Zamknijmy oczy i wyobraźmy sobie całkiem codzienną scenkę. Oto stara kamienica. Niewysoka. Taka, w której okna w lecie są często otwarte. Ale nie ma w nich kwiatów – wyłożone są poduszkami. Te poduszki są potrzebne mieszkankom, które upodobały sobie to miejsce najbardziej ze wszystkich miejsc, jakie mają do dyspozycji w swoich mieszkaniach. To miejsce aktywności. Miejsce, które pozwala być na bieżąco. Pozwala wiedzieć. Mieszkanki bowiem przesiadują w swoich oknach – rozmawiają ze sobą, obserwują okolicę i mieszkańców, zagadują ich, dopytują, uśmiechają się, opowiadają, co gotują na obiad albo gdzie można dostać wyjątkowo dobre truskawki, i to tanio. Takie mieszkanki znają wszystkich lokatorów, wiedzą, jaki mają rozkład dnia, jakie zwyczaje, a nawet rodzinę i znajomych sprawnie identyfikują. Wiedzą wszystko. Przy nich nikt nie jest anonimowy.
Wyobraźmy sobie teraz, że do takiego bloku wprowadza się nowy lokator, choćby taki, który wynajmuje mieszkanie. Taki zwykły, całkiem niegroźny student. Zobaczmy oczami wyobraźni poruszenie wśród mieszkanek, ich niezwykłą ciekawość i gorączkowe pytania: „A widziała pani tego nowego? Skąd przyjechał? I co tutaj robi? Co on ma w tych pudłach? A słyszała pani, o której wczoraj wrócił? Po co on tak wcześnie wstaje? Od rana słyszę śpiewy”. I tak dalej, i tak dalej.
Jak taką postawę nazwać? Wścibstwem, plotkarstwem, wtrącaniem się? Można. Ale może pasuje też słowo ciekawość… Ciekawość to silna chęć dowiedzenia się czegoś. Ciekawość może być naturalna, ludzka, życzliwa, niepohamowana, nieposkromiona, ale też zwykła. I wydaje się, że każda z nich jest dobra. Bo ciekawość to zainteresowanie. Życiem, światem i drugim człowiekiem.
Taka ciekawość jest zawsze twórcza, rozwijająca, a przede wszystkim relacyjna. Dzięki ciekawości drugiego człowieka wchodzimy z nim w interakcje, budujemy relacje, nawiązujemy kontakty, zdobywamy przyjaźnie. To też okazanie ludziom sympatii i życzliwości i jednocześnie sposób na uzyskanie od ludzi tego samego. Zatem taką ciekawość można by nazwać szczerym zainteresowaniem drugim człowiekiem. A to może prowadzić tylko do dobrego. Bo ludzie lubią rozmawiać, lubią czuć się ważni, lubią, kiedy się ich słucha. Taka ciekawość więc sprzyja tworzeniu więzi. Buduje relacje.
Tylko jak okazywać ciekawość, żeby nie budziła negatywnych skojarzeń? Wystarczy pytać we właściwy sposób. Początkowo, kiedy znajomość nie jest jeszcze bliska, dobrze sprawdzają się pytania otwarte. Pozwalają człowiekowi odsłonić tyle, ile jest gotów. Sprawdzają się tutaj zwłaszcza tematy ogólne, ale nawet one są źródłem wiedzy o drugim człowieku. Stopniowo można przejść do pytań szczegółowych, ale nie zamkniętych, zaczynających się od pytajnika „czy”, bo te skłaniają do odpowiedzi jednowyrazowej. Szybko ucinają temat i nie pozwalają go zgłębić. Słowa mające znacznie większy potencjał pogłębienia rozmowy to: „jak”, „co”, „dlaczego”. Tak postawione pytania są przejawem szczerego zainteresowania drugą osobą, ale i szansą na uzyskanie dłuższej i bardziej wnikliwej odpowiedzi. Z czasem można przejść do pytań o opinie, poglądy, ale nie tylko po to, aby kogoś wypytywać czy przesłuchiwać, ale by samemu móc wypowiedzieć swoje zdanie. Takie pokierowanie rozmową pogłębia nie tylko rozmowę, ale i relacje. Kluczem są zatem pytania dociekliwe, które pozwalają wniknąć głębiej w omawianą sprawę, a jednocześnie wydobywają nowe tematy do rozmowy i pozwalają się rozmówcom odsłonić przed sobą nawzajem. Zawsze jednak trzeba wykazywać się taktem i zostawić rozmówcy możliwość odmowy i wycofania się.
Okazywanie zainteresowania drugiemu człowiekowi nie jest tylko strategią zadawania odpowiednich pytań. Za danymi pytaniami powinna kryć się życzliwa ciekawość. Taka ciekawość czyni drugiego człowieka bardziej osobowym, wyrazistym, ważnym i potrzebnym. Chyba więc śmiało można sparafrazować powiedzenie „Ciekawość to pierwszy stopień do piekła” i stworzyć jego pozytywną wersję „Ciekawość to pierwszy stopień do relacji z drugim człowiekiem”.