O ile piękniej wyglądałby nasz świat, gdybyśmy byli dla siebie życzliwsi. To oczywiście banał, truizm i utopia i dobrze, przy rozważaniach o życzliwości, mieć to na uwadze, a nawet od tego te rozważania zacząć. Bo wszelkie plany zmieniania świata, które oparte są na nierealistycznych celach, zmierzają albo ku porażce na starcie, albo ku totalitaryzmom na końcu. Ludzkość już nie raz przekonywała się, że na najwznioślejszych ideach równości, egalitaryzmu i wolności można zbudować iście orwellowską rzeczywistość.

Bardzo przemawia do mnie idea bycia wystarczającym, nieścigania się z innymi, a przede wszystkim z wyobrażeniami o sobie samym. I nie należy tego mylić ze spoczęciem na laurach, uznaniem, że jest się ideałem, i z takim przeświadczeniem kroczeniem przez życie. Chodzi mi raczej o to, żeby wyznaczać sobie cele możliwe do spełnienia, a jednocześnie ambitne, tak żeby stawać się coraz lepszym. Może to się wydawać skomplikowaną i naiwną koncepcją, ale słowo życzliwość gra tu pierwsze skrzypce.

Kojarzy ona się nam z byciem miłym i uprzejmym i to jest oczywiście jej pierwszy zakres znaczeniowy, ale nie możemy na tym poprzestawać. Byłoby to bardzo duże spłycenie głębi życzliwości.

Życzliwość zaczyna się oczywiście w domu od sposobu budowania relacji w rodzinie i to jest niezwykle ważne, wręcz kluczowe dla rewolucji życzliwości. Ale na samym początku pojawia nam się problem – skąd rodziny mają wiedzieć, czym jest życzliwość, skoro wyrastają z kultury, w której poprzestaje się w zasadzie tylko na tej pierwszej jej definicji? I tu jest sedno całego dramatu współczesnych relacji, oschłości i oziębłości dzisiejszego świata. Te wszystkie „nie wychylaj się”, „oko za oko”, „jak Kuba Bogu” i „nie ma nic za darmo” wynikają z socjalizowania, a więc wychowywania kolejnych pokoleń Polaków (i nie tylko) w określony przez system (którego ucieleśnieniem jest klasyczna szkoła) sposób. Kształtuje się te relacje na zasadzie dążących do samowystarczalności jednostek, których celem nadrzędnym ma być radzenie sobie w każdej typowej sytuacji bez proszenia o pomoc, co często jest odczytywane jako oznaka słabości. Do poprzednich haseł można dopisać „musisz być samodzielny”, „nikt ci nie pomoże, jeśli sam nie będziesz umiał” i im podobne, które już na starcie dorosłego życia tworzą w nas traumy i poczucie niewystarczalności.

Jak więc to zmienić? Myślę, że systemowej zmiany nie da się na chwilę obecną dokonać, ale można działać metodą antyczną, czyli kropla drąży skałę. Warto zacząć więc od siebie i od autożyczliwości. Warto uwierzyć w to, że nie musimy wiedzieć wszystkiego, potrafić wszystkiego i być w stu procentach samodzielnymi i samowystarczalnymi mikroinstytucjami. Warto dać sobie pole do popełniania błędu. Warto też uznać, że niektóre białe plamy na mapach naszego życia mogą pozostać białe i nieodkryte. Nie musimy uczyć się wszystkiego. Powinniśmy natomiast zainwestować cały nasz wewnętrzny kapitał w budowanie trwałych i dobrych relacji.

Pierwsza z nich to relacja z samym sobą. Fundament stąpania po tym świecie. Bez zaprzyjaźnienia się z samym sobą i bez postawy otwartej na wybaczanie, na wdzięczność, które budują autożyczliwość, nie będziemy mogli zrobić kolejnych kroków ku budowaniu kolejnych relacji. I tu jest pułapka. Pułapka tego, że uznamy siebie samych za niewystarczających, za niezdolnych do budowania relacji na zewnątrz, bo nasz wewnętrzny kontroler jakości, nasz wewnętrzny krytyk powie nam, że jakość naszej relacji z samym sobą jest za niska. I tu powinniśmy włączyć filtr życzliwości, a więc cierpliwie i życzliwie właśnie wysłuchać tego oskarżyciela, a następnie grzecznie przytaknąć i w rozumie podjąć decyzję, że idziemy dalej, do ludzi z tą wiedzą, że nigdy nie będziemy w pełni dobrzy dla siebie, ale to nie szkodzi, dopóki mamy świadomość tego, że istnieje przestrzeń rozwoju, przestrzeń pracy nad sobą, a co za tym idzie, również nad relacją z innymi.

Wyobraźmy sobie więc, że spotykają się dwie osoby, które są w procesie takiej pracy nad sobą. Dużo więcej się wybacza innym, jeśli jesteśmy w stanie wybaczać sobie. Tak zaczyna się rewolucja życzliwości, od samego siebie w relacji z sobą i z innymi.