Nigdy wcześniej nie byliśmy świadkami tak silnych i głębokich podziałów społecznych jak teraz. Jak sobie z nimi radzić? Dlaczego nas tak ranią i bolą?

Emocje, które nam towarzyszą, kiedy doświadczamy podziałów, są różne. Jedni czują się jak ryba w wodzie, mając jasno sprecyzowanego przeciwnika. Mogą często pierwszy raz wyrazić swoje poglądy głośno i wyraźnie, niejednokrotnie też uciekając się do języka, który dotychczas był dla nich poza granicami dobrego wychowania i norm etycznych w debacie publicznej. Ujawniają się często wręcz demony skrywane latami. Walka na słowa, którą się karmią, jest jak życiodajny strumień, który unosi ich falami, ścierając się z coraz to nowymi twarzami przeciwnika.

Inni milkną. Część z niemocy, braku siły przebicia, ze strachu przed atakiem agresywnych wojowników forsujących swoje jedynie słuszne przekonania. Niektórzy milkną z innych powodów. Nie chcą eskalacji podziału. Przeczuwają, że ludziom nie chodzi o szukanie porozumienia, ale o przeforsowanie swoich racji bez liczenia się z innymi. Szacunek staje się wtedy towarem deficytowym. Niknie nagle, jakby nie miał znaczenia. A może wcale go nie było?

W takich podziałach odkrywamy często swoje najgorsze oblicze. Silne emocje dyktują to, czego byśmy nie powiedzieli w warunkach spokoju i braku napięcia. Są ludzie, którzy agresywnie forsują swoje poglądy, szczególnie w dobie wszechobecnych mediów społecznościowych, całkowicie bez szacunku dla innych. Wyzwiska, szufladkowanie są na porządku dziennym. Co więcej, są przez agresorów jeszcze usprawiedliwiane i wynoszone do poziomu misji, niejako „nawrócenia” swoich oponentów na właściwą drogę myślenia. Warto jednakże zauważyć, że podziały bywają coraz częściej sztucznie budowane przez osoby do tego zatrudniane, by w mediach osiągać określone cele polityczne i polityczny kapitał. Całodobowy dostęp do strumienia informacji, nasza podatność na tego rodzaju środki przekazu oraz przemyślane strategie medialne powodują, że podziały są między nami coraz głębsze. Często nie byłoby przepaści między zwykłymi ludźmi, gdyby nie podsycanie różnic między nimi poprzez manipulację.

Podziały między ludźmi bywają niezwykle bolesne. W rodzinie, gdy ojciec staje przeciw synowi, córka przeciw rodzicom. Gdzie nie ma już miejsca na szacunek i wspieranie się w życiu. Gdzie nie ma już przestrzeni na akceptację. Gdzie nie ma już miejsca na wspólnie spędzane chwile. Wśród przyjaciół, gdy nagle okazuje się, że ci, których uważałeś za bliskie ci osoby, stają się zupełnie obcy nie przez swoje poglądy, bo przecież je znałeś, ale sposób ich wyrażania, który pozbawia cię nawet odrobiny szacunku oraz odkrywa ich głęboko ukryte oceny, które pod płaszczykiem tolerancji, szerokich horyzontów przez lata były oszukiwaniem nie tylko ciebie, ale i prawdopodobnie samych siebie. Ból odarcia z wszelkich pozorów bywa dotkliwy. Jakby ktoś zdarł z ciebie ubranie na siarczystym mrozie. Stajesz nagi i sparaliżowany. Odbiera ci mowę. Nie masz siły na obronę, bo nie musisz bronić tego, kim jesteś. Wiesz, że nie musisz tego robić, bo jesteś sobą. Nagle uświadamiasz sobie, że te lata relacji były zafałszowane. Czujesz, że już nie masz przyjaciela i że może nigdy go nie miałeś… Ten ból jest dotkliwy. Przeszywający do szpiku kości. Milczysz, bo nie możesz nic powiedzieć. Cokolwiek powiesz, nic nie zasypie tej przepaści obcości.

Gdy zbliżają się święta, głosy podsycające wrogość nie milkną. Czasami nawet posługują się manipulacją jeszcze zręczniej, by budować między ludźmi mur. Dla swoich racji. Dla własnego okopania się jeszcze głębszym wałem od innych. Z poczucia własnej wyższości. Nawet wśród chrześcijan nie milkną głosy sporów, oskarżeń o chrześcijański brak miłości bliźniego – cóż za paradoks! Ci, którzy są obserwowani przez wielu, uważają się za wzór, ukazują jedynie słuszną drogę realizacji miłości, jaką praktykują. Z tego punktu już niedaleko do podziałów i wrogości. A potyczki słowne na tym tle nie cichną nawet w obliczu świąt.

Do świąt pozostało nam kilka dni. Dla tych, dla których to czas szczególny, ważny duchowo, niech będzie czasem wyciszenia i oczekiwania. Może mniej słów, a więcej słuchania pozwoli nam zobaczyć więcej? Pozwoli spotkać się z Innym głębiej, pełniej, realniej. Dla tych, dla których to tylko czas wolny od pracy, niech będzie doświadczeniem głębszych relacji w rodzinie, wśród przyjaciół. Niech będzie czasem złożenia broni. Czasem doświadczenia pewnego rodzaju słabości wobec miłości innych.

Zaleczmy ból podziałów. Zamilknijmy. Dajmy sobie nawzajem czas, przestrzeń, zobaczmy siebie pełniej. Nie szastajmy słowami jak maczugą, bo razy zadawane słowami bywają o wiele boleśniejsze, niż nam się wydaje. Szukajmy tego, co nas łączy, co nas w drugim człowieku zachwyca. Często to, czego nam brakuje w nas samych, widzimy w innych. Niech stanie się to dla nas wspólną drogą przez życie. Jesteśmy w gruncie rzeczy bardzo do siebie podobni w tym, co najbardziej czyni nas ludźmi. Bądźmy dla siebie czuli. Nie tylko w bliskich, intymnych relacjach, ale i w tych na zewnątrz naszych domów, relacji rodzinnych. Bądźmy dla siebie czuli.