby te emocje okazywać, chociaż nasze społeczeństwo bardzo często nie jest na to przygotowane. W ogóle to emocjonalne tabu, które bez wątpienia istnieje w naszej kulturze, wpływa bardzo mocno na to, jak postrzegamy siebie, jak postrzegamy najbliższych i jest jednym z ważniejszych powodów trwającego kryzysu zdrowia psychicznego z jednej strony, a zaufania z drugiej.

Żyjemy w świecie, w którym emocjonalność jest postrzegana często jako słabość i już od najmłodszych lat społeczeństwo karmi dzieci frazesami typu „nie bądź beksa-lala”, „mazgaj”, „chłopcy nie płaczą”. Nie dalej jak wczoraj na naszym portalu pisała o tym dr Katarzyna Kiejdo. Myślę, że wszyscy pamiętamy, jak się czuliśmy, będąc dziećmi, kiedy takie słowa padały w naszym kierunku, wstyd, przygięcie do ziemi, chęć ucieczki i zapadnięcia się w sobie. To oczywiście skrajne przykłady nieuświadomionego przecież upokorzenia i poniżenia dzieci przez dorosłych. Ale ile jednak takich tekstów stosujemy na co dzień w szkole i jak bardzo język, którego używamy, jest ważny i kluczowy do osiągania naszych celów, którymi powinny być wytyczanie dróg i stawianie na nich drogowskazów w nauczanych przez nas przedmiotach. Gorzej, jeśli nasz język staje się językiem Cerbera, który broni dostępu do skarbca wiedzy i przepuszcza jedynie tych, którzy wpasują się w nasze postrzeganie przedmiotu, rzeczywistości, a tych, którzy mają inne myślenie, dochodzą do wiedzy innymi drogami, zbywamy półsłówkami, domniemaniem oszustwa czy umniejszaniem dokonań.

To bardzo smutne, że jako nauczyciele często nie potrafimy przypomnieć sobie tego, jak kilka, kilkanaście czy kilkadziesiąt lat wcześniej siedzieliśmy w szkolnych czy akademickich ławach i odczuwaliśmy te same stresy, co ci, którzy siedzą teraz przed nami. Czy zmiana perspektywy naprawdę musi kasować pamięć własnych doświadczeń? Niestety dzieje się tak nadal zbyt często.

Wszyscy mamy emocje i to właśnie język je indukuje najczęściej, słowa wypowiedziane i te, które zawisły gdzieś w przestrzeni i wypowiedziane nie zostały. Komunikacja bez przemocy wyróżnia język żyrafy i język szakala, język budujący i język niszczący. Wierzę głęboko, że potrzeba budowy świadomości języka, jego używania i stosowania w stosunku do konkretnych grup. Inaczej rozmawiamy w domu, inaczej w barze, a jeszcze inaczej w pracy, przy tablicy. Niedobrze jest, jeśli nie zauważamy tych różnic.

Miarą profesjonalizmu nauczyciela jest umiejętność dobierania metod i form pracy oraz komunikowania ich w sposób świadomy, dostosowany do odbiorcy w taki sposób, żeby budował i wspierał fundamenty, a nie je podkopywał. Słaby to nauczyciel, który wzbudza w uczniach poczucie strachu przed wypowiedzią, jakąkolwiek.

Bardzo często apeluję w swoich felietonach o życzliwość. Wiele razy pisałem o konieczności wzniecenia rewolucji życzliwości, odrzucenia szkodliwych przekonań o naszym zawodzie, o tym, że musimy wymuszać władzę i autorytet. Musimy być autentyczni i profesjonalni, tylko tyle i aż tyle. Przed nami długa droga.