Ostatnio pisaliśmy o byciu z innymi w radości i w cierpieniu. Dziś chcielibyśmy napisać, jak trwać z innymi w codzienności. Codzienność jest często podobnie dużym wyzwaniem, jak ból, cierpienie czy radość. Zwyczajność, powtarzalność, obowiązki, które nie są emocjonującymi doznaniami i nie wynoszą nas na szczyty pragnień, zdają się czasami tworzyć przepaść, której już nie można przeskoczyć ani często zasypać. Dlaczego tak się dzieje?
Nikt z nas, wchodząc w związek, nie zakłada szarości dnia codziennego, nie planuje, że związek z ukochaną osobą będzie nudny czy do zmęczenia powtarzalny. Bo któż czeka na codzienne wstawanie o świcie, pranie, prasowanie, pracę, gotowanie, a jak są dzieci, należy pomnożyć wszystko x 5, w tym wszystkim praca, zarabianie pieniędzy i już często nie ma siły ani chęci na wyglądanie jak James Bond (nie tylko w kwestii eleganckiego stroju, ale i zadbania o to, by tak w nim wyglądać) czy w przypadku kobiety – jak modelka z okładki, a co dopiero na dbanie o potrzeby emocjonalne swoje czy partnera lub partnerki. Nie każdy też zarabia tyle, by w czasie gdy ty ciężko pracujesz, domem zajęła się pani Marysia, a gdy wrócisz, wszystko będzie błyszczało i pachniało, a równiutko poskładane w szafie pranie będzie przypominało zdjęcie z katalogu gazetki reklamowej. Często nie mamy już zwyczajnie siły na podstawowe obowiązki, idealny porządek, wygląd, a co dopiero na myślenie o tym, by budować każdego dnia związek na nowo. Nasze potrzeby emocjonalne zostają na końcu albo realizujemy je… gdzie indziej. Tak zaczyna się często rozejście dwóch dróg, osób, które wydawały się dla siebie stworzone. Codzienność potrafi zabijać powoli i skutecznie.
Zwykle czekamy na czas, kiedy możemy być zwyczajnie sobą. Chodzić swobodnie ubranym, bez makijażu, eleganckiej koszuli, często w swobodnym sportowym ubraniu. I tu pojawia się z czasem sytuacja, w której wyciągnięty dres, rozczochrane włosy, przyduży T-shirt stają się nieodłącznym atrybutem kobiety lub mężczyzny w domu. Troska o ładny wygląd zostaje przypisana wyłącznie sytuacjom poza domem, a szarmanckie zachowanie zarezerwowane tylko dla kobiet w pracy czy tam, gdzie jesteśmy w formalnych relacjach. W domu rzucamy przysłowiowe skarpetki na podłogę i daleko nam do bycia dżentelmenem. I nie ma nic dziwnego w tym, że potrzebujemy być swobodni, wyluzowani we własnym domu, ale jeśli to staje się uciążliwym nawykiem dla drugiej osoby – codzienność zaczyna uwierać. On szuka pięknej kobiety poza domem, ona adoratora, jak tylko wychodzi i zatrzaskuje za sobą drzwi.
Dlaczego codzienność bywa trudna? Nie dlatego, że tam jesteśmy naprawdę sobą. Ale dlatego, że przestajemy dbać o jakość naszego życia i związku. Jakość emocjonalną, intelektualną, ale także fizyczną. Co więcej, niebezpieczne jest zapełnianie pustki innymi osobami, relacjami, hobby, nałogami. Wtedy zaczynają się zdrady, toksyczne relacje i dramaty. Jak więc oswajać codzienność? Codzienność musi być nasza wspólna. To, co nas uwiera i boli, musi być przekazane partnerowi, partnerce z miłością. Jednocześnie musimy od siebie też wymagać. Doceniać, ale i akceptować słabsze dni, zły nastrój, zmęczenie partnerki czy partnera. Znajdować atrakcyjność w codzienności. We wspólnym przygotowaniu kolacji, spacerze, zakupach. Ilość seksu wcale nie znaczy o jakości związku. Można się kochać co noc, a w ciągu dnia nie móc znieść uciążliwych nawyków partnerki czy partnera. Można kochać się kilka razy w miesiącu, ale seks będzie spajał bardziej. Nie liczy się ilość, ale jakość. Nie trzeba co tydzień chodzić do restauracji na romantyczne kolacje, czasami bardziej romantyczne będzie wspólne smażenie naleśników w domu. Wszystko zależy od jakości naszych decyzji i uwzględniania naszej wspólnej przestrzeni w nich. Jeśli partner/partnerka myśli tylko o sobie i swoich potrzebach – związek nie ma szans na przetrwanie. Ważna jest równowaga: „ja” i „ty”, czyli „my”. Nie możesz wciąż zapominać o sobie, by zadowolić drugą osobę, ale nie możesz też zaspokajać tylko swoich potrzeb. Najważniejsza jest komunikacja. Rozmowy. Znalezienie na nie czasu. Nieodkładanie na lepszą chwilę tego, co chcemy powiedzieć. Bo nagromadzenie drobnych rys może prowadzić do poważniejszego pęknięcia.
Jak uczynić z naszej codzienności wspaniałą, wspólną drogę? Przede wszystkim nauczmy się doceniać małe, dobre rzeczy, gesty miłości i słowa. Nie szczędźmy ich naszemu związkowi. Dawajmy najpierw my, ale rozmawiajmy też o tym, czego my potrzebujemy. Codzienność możemy uczynić piękną, jeśli tylko dostrzegamy w niej wyjątkowość naszego życia. Często mówi się o podsycaniu związku. Nie jest to tylko kupienie wyjątkowej bielizny, kwiatów, zabranie ukochanej osoby do kina czy teatru, wizyta u fryzjera czy zadbanie o kondycję i rzeźbę ciała. Podsycanie związku polega na odkrywaniu wciąż na nowo osoby, z którą żyjemy. Jej pragnień, zainteresowań, zmieniających się gustów, potrzeb i marzeń. Czasami wydaje się nam, że gdy dojrzewające osoby w związku, a więc i siłą rzeczy zmieniające się, rozchodzą się nieco, nie ma szans na udany związek. Nie do końca tak jest. Możemy być ze sobą szczęśliwi, jeśli umiemy się szanować, doceniać, dostrzegać, że druga osoba nas ubogaca swoją odmiennością. Miłość się w nas rozwija, gdy umiemy każdego dnia rano dziękować za nią i za drugą osobę.
Codzienność jest testem naszego związku. Testem naszych zaniedbań w nim. Im więcej zaniedbanych sfer, tym bardziej zaczynamy się oddalać od siebie. Można mieszkać w jednym domu, spać w jednym łóżku, ale nie mieć już obok siebie bliskiej osoby. Jest ktoś, do kogo się przyzwyczailiśmy, kogo boimy się opuścić ze strachu przed samotnością, ciążącym kredytem, ze względu na dzieci itd., itp. Dlaczego więc zaniedbujemy to, co nas połączyło? Bywa tak, że tracimy czujność, uważność (tak modne i popularne dziś określenie na wdzięczność, czułość, otwartość na drugiego). Pozwalamy, by to, co najważniejsze, zeszło na dalszy plan. A stąd już łatwo iść ku zaniedbaniu.
Codzienność może być inspirująca, motywująca, jeśli ją taką sami uczynimy.