W życiu pewne są tylko dwie rzeczy – śmierć i podatki. Powiedział tak kiedyś mąż stanu, jeden z ojców założycieli Stanów Zjednoczonych – Benjamin Franklin, który nigdy prezydentem tego kraju nie został, ale miał ogromny wpływ na kształtowanie jego ustroju i porządku prawno-społecznego, który w dużej mierze ukształtował to rodzące się wówczas mocarstwo. Był człowiekiem bardzo specyficznym, chodzącym swoimi ścieżkami i konstruującym własny kodeks etyczny, który był bardzo styczny z moralnością chrześcijańską. Sam siebie określał deistą.

No właśnie. Są ludzie, którzy absolutnie nie dają się skategoryzować i przypisać do jakiejkolwiek grupy, ale niekoniecznie są introwertykami. Są to ludzie, którzy bardzo często mają wysoką inteligencję i potrafią dobrze odczytywać otaczającą ich rzeczywistość, ale z drugiej strony nie chcą uczestniczyć w czymś, co nazywamy wyścigiem szczurów czy też klasyczną karierą. Lubią robić rzeczy po swojemu, a kariera przychodzi im jakby od niechcenia. Franklin jest doskonałym tego przykładem.

To jego powiedzenie o pewności śmierci i podatków przywodzi mi na myśl to, jak bardzo złudne jest życie człowieka i jak wiele spraw, o których myślimy, że zależą od nas, tak naprawdę jest wypadkową pewnych zbiegów okoliczności, przypadku. Chociaż osoba wierząca w takie przypadki nie wierzy, często nazywając je Opatrznością, działaniem Ducha Świętego. Ja sam wierzę, że rzeczywiście tak jest. Co nie zmienia faktu, że my jako ludzie nie mamy na to zbyt dużego wpływu, chociaż bardzo często łudzimy się, że mamy moc sprawczą.

Lubimy o sobie myśleć w tych kategoriach. Lubimy mieć i czuć władzę. To jest zresztą naturalne dla człowieka, że posiadając poczucie kontroli nad otaczającą go rzeczywistością, czuje się spokojniej, pewniej i odważnie kroczy w przyszłość. Dzieje się tak do momentu, w którym z tej misternie budowanej konstrukcji wysunie się choć jeden element. Ktoś zachoruje, będzie wypadek, kogoś okradną. Nagle okazuje się, że poczucie kontroli i sprawczości było ułudą i tak naprawdę ten moment weryfikuje charakter człowieka.

Nie chcę tu mówić oczywiście o tym, kto jest lepszy, a kto jest gorszy. Bo tyle siebie znamy, na ile nas sprawdzono, ale warto czasami starać się odgrywać przed samym sobą scenariusze, „co by było gdyby”. Nie jest to uciekanie w świat ułudy, no chyba że ktoś jest masochistą, ale wydaje mi się to być ciekawym eksperymentem myślowym. Zastanawiając się nad tym, co zrobilibyśmy w sytuacji kryzysowej, w pewnym stopniu się na nią przygotowujemy, a więc znowu tworzymy sobie bezpieczny zakątek pod nazwą „kontrola”.

Kiedy taka sytuacja się wydarzy i zobaczymy swoją reakcję, to będziemy mogli zweryfikować, na ile nasze przewidywania, nasze własne „gry wojenne” były słuszne i oparte na trzeźwym patrzeniu na świat, a na ile raczej na „chciejstwie”. To wiele powie o naszym charakterze i sprawi, że będziemy mogli podjąć refleksję. A każdy moment refleksji w naszym życiu jest ważny i potrzebny. Pozwala nam się stać lepszymi dla innych, ale przede wszystkim dla samych siebie. Bo to przecież we własnym towarzystwie spędzamy najwięcej czasu w naszym życiu i musi nam być ze sobą dobrze, bo inaczej nie będziemy szczęśliwi.

Czy istnieje jakaś recepta na szczęśliwy związek z samym sobą? Myślę, że tak i że jest to uświadomienie i przyswojenie tej tezy Benjamina Franklina, że w życiu pewne są tylko podatki i śmierć. A ta refleksja stawia, albo raczej powinna stawiać, nas do pionu tak w perspektywie doczesności, jak i wieczności. Bez względu na to, jakie mamy przekonania polityczne i religijne.

Bardzo podoba mi się jeszcze inny cytat – dla ludzi wierzących. „Tak się módl, jakby wszystko zależało od Boga, i tak pracuj, jakby wszystko zależało od ciebie” – to maksyma świętego Ignacego Loyoli, założyciela zakonu jezuitów. I fascynująca jest jeszcze jedna sprawa. Że są to ludzie o tak odmiennych życiorysach – z jednej strony deista i mason, z drugiej strony neofita i święty, ale gdybyśmy ich patrzenie na rzeczywistość starali się sprowadzić do najniższego wspólnego mianownika, to byłoby to pogodzenie się z tym, że człowiek ma niewielki wpływ na kształtowanie swojego otoczenia, ale nigdy nie powinien przestać do tego dążyć. To tylko pozorny paradoks.